Synowie to moje największe szczęście. A ludzie niech gadają, ja wiem co robię
Byliśmy z Iwoną małżeństwem jakich wiele. Z rozsądku. Przynajmniej z jej strony, bo ja Iwonę kochałem nad życie. Nie miałem jednak złudzeń, że ona wychodzi za mnie z miłości. Była panną z dzieckiem, a w naszej wsi ludzie potrafią takiej osobie dokuczyć.
Chłopak, z którym się spotykała, wyjechał za granicę i nie miał zamiaru wracać, a co do dziecka, to ogłosił, że ojcem może być równie dobrze którykolwiek z bywalców zabaw w remizie. Bo Iwona była dziewczyną, która wprost uwielbiała się bawić.
Nie mam pojęcia, czy faktycznie miał choć trochę racji, jednak to, że powiedział coś takiego, uważam za okropną podłość.
Ona taka ładna, a ja…
Znałem ją od dziecka, bo gospodarstwa naszych rodziców sąsiadowały ze sobą. Widywaliśmy się często. Nigdy nie śmiałem nawet pomyśleć, że mógłbym się z Iwoną umawiać. Była bardzo ładna, wysoka i smukła, a ja do przystojniaków raczej nie należałem – niski, krępy, wcześnie zacząłem łysieć.
Kiedy urodziła dziecko, często obserwowałem ją snującą się samotnie z wózkiem. Zagadywałem wtedy do niej, spacerowaliśmy razem. Później coraz częściej pomagałem jej w drobnych zakupach, podrzucałem samochodem do miasteczka, kiedy chciała coś tam załatwić. Zbliżyliśmy się do siebie i chyba zaprzyjaźniliśmy. Któregoś dnia zaproponowałem jej małżeństwo, a ona się zgodziła.
– Właściwie powinienem cię uprzedzić, że chcę się stąd wyrwać – powiedziałem jej podczas tej rozmowy. – Kumpel pracuje na budowie w Poznaniu i bardzo sobie chwali tę robotę. Rozkręca właśnie własną firmę remontową. Znalazłaby się dla mnie praca.
– Jak dla mnie, to świetny pomysł – odparła bez zastanowienia. – Mam już naprawdę dość tej parszywej dziury.
Zamieszkaliśmy w Poznaniu na dużym osiedlu. Najpierw wynajmowaliśmy mieszkanie, później wykupiliśmy je na własność.
Od razu zaczął nazywać mnie tatą
Mijały lata. Pokochałem synka Iwony, Michałka. Był malutki, więc od razu zaczął nazywać mnie tatą. Po pewnym czasie urodził się Krzyś.
Przez pierwsze lata Iwona nie pracowała. Dopiero gdy Krzyś poszedł do przedszkola, zaczęła dorabiać jako pomoc w salonie fryzjerskim koleżanki.
Pracowała tylko kilka godzin dziennie, bo później musiała odebrać ze szkoły Michała, a młodszego syna z przedszkola.
Wtedy też zapisała się na wieczorowy kurs fryzjerski. Chciała kiedyś otworzyć własny salon.
Miałem wrażenie, że moja żona rozkwitła. Wracała do domu z uśmiechem na ustach. Miała jakichś nowych znajomych, a to z zakładu, a to z kursów. Nigdy ich jednak nie poznałem.
Po pewnym czasie zaczęła pracować już jako fryzjerka na etacie w salonie tej swojej Teresy. W tamtym okresie często wyjeżdżała na różne szkolenia.
Któregoś dnia powiedziała, że znowu jest w ciąży. Była zdenerwowana. Gdy próbowałem ją uspokoić, wyrwała mi się.
– Co ty tam wiesz – wysyczała przez zęby.
Spojrzałem na nią zdumiony:
– Pewnie nie tyle, ile kobieta. Ale przecież ciąża to nie choroba. Bardzo się cieszę, kochanie. Nie martw się, poradzimy sobie.
Myślałem, że się wścieka, bo chciałaby już oderwać się od pieluch i skoncentrować na pracy.
Przestała wówczas chodzić do Teresy. Cały czas siedziała w domu, kompletnie zmarnowana. Później, gdy już urodził się Piotruś, stała się jeszcze bardziej nieobecna duchem.
Dopiero ten telefon otworzył mi oczy
Kiedy najmłodszy miał dwa latka, zdecydowała, że już czas wrócić do pracy. Dziecko zostało oddane do żłobka. Początkowo byłem temu zdecydowanie przeciwny, lecz nie miałem serca odmawiać Iwonie powrotu między ludzi. Siedzenie w domu zdecydowanie jej nie służyło.
I znów zaczął się dobry okres. Tak mi się przynajmniej wydawało. Moja ukochana odżyła, aż miło było na nią patrzeć.
Po jakimś czasie, w trakcie dnia pracy, zadzwoniła do mojej firmy Teresa. Była wściekła.
– Czy ty naprawdę nie widzisz, co wyprawia twoja żona?! – wysyczała bez żadnych wstępów.
– Nie wiem, o czym mówisz – odparłem zdumiony.
– Ciągle ma jakieś romanse! Niby mi mówiła, że jesteś tolerancyjny i macie taki układ, ale coś mi się w to nie chce wierzyć!
Odebrało mi mowę… Choć bardzo chciałem, nie mogłem wydusić z siebie słowa. Tymczasem Teresa ciągnęła:
– Najpierw prowadzała się z jednym takim ze szkoły wieczorowej. Kiedy ją rzucił, była w ciąży. No nie mów, że nic nie podejrzewałeś! A teraz zachciało jej się uwodzić mojego chłopa...
Nadal nie byłem w stanie nic powiedzieć. Natomiast Teresa dodała łamiącym się głosem:
– On tam teraz jest. U was… Obiecał mi, że z nią zerwie. Może więc ty przy okazji też wyjaśnisz sobie coś z Iwoną – powiedziała i odłożyła słuchawkę.
Pognałem do domu. Drzwi były zamknięte, wewnątrz tkwił klucz, więc nie mogłem się dostać do środka. Słyszałem tylko jakieś stłumione głosy. Nic mnie już nie obchodziło. Nawet to, że sąsiedzi słyszą i będą gadać. Chociaż waliłem w te drzwi z całej siły, moja żona mi nie otworzyła. Wybiegłem przed blok i stanąłem pod naszymi oknami.
– Iwona! – wrzasnąłem.
Wyszła na balkon. Wyglądała, jakby była pijana. Widocznie zrozpaczona tym, co jej powiedział narzeczony Teresy, wypiła jakiś alkohol… Wychyliła się przez balustradę i bełkotliwie zawołała do mnie:
– Daj mi wreszcie spokój!
– To jest też mój dom! – odkrzyknąłem. – Nigdzie się stąd nie ruszę, dopóki z tobą nie porozmawiam! Jesteśmy rodziną!
Na innych balkonach pojawili się zaciekawieni sąsiedzi. Iwona parsknęła pijackim śmiechem:
– Jaką rodziną?! Ani jedno dziecko nie jest twoje! Odczep się ode mnie! Brzydzę się tobą!
Pociemniało mi w oczach. Przez chwilę myślałem, że padnę trupem na miejscu.
Miłość JEST ślepa
Jak w transie ruszyłem przed siebie, a później już biegłem. Ktoś próbował mnie złapać za ramię. Ktoś coś do mnie mówił. Wyrwałem się i biegłem dalej. Nie wiem, jak dotarłem na stację PKP i kupiłem bilet. Podróż upłynęła mi jak w jakimś okropnym koszmarze sennym.
Pamiętam, że wtedy właśnie przypomniałem sobie różne zdarzenia, które pozornie nie miały ze sobą związku. Jakieś milczące telefony, jakieś kłamstewka Iwony, które przypadkiem odkrywałem, ale nie przywiązywałem do nich większej wagi...
Zawsze ją tłumaczyłem. Jakbym zamknął oczy na coś oczywistego! Miłość jest ślepa, jak powiadają… Największy ból sprawiała mi świadomość, że całe moje życie z nią było jednym wielkim kłamstwem. I wciągnęła w to również dzieci! Moich „trzech muszkieterów”, jak ich czasem żartobliwie nazywałem...
Wysiadłem z pociągu po czterech godzinach. Do dziś nie mam pojęcia, co to była za stacja.
Wszedłem do pierwszego lepszego baru, jaki napotkałem, i solidnie napiłem się wódki. Obudziłem się w krzakach, z pustym portfelem. Nie miałem pieniędzy na bilet, poszedłem więc łapać stopa. Dotarłem do domu po kilku godzinach. Dzieci ani Iwony nie było w domu. Spakowałem się i wyniosłem do kumpla.
Nikomu nic do tego. Wiem, co robię
Minął tydzień. Nie miałem pojęcia, co będzie dalej. Żyłem praktycznie z dnia na dzień. Iwona próbowała się ze mną skontaktować. Dzwoniła do mnie, wysyłała esemesy, żebym się odezwał. Nie potrafiłem się jednak na to zdobyć, choć bardzo tęskniłem za dzieciakami. Na próżno próbowałem to w sobie stłumić.
„Skoro żadne nie jest moje, nie mogę się jej narzucać. Niech je wychowuje z ich prawowitym tatusiem, a raczej tatusiami” – myślałem. Ale nie mogłem się z tym pogodzić. Kochałem te dzieci.
Całymi nocami leżałem, patrząc w sufit. Zdarzało się, że płakałem z bezsilnej złości. Bardzo cierpiałem. Nie potrafiłem skoncentrować się na pracy.
Minął miesiąc, telefony od Iwony ustały. Którejś nocy obudził mnie dźwięk komórki.
– Tomek? Tu Teresa – usłyszałem w słuchawce. – Iwona miała wypadek. Nie żyje. Czy możesz przyjechać? Dzieci są u sąsiadki, potrzebują cię…
– Zaraz będę – rzuciłem kompletnie oszołomiony.
Dopiero teraz coś do mnie dotarło. Przy całym swoim bólu i szoku wywołanym wiadomością o śmierci żony uświadomiłem sobie jedno – mam dom, a w nim trzech synów. Kto o nich teraz zadba, jeśli nie ja? Tej nocy wróciłem więc do naszego mieszkania i tam już zostałem.
Wiem, że niektórzy pewnie wyśmiewają się ze mnie. Gadają za plecami, że jestem frajerem i niańczę cudze dzieci. Ale dla mnie oni zawsze pozostaną synami i nic tego nie zmieni.
Tworzymy zgraną paczkę. Często chodzimy do kina albo na lody. Zrobię wszystko, żeby wychować ich na porządnych ludzi.
Mariusz
Zobacz też:
- "Pamiętam tylko, że starszy pan kurczowo trzymał się trawy. Nigdy nie przyznaliśmy się mamie, co zrobiliśmy"
- "Nasza Marysia przepadła, a my traciliśmy zmysły. Tamtej nocy nagle dostałem mdłości i zrozumiałem, że stało się coś okropnego"
- „Ciążowy brzuch przeszkadzał mojemu księciu. A ja byłam gotowa na wszystko, by odzyskać jego miłość. Obmyśliłam potworny plan”