Reklama

Szanowna Redakcjo,
Piszę ten list z mieszanką wstydu i żalu. Chciałam dobrze – zmotywować syna, by zaczął traktować naukę poważnie. I choć osiągnęłam cel, mam nieodparte wrażenie, że zapłaciłam za to za wysoką cenę.

Reklama

Mój trzynastoletni syn Kuba nigdy nie był uczniem idealnym. Zazwyczaj balansował gdzieś pomiędzy trójkami a czwórkami. Był za to pełen życia – wiecznie w ruchu, z głową pełną pomysłów. W tym roku jednak coś się zmieniło. Oceny spadały, a on z obojętnością machał ręką. Prośby, rozmowy, tłumaczenia – nic nie działało.

Chciałam go tylko zmotywować

W pewnym momencie powiedziałam, że jeśli nie poprawi ocen, nie pojedziemy na wakacje. Powiedziałam dokładnie tak: odwołam wakacje. I coś w nim pękło. Przestał wychodzić na podwórko, zniknęły spotkania z kolegami, a jego pokój zamienił się w coś na kształt samodzielnego centrum nauki. Dniami i nocami ślęczał nad książkami, sam znalazł sobie pomoc online, pisał notatki, uczył się z determinacją, jakiej nigdy wcześniej u niego nie widziałam.

Rok szkolny wkrótce się skończy i już wiemy, że czerwony pasek będzie. Średnia 4,8. Wychowawczyni nie może się go nachwalić. A ja… czułam dumę. W pierwszej chwili.

Teraz coś w nim zgasło. Nie chce ze mną jechać

Bo kiedy w końcu zaproponowałam wspólny wyjazd po końcu roku, syn oznajmił, że woli zostać w domu. Nie chce już nad morze. Nie chce nigdzie ze mną jechać.

Nie ma w nim ani radości, ani ulgi. Jest tylko zmęczenie i obojętność. W końcu wyznał, że nie uczył się dlatego, że chciał. Chciał jedynie, bym przestała się złościć. Żebym go znów lubiła. Żebym nie była rozczarowana.

Zrozumiałam, że choć osiągnęłam efekt – oceny, pasek, pochwały – to zrobiłam to nie w imię jego dobra, ale własnych oczekiwań. On nie walczył o swoje marzenia. Walczył o moją aprobatę.

Ten czerwony pasek będzie go teraz pilnował jak cień. Już wie, że akceptację trzeba u mnie „wypracować”, że jest ona warunkowa. I to boli mnie najbardziej.

Z poważaniem,
Justyna z Lublina

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama