„Syn się popłakał, bo mu tyle zadali, a tu jeszcze przed nim 4 kartkówki. Czy tak jest wszędzie?” [LIST DO REDAKCJI]
Olek poszedł do 4 klasy i zaczął się koszmar. Co oni chcą zrobić z naszych dzieci, przecież to nie roboty! Oluś próbował być silny, ale po paru tygodniach pękł. Po prostu wszedł do domu, usiadł na podłodze i się rozpłakał.
- redakcja mamotoja.pl
Mój syn jest inteligentny, bystry i ambitny. Starał się bardzo, żeby nie dać po sobie poznać, że jest źle. Siedział wieczorami, pracował pilnie, robił wszystko, nigdy nie poszedł na lekcje nieprzygotowany, ale długo tak się nie da. Minął miesiąc i się załamał.
Łzy dziecka to nie powód do dumy dla nauczyciela
Do tej pory Olek lubił szkołę, ale jak tak dalej pójdzie, znienawidzi ją. Dopiero miesiąc za nami, a Oluś zebrał już 4 oceny z matematyki, zaliczył pracę z polskiego i 4 klasówki z angielskiego, napisał 3 wypracowania. O ilości codziennych prac domowych nawet nie wspomnę. Ślęczy nad książkami do 22.
Mój synek zebrał dobre oceny, bo dawał się z siebie wszystko. Nie wszystkie dzieci z klasy tak nadążają. I szczerze mówiąc, Olek już też nie nadąża. Na pierwszy miesiąc starczyło zapału, ale teraz to tak, jakby go ktoś specjalnie gasił.
Czy nauczyciele myślą, że jak będą dziecko przytłaczać pracą, to się więcej nauczy? Naprawdę?
I co ja mam dziecku powiedzieć? Że tak trzeba, że takie jest życie i jak będzie dorosły, to też ma sobie żyły wypruwać?
Nie jestem totalną przeciwniczką prac domowych, ale po kilkanaście stron z każdego przedmiotu dzień w dzień to chyba już lekka przesada, prawda? Każdy nauczyciel uważa swój przedmiot na najważniejszy, a jak ktoś jest uzdolniony z matematyki, a z polskiego już mniej, to co? Ze wszystkiego musi być orłem?
Taki system zabija w dzieciach zapał i miłość do nauki, widzę to po moim Olku. To dziecko, które do tej pory z nauki czerpało radość, teraz płacze, bo ktoś stawia go przed murem, którego nie da rady przeskoczyć.
Czy tak jest wszędzie w Polsce? Zastanówcie się, drodzy nauczyciele, do czego zmierzacie. Może warto brać przykład z krajów, w których nauczyciele stawiają na umiar, indywidulane zdolności dzieci, zdrowy balans i rozsądek? Więcej nie zawsze znaczy lepiej.
Alicja
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz też:
- "Co to za wymysł, żeby w 1 klasie pisać sprawdziany i dyktanda, i to na oceny? Dziecko już nienawidzi szkoły"
- "Rodzice mają pretensje do nauczycieli, że ich dzieci mają kiepskie oceny. A do dzieci i siebie - już nie"
- "Córkę pod szkołą zaczepił podejrzany typ. Udawał mojego znajomego. Postanowiłem go odnaleźć"