Szczecin: „Płakał tak głośno, że nie musiałem pytać, czy wszystko jest OK”. Taki poród zdarza się raz na kilka lat
Dziennie operatorzy numeru alarmowego 112 odbierają setki telefonów. Jednak ta sytuacja zaskoczyła nawet ich. Mama i brat rodzących zasłużyli na medal.
Kiedy myślimy o bohaterach dnia codziennego, zwykle wspominamy lekarzy, strażaków czy policjantów. Zapominamy o tych, którzy mają ogromny wpływ na nasze życie w chwilach kryzysu. Dyspozytorzy numeru alarmowego 112 dziennie odbierają setki telefonów. Choć zgłoszenia o trwającej akcji porodowej zdarzają się raz na kilka lat, w Szczecinie wydarzyło się to dwukrotnie w ciągu kilku ostatnich dni.
„Dzień dobry, siostra rodzi, już wychodzi główka, co robić? Potrzebuję karetki!” - usłyszał dyspozytor medyczny Wojciech Skotnicki. Chwilę później mężczyzna, w trakcie rozmowy telefonicznej z bratem rodzącej, odebrał poród. „Płakał tak głośno, że nie musiałem pytać, czy wszystko jest OK” - opowiada dyspozytor.
Pierwszy poród odebrała babcia
Dwóch operatorów medycznych pomogło „odebrać” dwa porody. Rodzące, dzięki pomocy dyspozytorów i swoich bliskich, powitały na świecie dwóch zdrowych chłopców. Dyspozytorzy zapewnili, że w obu przypadkach najbliżsi zachowali pełen profesjonalizm. Najpierw pod 112 dodzwoniła się kobieta, mama rodzącej:
„Córka zaczęła rodzić!” – zgłosiła. „Odeszły wody płodowe”.
„Proszę przygotować ręczniki” – instruował operator Mariusz Lipski. „Jak się urodzi, trzeba dziecko w nie zawinąć, żeby się nie wychłodziło, ale tak, by buzia wystawała” – dodaje. „I nie przecinajcie pępowiny. Karetka już jedzie”.
Kobieta sprawnie zajęła się swoją córką. Telefon przejęła jej starsza wnuczka. Chwilę później było już po wszystkim. W słuchawce słychać płacz noworodka.
„Oddycha ”– ogłosiła dziewczynka.
Drugi poród przyjął brat
Kilka dni później sytuacja powtórzyła się. Pod 112 zadzwonił zdenerwowany brat ciężarnej kobiety. „Wzywający karetkę powiedział, że widać już główkę” – opowiada Wojciech Skotnicki. „To oznaczało, że poród już się zaczął. Już nic nie można zrobić. Podjąłem decyzję: rodzimy na miejscu. Musiałem zapanować nad sytuacją. I namówić rozmawiającego ze mną, by współpracował, wykonywał wskazówki i przyjął ten poród. W obu przypadkach kilka minut po porodzie na miejscu pojawiła się karetka. Ratownicy zajęli się noworodkami i ich mamami. Wszyscy trafili do szpitali”.
Piszemy także o: