Reklama

Okazało się, że Karolina i Dominik mogliby wrócić do mieszkania po mamie, które było teraz ich własnością, gdyby nie… dzicy lokatorzy, którzy się tam wprowadzili za przyzwoleniem pazernej rodziny. I nawet policja nie mogła się ich pozbyć.

Reklama

A osierocone rodzeństwo nie miało się gdzie podziać…

Wróciłam z obchodu i od razu wpadłam na korytarzu przychodni na Tereskę. Była podobnie jak ja pielęgniarką środowiskową i miała najmiększe serce z nas wszystkich, co zręcznie maskowała wybuchowym charakterem.

– Chodź, napijemy się kawy. Muszę ci coś opowiedzieć, bo inaczej pęknę, taka jestem zdenerwowana – Tereska zgarnęła mnie z korytarza.

Poszłam za nią, bo trudno było jej odmówić, poza tym wiedziałam, że musi się wyżalić na „tych ludzi”, jak zwykła nazywać napotkane jednostki odbiegające od jej wyobrażenia o dobrym człowieku.

– Ludzie są beznadziejni – zaczęła tradycyjną jeremiadę. – A pani Janina, którą ostatnio odwiedzam, bije w tej dziedzinie wszystkie rekordy. Straszna z niej plotkara, nie zgadniesz, co wymyśliła na swoich sąsiadów…

– Nawet nie będę próbować – uśmiechnęłam się, sypiąc cukier do kawy.

Tereska sapnęła groźnie.

– Przyczepiła się do niewinnych dzieciaków, dziewiętnastoletniej dziewczyny i jej siedmioletniego brata, nie zważając, że tych dwoje żyje w trudnych warunkach. Nie przelewa im się, nie ma im kto pomóc, serce mi się kraje, jak o nich pomyślę. Sami są na świecie. Matka umarła dawno temu, Karolinka była wtedy mała, a jej brat Dominik leżał w pieluchach. Dzieci miały różnych ojców, ale obaj zachowali się identycznie – zniknęli, nie zostawiając po sobie śladu. Trzeba przyznać, że co do jednego byli zgodni, nie dali pociechom nawet nazwiska, nie mówiąc o alimentach – Tereska fuknęła.

Została rodziną zastępczą dla brata

Upiła łyk kawy i kontynuowała.

– Dalsza rodzina nie chciała się zająć sierotami, więc dzieciaki zabrano do domu dziecka. Z początku je rozdzielono, ale kiedy Dominik podrósł, dołączył do siostry, dzieci mogły się widywać. Karolinka przysięgła bratu, że się nim zaopiekuje. Wiadomo, co warte są obietnice składane przez dziecko, ale ona swojej dotrzymała. Jak tylko stała się pełnoletnia, wystąpiła o opiekę nad bratem. Po maturze mogła wyprowadzić się z placówki opiekuńczej i zabrać ze sobą Dominika. Mieszkanie po mamie należało do nich, mieli dokąd pójść. To znaczy mieliby, gdyby nie zaradna rodzinka, która w czasie ich pobytu w domu dziecka nielegalnie podnajęła lokal.

– Co za ludzie! – wyrwało mi się.

– A żebyś wiedziała – wycedziła Tereska. – Zyski z wynajmu oczywiście przytulili, nie dzieląc się z sierotami, sprawa została zgłoszona, ale czy sprawiedliwość nie jest ślepa? Łatwo jest ograbić sieroty, nikt się za nimi nie ujmie. Ale słuchaj dalej, bo to nie koniec. Do dzikich lokatorów wezwano policję, która nic nie wskórała, potwierdziła tylko, że przebywają oni w lokalu nielegalnie i muszą się wyprowadzić. Nie można było jednak nakłonić ich do tego siłą, bo to również jest nielegalne. Należało wdrożyć postępowanie eksmisyjne, które po pierwsze trwa, po drugie w rozmaitych przypadkach bywa niemożliwe. Tu właśnie zachodził ten przypadek – lokatorzy twierdzili, że nie mają gdzie się podziać. Potrzebowali lokalu zastępczego, a takiego nie było. Czas leciał, Karolina i jej brat nadal mieszkali w domu dziecka, w sprawie mieszkania nic się nie działo. Pełnoletniej dziewczynie nie przysługiwało już zakwaterowanie w placówce opiekuńczej, przebywała tam, bo nie miała dokąd pójść.

– Czyli mieszkała nielegalnie w domu dziecka, a w jej mieszkaniu, również nielegalnie, przebywali obcy ludzie, których nie można było się prawnie pozbyć? Masakra!

– Jeszcze jaka! – zgodziła się Tereska. – Ten stan rzeczy mógłby trwać w nieskończoność, gdyby nie fakt, że Karolina miała chłopaka. Gdyby jej matka żyła, natychmiast dałaby jej szlaban na takie znajomości… Widziałam tego chłopaka, Adrian się nazywa. Nie wiem, co Karolinie się w nim spodobało, chyba nie tatuaże, którymi pokrył pół ciała.

Tereska dopiła swoją kawę, zabrała mój kubek i zaczęła go nerwowo myć.

– Ten Adrian ma dziwnych znajomych, poprosił ich, żeby pomogli Karolinie uporządkować sprawy mieszkaniowe. W wyniku ich interwencji pewnego dnia dzicy lokatorzy spontanicznie podjęli decyzję o wyprowadzce i zrobili to tak szybko, że zniknięcie zabrało im jedno popołudnie. Zostawili nawet grzecznie klucze od nowych zamków, które zainstalowali w okupowanym lokalu. Dziewczyna i jej brat mogli wreszcie odzyskać zagrabione mienie.

– Toż to prawdziwy cud! – ucieszyłam się. – Jak się domyślam, do podjęcia słusznej decyzji nakłonili ich znajomi Adriana?

– Być może, nie ma co do tego dowodów – powiedziała ostrożnie Tereska. – Chłopak wychował się w nieciekawym otoczeniu, ale jak widać, czasem przeszłość się przydaje. No, ale co do tego nie zgodziłaby się pani Janina. Była świadkiem wydarzeń, ma na ten temat inne zdanie i dokładnie opowiedziała mi, co zaszło. Twierdziła, że przyszli bandyci i wyrzucili przyzwoitych ludzi z mieszkania. Najpierw było dużo hałasu, potem wszystko ucichło i sympatyczni sąsiedzi zniknęli. Pani Janina żałowała dzikich lokatorów, bo dla niej to byli mili ludzie, spokojni i zawsze mówili „dzień dobry”. Bardzo pomstowała na chuliganów, którzy ich wyrzucili. Dziwiła się, że policja z takimi porządku nie zrobi.

– Ze znajomymi Adriana?

– Dokładnie ich miała na myśli. Ja tam się cieszę, że komuś udało się przekonać dzikich lokatorów, że nie warto się upierać przy darmowym mieszkaniu.

– Muszę jednak zgodzić się z panią Janiną, zastraszanie ludzi jest karalne – zauważyłam.

To nie jest żaden podejrzany element!

Tereska wzruszyła ramionami.

– Pewnie masz rację, ale co zrobić, skoro legalną drogą nie udało się odzyskać mieszkania?

Na to nie znalazłam odpowiedzi, bo w głębi serca byłam po stronie Karoliny i Dominika.

– Pani Janina od początku była uprzedzona do dziewczyny – ciągnęła Tereska. – Nawet mały Dominik nie zyskał jej sympatii. Ta wstrętna baba twierdziła, że dzieci mają w sobie „złą krew”. Teraz nastawia przeciwko nim sąsiadów. Twierdzi, że nie jest pewna, czy Karolina ma prawa do mieszkania, a dzięki rozsiewanym przez nią zjadliwym plotkom ludzie zaczęli mieć wątpliwości, jak to jest naprawdę. Atmosfera gęstnieje, dziewczyna jest otoczona nieżyczliwością sąsiadów. Pani Janina z uporem godnym lepszej sprawy nazywa ją uzurpatorką, twierdząc, że mieszka u niej podejrzany element.

– A mieszka? – zainteresowałam się.

– No wiesz! – oburzyła się Tereska. – Chyba nie uważasz, tak jak pani Janina, że Adrian należy do mafii?

– Nie uważam – zapewniłam pośpiesznie, żeby nie podpaść Teresce.

– On rzeczywiście wygląda nietuzinkowo, tatuaży ma tyle, że obdzieliłby nimi pół miasta, zupełnie jakby spędził kilka lat pod celą, ale to pozory. Chłopak jest w porządku, przynajmniej w tej chwili. Podejrzewam, że ma za sobą bujną przeszłość, o czym świadczą chociażby znajomi, którzy uwolnili mieszkanie od dzikich lokatorów, ale teraz żyje przykładnie. Mieszka u Karoliny, wspiera ją, razem opiekują się Dominikiem. O ile wiem, jest kierowcą, jeździ dostawczakiem, ale marzy o pracy w międzynarodowym transporcie. To przyzwoity chłopak, chce lepszego życia dla siebie i swojej dziewczyny. Oni nie zasługują na społeczny ostracyzm, jaki zafundowała im pani Janina.

– Dużo o nich wiesz – zdziwiłam się.

– Kiedyś spotkałam Karolinę na schodach i pozwoliłam zaprosić się do mieszkania. Był tam Adrian, to sobie pogadaliśmy.

Uśmiechnęłam się. Niechby dziewczyna spróbowała spławić Tereskę! Koleżanka miała liczne sposoby na przełamywanie wahania opornych pacjentów. Umiała postępować z ludźmi, jednak na pani Janinie najwidoczniej połamała sobie zęby i to ją strasznie bolało.

– Oni udają, że plotki ich nie interesują, ale Karolinie jest przykro, a Dominik traci przez to kolegów. Na nim najbardziej odbija się ta sytuacja, plotkara Janina zgotowała chłopakowi towarzyskie piekło. Chętnie bym coś dla nich zrobiła, ale nie wiem co.

Nie umiałam jej pomóc, podziękowałam za kawę i wyszłam, zostawiając ją własnym myślom. Kilka dni później znów się spotkałyśmy. Tym razem Tereska wyglądała na odprężoną i zadowoloną.

– Pamiętasz Janinę? – zagaiła. – Chyba znalazłam sposób, jak pomóc dzieciakom, które wzięła na celownik.

– Jaki? – spytałam zaciekawiona.

– Ogień trzeba zwalczać ogniem – odparła tajemniczo Tereska. – Odwiedzam jeszcze kilku pacjentów w tej okolicy, szepnęłam więc tu i ówdzie, że pani Janina jest złym człowiekiem i lubi kłamać.

– I to wystarczyło?

– Resztę dośpiewają sobie sami, nie zostawią na niej suchej nitki. Wiesz, jak to jest – plotka szybko się rozmnaża, trzeba tylko dać jej szansę. Pani Janina zasłużyła na to, co ją spotka…

Odeszła, kołysząc obfitymi biodrami i mimo to wyglądając jak bogini zemsty. Karolina i jej brat mogli spać spokojnie, mieli potężną obrończynię.

Justyna

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama