„Tak, mój Staś popchnął tamtą dziewczynkę, ale jej matka zrobiła coś gorszego. Nie mogę się pozbierać” [LIST]
Jak można tak potraktować małe dziecko? Co z tego, że dzieci się szarpały i mój syn popchnął tamtą dziewczynkę, to chyba normalne wśród maluchów. Jej matka nie miała prawa zrobić czegoś tak potwornego! Zepsuła nam ferie, a do tego Staś ma traumę.

- redakcja
Szanowna Redakcjo,
Piszę ten list, ponieważ od kilku dni nie mogę zaznać spokoju. Co noc budzę się z poczuciem winy i strachu. Wszystko zaczęło się podczas ferii zimowych, gdy z moim siedmioletnim synem Stasiem wzięliśmy udział w zimowisku organizowanym przez lokalny ośrodek kultury. Pojechaliśmy w góry. Miało być wesoło, miały być śnieżki, narty, sanki i dziecięcy śmiech. Zamiast tego mój syn przeżył coś, co odcisnęło na nim piętno na długo.
On ją tylko popchnął. Matka się wściekła
Staś, jak to dzieci w jego wieku, bywa żywiołowy i czasem nie potrafi opanować emocji. Podczas jednej z zabaw w świetlicy popchnął inną dziewczynkę, która się przewróciła. Z tego, co opowiadały inne dzieci, nic poważnego się nie stało – kilka łez, chwilowa obraza, jak to u maluchów. Miał ją jeszcze podobno uderzyć po głowie, ale w to nie wierzę. Jednak to, co wydarzyło się później, przerosło moje najgorsze obawy.
Matka tamtego chłopca dowiedziała się o incydencie i wpadła do świetlicy. Staś stał w kącie, zmartwiony, że zrobił coś złego. Nagle ta kobieta zaczęła na niego krzyczeć na cały głos. Wyzywała go od agresorów, patologii. Na oczach wszystkich dzieci groziła mu, że „załatwi go”, że „przez takich jak on dzieci kończą w szpitalach”, że „wezwie policję i go zamkną”. Na koniec rzuciła jeszcze, że znajdzie go na stoku i żeby uważał. Syn przybiegł do mnie z płaczem, cały roztrzęsiony. Mówił, że stał tam oszołomiony, zapłakany, nie rozumiejąc, co się dzieje, a pani krzyczała.
Dorośli gorsi od dzieci. Tamta matka nie miała prawa krzyczeć na moje dziecko!
Staś od tamtej pory zmienił się. Wróciliśmy już z ferii, a on nie chce wychodzić na dwór, boi się szkoły. Mówi, że inne dzieci będą na niego krzyczeć. Przestał spać spokojnie, moczy się w nocy, płacze bez powodu. Najgorsze jest to, że pyta mnie, czy pójdzie do więzienia. „Mamo, czy ja jestem zły?” – te słowa rozrywają mi serce.
Rozumiem, że tamta kobieta była zdenerwowana, że jej dziecko ucierpiało. Ale czy naprawdę dorosły człowiek ma prawo w taki sposób traktować siedmiolatka? Czy krzyk i groźby są odpowiedzią na dziecięcy konflikt?
Nie wiem, jak pomóc mojemu synowi. Czuję, że zawiodłam go jako matka, że nie ochroniłam go przed przemocą, która, o ironio, przyszła nie od rówieśnika, ale od osoby dorosłej. Proszę, poruszcie ten temat. Może inni rodzice zrozumieją, że czasem to my, dorośli, jesteśmy gorsi od dzieci.
Z poważaniem,
Małgorzata
Piszemy też o:
- „Czy jestem złą matką, bo Hania nie ma zajęć dodatkowych? Dla moich "koleżanek" sprawa jest oczywista”
- „Moja cudowna ciąża zakończyła się wielką zdradą. Wybaczyłam Alkowi, ale on znów coś wymyślił”
- „Mąż prosi o drugie dziecko, a ja boję się kolejnych nocy bez snu i wyrzeczeń. Przekonuje mnie tylko jeden argument”