Reklama

Kiedy Erica poczuła skurcze, jej mąż Davon już wiedział, że będzie musiał stanąć na wysokości zadania i pomóc żonie przy porodzie. Na szczęście mógł liczyć na wsparcie dwóch doul, które udzielały mu wskazówek przez... Messengera na Facebooku!

Reklama

Poród w domu w dzień wigilii

Śnieżyca, która opanowała Buffalo (stan Nowy Jork w USA), uwięziła ich w domu. Erica musiała zaufać mężowi, a on – musiał uwierzyć, że da radę. Porodowi towarzyszyły co prawda aż dwie doule, ale tylko przez internet. Dzięki wskazówkom, których udziały przez Messengera, mężczyzna wiedział, co robić na poszczególnych etapach porodu.

Ręczniki, gorąca woda i… internet

Doule podpowiedziały Davonowi, by przygotował ręczniki i gorącą wodę. Zgodnie z ich radą pomógł też żonie wziąć ciepły prysznic i spacerował z nią po domu, by „uruchomić grawitację”. Doule, mogąc obserwować kobietę, dokładnie wiedziały, kiedy zacznie się poród. W odpowiednim momencie poleciły, by kucnęła i wkrótce potem dumny tata trzymał już w ramionach swoją córeczkę. Była godzina 15.31.

Wielka radość i wiwaty

W pierwszych sekundach malutka nie płakała… Jednak gdy po chwili doule i rodzice usłyszeli jej płacz – radości nie było końca. W trzech mieszkaniach rozległy się wiwaty i okrzyki zwycięstwa.

Świeżo upieczeni rodzice i maleństwo trafili do szpitala dopiero na drugi dzień. Zawiózł ich tam… kierowca ciężarówki. Samochód osobowy mógłby sobie nie poradzić ze śniegiem, który wciąż utrudniał przemieszczanie się po drogach.

Na oddziale szpitalnym okazało się, że wszystko jest w porządku, zarówno z mamą, jak i z córeczką.

Źródło: today.com

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama