Reklama

Reklama

Czerwiec 2007. Warszawa. Eliza z córeczką wsiadają do samolotu. Już tylko dwie godziny dzielą je od spotkania w Irlandii z Markiem, mężem Elizy i tatą Oleńki. Szkoda, że od razu nie może lecieć z nimi Mikrus, ich pies. Cóż, trzeba czekać do końca kwarantanny.

Czerwiec 2007. Lwów. Jurko pakuje do auta rzeczy całej rodziny. Siedmioletni Jarema nie może już się doczekać podróży do Warszawy. Ola z malutką Melanią sprawdza, czy czegoś nie zapomnieli. Jej mama już zaczyna tęsknić za wnukami. Jak wytrzyma te pół roku rozłąki?

Polska czy Kanada?
Lwów 2002.
Jurko, mąż Oli, wyjeżdża do pracy w Polsce. Na Ukrainie ma kłopoty ze znalezieniem dobrej posady. – Niedługo wrócę – zapewnia. Ola zostaje z rodzicami i niespełna dwuletnim Jaremą. Szykują Wielkanoc. Są źli, że wyjechał akurat teraz. W domu robota, bo wszystko, jak każe tradycja, robią sami.
Jurko dotrzymuje słowa i wraca w Wielką Sobotę. Tylko że w świąteczny poniedziałek dzwoni telefon. Znowu nie ma go kilka dni. Od tej pory często myśli i mówi o pracy za granicą. Rok później ma wizę do Kanady, a w Polsce czeka na niego praca. – Co robić? – pyta Olę. Podejmują decyzję, że jeśli wyjazd, to do Polski. Kanada jest za daleko.

Miał wrócić szybko
– Ta praca miała być na trochę – wspomina dziś Ola. Liczyła, że mąż wróci do końca roku. – Zostałam sama z dzieckiem i trwającym już dwa lata remontem. Oczywiście pracowałam – wspomina Ola. – Ale najgorszy był remont. Fachowcy na Ukrainie chcą robić wszystko po swojemu, nie słuchają, co się do nich mówi. I ja, kobieta, musiałam się z nimi użerać – śmieje się. Wtedy pomogli jej rodzice. Mama Oli zrezygnowała z pracy tuż po narodzinach Jaremy. Powiedziała, że już swoje zrobiła, teraz zajmie się wnuczkiem, a Ola po doktoracie nie może siedzieć w domu.

Jakoś sobie poradzę
Warszawa 2006.
Eliza z Markiem decydują o jego wyjeździe do Irlandii. Czeka tam na niego praca. Eliza specjalnie nie przeżywa rozstania. Wie, że sobie poradzi. Będzie pracowała, zajmie się Oleńką. Ale w domu, w którym nie ma Marka, jest jej ciężko. Gdy widzi wilczura Mikrusa nasłuchującego kroków pana, płacze. Nie może tego robić przy Oli, więc łzy pojawiają się wyłącznie w nocy. Dwa pierwsze tygodnie są straszne. Potem jest trochę lepiej. Marek dzwoni codziennie, a ona pisze do niego mnóstwo listów. Opisuje, jak mijają im dni. I jak za nim tęsknią.
Oleńka nie rozumie, dlaczego taty nie ma. Jest niegrzeczna. Nie słucha Elizy. Autorytetami są teraz dla niej brat Elizy i brat Marka. Szuka w nich ojca. Eliza nie wie, jak radzić sobie z córeczką. Czyta mądre książki, poradniki. Stara się być wyrozumiała i cierpliwa. I wciąż zastanawia się, jak wytrwać do przyjazdu męża.

Nigdy w życiu!
Jurko tęskni, często dzwoni. Raz na dwa miesiące wpada do Lwowa. Mały na jego widok szaleje z radości, a Ola nie wie, od czego zacząć rozmowę. Mówić o remoncie, dziecku, a może pytać o jego pracę? – Pierwsze miesiące były ciężkie. Ja czekałam, aż on powie, że wraca. On mi mówił: „Kiedy będziecie w Warszawie…”. Miałam tylko jedną odpowiedź: „Nigdy w życiu!” – śmieje się Ola. Wtedy nie wyobrażała sobie wyjazdu ze Lwowa.
Pod koniec roku okazuje się, że Jurko zostanie dłużej w Polsce. W pracy jest szanowany. Olę to cieszy, tylko zastanawia się, co będzie z ich rodziną? Ufa mu, tylko jak to wszystko poukładać? [CMS_PAGE_BREAK]

Wyjechać?
Eliza każdego wieczoru skreśla w kalendarzu dzień, który minął. Brakuje jej Marka, jego spojrzeń, dotyku. Marek też tęskni. Eliza słyszy wzruszenie w jego głosie.
Ola we Lwowie godzinami nie może zasnąć. Myśli o Jurku. Rozmowy telefoniczne to nie to samo co codzienna obecność. – Nawet sprzeczka nie ma uroku. No bo jaka to kłótnia, gdy nie można na zgodę się przytulić – śmieje się. Jednak szczęście im sprzyja. Ola w 2005 roku dostaje się na staż naukowy w Polsce. Cieszą się, że choć trochę będą razem.
Gdy Marek pojawia się na Boże Narodzenie w domu, nie mogą się sobą nacieszyć. Nalega, by Eliza przyjechała do niego z córeczką. – W końcu poleciałam, zobaczyłam inne życie, możliwości. Oleńka była zachwycona – wspomina Eliza. Tatuś był rano i wieczorem. Mała wiedziała, kiedy wróci, więc siedziała z nosem przy szybie. – Marek też był szczęśliwy. Tulił ją do snu, opowiadał bajki – mówi. Zaczęła myśleć o czymś, co kiedyś wydawało jej się niemożliwe. O wyjeździe z kraju.

Będzie nas więcej
W Warszawie Ola poznaje ludzi, z którymi pracuje jej mąż. Widzi, że jest ceniony. Wie, że niełatwo będzie mu wrócić. A ona nie chce słyszeć o przeprowadzce do Polski. Na stażu zachodzi w ciążę. – Poprosiłam Jurka, by wrócił do Lwowa w grudniu, gdy urodzi się dziecko – wspomina. Jurko rozmawia z pracodawcą. Dostaje miesięczny urlop. Przez ten czas są w domu, zachwycają się malutką Melanią, śmiesznymi powiedzonkami Jaremy. Od tej pory Jurko cztery dni w tygodniu pracuje w Warszawie, a trzy dni jest z rodziną we Lwowie. Jest łatwiej, choć męcząco, bo Jurko wiele czasu spędza w podróży. Oli nadal dużo pomagają rodzice.

I co dalej?
Gdy Jurko przyjeżdża do domu, chodzą razem na spacery, do kościoła, teatru. Jurko dużo czasu poświęca dzieciom, a one wchodzą mu na głowę. W poniedziałki prowadzi syna do szkoły, odbiera, idą na próbę chóru. – Jarema pogodził się, że tata pracuje za granicą, i czeka na sobotę. Ale wcześniej płakał, nie chciał puścić go z domu – opowiada Ola. – Mela też nie lubi rozstań, więc mąż wychodzi, gdy ona śpi.
Eliza nie wie, czy wrócą do Polski. Teraz są w Irlandii. Razem. – Nie umiemy żyć osobno. A Oleńka potrzebuje taty, nawet jeśli jest tylko wieczorami.
Ola też nie wie, jaka będzie przyszłość. Na razie jest im dobrze. Dzieci cieszą się tatą, ona mężem. Do grudnia ma stypendium w Polsce. We wrześniu Jarema wróci do szkoły i zamieszka z dziadkami. Będą z Jurkiem podróżować między Lwowem a Warszawą. A potem? Trzeba będzie podjąć jakąś decyzję. Jaką?

Tekst: Agnieszka Trojan

Zobacz także:
Gdy wychowujesz dziecko bez ojca

td_dopisek.gif

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama