„Teściowa córki sztorcuje mnie za to, jak zajmuję się wnuczką. Jej syn uciekł za granicę, córka jest rozwiązła – a ta ma czelność zwracać mi uwagę?!”
Jesteś w ciąży?! – byłam w ciężkim szoku. – Ale jak to, córciu? Przecież jesteś położną! Powinnaś wiedzieć wszystko o antykoncepcji!
- redakcja mamotoja.pl
Córka zrobiła zbolałą minę i stwierdziła, że to się zdarza. Na szczęście potem dodała, że ona i Sławek zdecydowali się wziąć ślub. Powiedziała, że jej chłopak się ucieszył, więc kamień spadł mi z serca.
Marika i jej narzeczony nie chcieli dużej ceremonii ani kosztownego wesela. Zarezerwowali termin w urzędzie i zdecydowali, że rodzinny obiad odbędzie się u rodziców Sławka. Na wieść o tym zgłosiłam się do pomocy.
– Ale mama Sławka zrobi wszystko sama – zapewniała córka. – Wiesz, ona jest perfekcjonistką. Nie wiem, czy będzie zadowolona, że chcesz się mieszać.
Kiedy poznałam Reginę, najpierw myślałam, że po prostu chce się wykazać przede mną, że ma wszystko pod kontrolą i jak dobrą jest gospodynią. Dopiero po dwóch dniach wspólnego gotowania, pieczenia i dekorowania domu zrozumiałam, że ona jest po prostu szurnięta!
Wszystko musiało być starannie zaplanowane i rozpisane, a składniki do ciast odmierzałyśmy za pomocą wagi.
– Na oko?! – zbulwersowała się, kiedy powiedziałam jej, jak zawsze ja dodaję mąkę czy olej. – Przecież po to są przepisy, żeby się do nich stosować!
Nie kłóciłam się z nią, bo byłyśmy u niej w domu, ale ta jej dokładność i drobiazgowość wydały mi się wtedy jakimś rodzajem nerwicy. Zaciskałam zęby, kiedy sprawdzała po mnie, czy na pewno nie zostawiłam grudek w masie albo zdjęła połowę lukrowej dekoracji z tortu, żeby zastąpić swoją, bo ja „zrobiłam krzywe różyczki”.
Męża Reginy chyba też ten jej perfekcjonizm doprowadzał do szału, bo siedział zamknięty w sypialni i nie wyszedł nawet spróbować pieczeni.
Oczywiście Regina musiała się też wtrącać do rzeczy, które całkowicie do niej nie należały. Usiłowała narzucić Marice ubranie sukienki, chociaż córka wymarzyła sobie luźne spodnium. Krytykowała decyzję młodych, że nie chcą kwiatów, tylko książki. Zrobiła awanturę o rzucanie ryżem, które jej zdaniem było konieczne, bo bez tego „małżeństwo będzie nieszczęśliwe”.
– Życzę ci dużo cierpliwości, dziecko – powiedziałam do Mariki w pewnym momencie. – Ta kobieta będzie usiłowała rządzić całym twoim życiem.
Na szczęście Sławek wyglądał mi na dość normalnego faceta. Do obsesyjnej manii rządzenia się matki podchodził z dystansem. Raz rzucił ze śmiechem, że w razie czego zabierze Marikę i dziecko do Francji, gdzie miał możliwość pracy.
Tu przecież chodzi o moją wnuczkę!
Ślub i wesele się udały, choć musiałam przyznać, że od dawna nikt mnie tak nie musztrował! Zostałam obsztorcowana za nierówne rozłożenie serwetek na stole, podanie nieodpowiednich łyżek do sałatki i niewłaściwe ułożenie naczyń w zmywarce. Miałam szczerą chęć obrazić się na Reginę i zostawić ją samą z organizacją obiadu, ale powstrzymała mnie myśl, że przecież robię to dla córki. Syknęłam więc tylko, że świat naprawdę nie przestanie się kręcić, kiedy położy się serwetki pod złym kątem.
– Świat się nie kręci, tylko ziemia – fuknęła w odpowiedzi. Ona zawsze wiedziała wszystko lepiej!
Kilka miesięcy później na świat przyszła Amelka. Oczywiście Regina miała milion dobrych rad dla Mariki, jak należy rodzić dziecko. Było to w sumie zabawne, bo moja córka miała dziesięcioletnie doświadczenie jako położna i doskonale wiedziała, że większość tych porad to przesądy. Niestety Regina nie dopuszczała myśli, że nie wie wszystkiego najlepiej i do końca obstawała przy swoich pomysłach, denerwując przyszłą matkę. Wtedy ścięłam się z nią po raz kolejny.
– Nie jesteś tu najważniejsza – przygadałam jej. – To Marika jest w ciąży i chcesz czy nie, ona i Sławek będą to dziecko wychowywać po swojemu, a my mamy im tylko pomagać. Życie szybko zweryfikowało moje poglądy.
Stało się tak, że Sławek stracił z dnia na dzień posadę i musiał wyjechać do Francji, by tam zarabiać na utrzymanie rodziny. Ponieważ było to jeszcze w czasach, kiedy roczny urlop macierzyński był pieśnią przyszłości, córka musiała wrócić do pracy, zanim mała skończyła pół roku. Początkowo to ja zostałam pełnoetatową babcią i opiekowałam się Amelią, kiedy Marika była w pracy. Córka nie prosiła teściowej o pomoc, bo tamta miała dość własnych problemów.
– Siostra Sławka ma dwadzieścia dwa lata i wieczne problemy – dowiedziałam się. – Znowu jest w ciąży, a nie wie nawet z kim. Nie ma pracy, zadaje się z jakimiś szemranymi typami. Matka zajmuje się jej synkiem, bo Ulka ciągle gdzieś się szwenda. Nie miałabym jak jej nawet prosić o pomoc przy małej.
Nawet nie ukrywałam, że mnie to nie martwiło. Już sobie wyobrażałam, jak Regina oglądałaby małą i krytykowała na głos, że ma krzywo założoną pieluchę, zbyt miękką podusię w wózku albo gryzaczek w nieodpowiednim kształcie.
Amelka rosła pod moją opieką, a ja byłam z tego zadowolona. Ignorowałam fakt, że bolały mnie stawy podczas podnoszenia małej i po całym dniu zajmowania się dzieckiem ledwie mogłam obrócić się na łóżku, tak mnie bolał kręgosłup.
W tamtym czasie Regina chyba pokłóciła się z córką albo może dziewczynie lepiej układało się akurat w życiu, bo teściowa Mariki z nagła uznała, że musi spędzać więcej czasu z wnuczką.
– Mamo, akurat ty trochę odpoczniesz, przestanie cię boleć kręgosłup i stawy, a ona posiedzi z małą – córka przekonywała mnie do tego pomysłu. – Nie mam nawet jak jej odmówić. Ona zadzwoniła do Sławka, że ją wykluczam z życia Amelii. Prosił, żebym jej pozwoliła się nią zajmować, kiedy chodzę do pracy. Nie chcę się z nim kłócić.
Ja też nie chciałam, chociaż czułam, że ten pomysł się jeszcze na nas wszystkich zemści. I niestety miałam rację.
Ponieważ Marika nie odbierała telefonów, kiedy była w pracy, Regina ze swoimi radami, spostrzeżeniami i krytyką mogła dzwonić jedynie do mnie. Dowiedziałam się wtedy, że kupowałam niewłaściwe chusteczki nawilżane, karmiłam ją złymi zupkami i to przeze mnie Amelia się trzy razy przeziębiła.
Kiedy Regina do mnie dzwoniła, miałam ochotę nie odbierać, ale musiałam. Przecież chodziło o moją wnuczkę.
Pięknie wychowała te swoje dzieci…
– Dzisiaj jadę do lekarza – powiedziała raz. – Przywiozę ją do ciebie o czwartej.
– Dobrze, akurat kupiłam kruche ciasteczka, to… – nie dokończyłam.
– Ciasteczka?! Zwariowałaś, kobieto?! – naskoczyła na mnie. – Takie małe dzieci nie powinny dostawać cukru! Wiesz, co on robi z ich ząbkami?! Tym razem to ja nie dałam jej skończyć, tylko warknęłam, żeby przywiozła mi wnuczkę i nie mówiła, czym mam ją karmić.
Zdziwiłam się, kiedy Regina nie przyjechała o czwartej ani nawet o piątej. W końcu Marika zadzwoniła do mnie pomiędzy odbieraniem porodów i powiedziała, że mam się nie martwić, bo teściowa jednak nie poszła do lekarza i Amelia jest u niej.
Kiedy spotkałam Reginę kolejnym razem, przyznała mi się, że specjalnie odwołała wizytę, bo chciała być pewna, że mała zje zdrową kolację, a nie słodycze. Oddając mi wnuczkę, zaczęła mnie sztorcować, że niewłaściwie okryłam jej nóżki w wózku i nie powinnam zabierać jej do sklepu, bo to siedlisko zarazków. Nie wytrzymałam i powiedziałam, że mam w nosie jej opinie. Ja też byłam babcią tego dziecka i wiedziałam, jak się nim zajmować!
– Ty wychowałaś jedno dziecko, a ja czworo! – odparowała od razu i odmaszerowała wściekła.
Fakt, Marika opowiadała mi o pozostałych dzieciach teściowej. Oprócz tej młodej dziewczyny, która żyła z kolejnym mężczyzną, niebędącym ojcem żadnego z jej dzieci, Regina miała jeszcze dwóch synów. Jeden nie utrzymywał z nią i ojcem od lat kontaktów, a drugi był rozwodnikiem, który unikał płacenia alimentów na trójkę dzieci.
– No to pięknie wychowała swoje dzieci – skomentowałam, ciągle przeżywając przytyk Reginy. – Jak widać jej wszechwiedza w niczym nie pomogła.
– Sławek też jest jej dzieckiem i nie mam do niego zastrzeżeń – odparła lekko skwaszona Marika.
I nagle przeszła mi cała złość na nią
No tak, to było faux pas. Nie mogłam przecież zarzucić nic zięciowi. No, może poza tym, że nie było go przy rodzinie, a jego córką zajmowały się matka i teściowa, bo żona musiała pracować. Ale tego już Marice nie powiedziałam.
W kolejnym tygodniu córka miała aż cztery dyżury. Podobno sytuacja u niej na porodówce była dramatyczna, brakowało położnych i każda z pracujących musiała pracować na okrągło. Wiedziałam, jak to wyglądało w praktyce. Marika wracała po trzydziestosześciogodzinnym dyżurze i jedyne, na co było ją stać, to zjedzenie odgrzewanego w mikrofali dania, wzięcie prysznica i padnięcie na łóżko, żeby przespać się tych kilka godzin do czasu, gdy będzie się musiała stawić na kolejnej zmianie w szpitalu. Właśnie dlatego zaproponowałam, że wezmę Amelię do siebie.
– No właśnie teściowa zaproponowała mi to samo wczoraj i już się zgodziłam – odpowiedziała rozkojarzonym tonem córka. – Czekaj, mamo, bo właśnie rozmawiam ze Sławkiem na Skypie. Zadzwonię do ciebie później.
Domyśliłam się, co się stało. Regina oczywiście użyła swojego płaczliwego tonu i naskarżyła synowi, że Marika odcina ją od wnuczki. Przecież musiała dopilnować, by mała nie jadła słodyczy i miała okryte nóżki w wózku, prawda?
Usiłowałam wykorzystać ten czas na ćwiczenia rehabilitacyjne i wyprawę po sprzęt ortopedyczny. I kiedy oglądałam poduszki, zadzwoniła Regina.
– Henia, zajęta jesteś bardzo? – zapytała jakimś dziwnym, niepasującym do niej tonem. – Bo wiesz, ja tu mam mały, rodzinny kryzys… Może byś przyjechała wziąć Amelkę? – zapytała.
Akurat w tamtym momencie nie mogłam tego zrobić! Byłam po drugiej stronie miasta. Ale w głosie Reginy było coś, co kazało mi się natychmiast zgodzić. Zdziwiłam się tylko, bo podała mi nie swój adres, tylko jakiś zupełnie inny.
Kiedy dojechałam na miejsce taksówką, przez długą chwilę myślałam, że kierowca pomylił ulice. Byliśmy w samym środku slumsów. Co niby miałaby tu robić Regina z naszą wnuczką?
Okazało się, że adres był poprawny. Regina była w mieszkaniu… córki. Już kiedy weszłam na klatkę schodową, cuchnącą papierosami i moczem, chciałam porwać Amelię w ramiona i uciekać stamtąd jak najszybciej. Taksówkarz nie chciał jednak na mnie zaczekać.
– Pani, jak ja tu stanę, to mi zaraz szybę wybiją albo lusterko urwą – rzucił.
Zadzwoniłam do drzwi i otworzyła mi Regina, ale inna niż ta, którą znałam. Zniknęła gdzieś nieskazitelnie ubrana, perfekcyjna w każdym calu gospodyni z niskim kokiem i pełną wyższości miną, a zamiast niej stała przede mną spocona, zdyszana kobieta z rozczochranymi włosami i w zalanych czymś dresach. Z głębi mieszkania buchnęło smrodem.
– Amelia jest tam – Regina pokazała drzwi z pękniętą szybą. – Ubierzesz ją? Ja mam brudne ręce… Zaczekaj, aniołku, babcia już idzie… – rzuciła w stronę łazienki, skąd dobiegło wołanie dziecka.
Przez chwilę nie mogłam zrozumieć, co się dzieje. Amelię znalazłam zapłakaną w łóżeczku. Była nieprzewinięta i zasmarkana. Coś takiego pod opieką idealnej babci Reginy? Kiedy poszłam do łazienki, wybiegł z niej mały chłopiec bez majtek. Za nim pojawiła się umęczona twarz jego babci. Podłoga była cała zasłana mokrymi ubraniami, a w umywalce stała mętna woda.
– Zasikał spodenki… – jęknęła. – Muszę go przebrać. Proszę cię, nic nie mów. Moja córka, powinnam być przy niej… Mój Boże, to takie trudne.
Nagle przeszła mi cała złość na nią. Widziałam, że jest na skraju załamania. Całe życie walczyła, by świat wokół był perfekcyjny. Wysprzątany na błysk, pełen zdrowego jedzenia i właściwych chusteczek, a teraz stała pośrodku cuchnącego mokrymi szmatami bałaganu i nie wiedziała, jak się z tego wytłumaczyć.
– Ula jest w ósmym miesiącu ciąży – zaczęła cicho. – Zadzwoniła kilka godzin temu, że ten jej sk… – tu jej twarz aż pociemniała z gniewu – pobił ją! Zaczęła mieć skurcze ze stresu… Musiałam przyjechać tu zająć się Arielem, a sąsiadka zawiozła ją do szpitala. Jak przyszłam, chciałam posprzątać, wtedy zapchał się odpływ. Ścierałam brudnymi ubraniami i teraz muszę zrobić pranie.
Kilo krówek na początek przyjaźni
Zapewniłam ją, że rozumiem i jest mi przykro. A potem zaproponowałam, że mogę zabrać Ariela razem z Amelką. Regina aż pojaśniała na twarzy.
– Naprawdę? Ja mam tu tyle roboty…
– Nie ma najmniejszego problemu. W końcu to kuzyn Amelki, chętnie się nim zajmę – zapewniłam.
Pół godziny później jechałam taksówką z dwójką dzieci do domu. Czułam niewysłowioną ulgę, że mogłam uciec z tej śmierdzącej nory i Bogu dziękowałam, że nie musiałam prać ubrań faceta, który bije moją ciężarną córkę i nie musiałam zamartwiać się o to, w jakich warunkach wychowuje się dwójka moich wnuków.
Traf chciał, że Ula trafiła na patologię ciąży, gdzie tej nocy dyżurowała moja córka. Dziewczyny się rozpoznały i porozmawiały od serca.
– Ona jest przerażona – powiedziała Marika, kiedy znalazła chwilę, żeby do mnie zadzwonić. – Powiedziałam jej, że nie musi być z tym sukinkotem. Załatwię jej terapię dla ofiar przemocy, mamy specjalny program dla ciężarnych zagrożonych maltretowaniem. Swoją drogą, nie wiedziałam, że z nią aż tak źle. Sławek mówił, że ona ma problemy, ale kurczę… to mnie zaskoczyło… A jak dzieciaki?
Maluchy miały się nieźle. Ariel był na początku spłoszony, ale potem wyraźnie się ośmielił i zapytał, czy ja też jestem jego babcią.
– Jestem babcią Amelki, ale mogę być też twoją – zgodziłam się. – Chcesz naleśnika z nutellą?
– A co to jest? – zapytał, niemal łamiąc mi serce.
Szybko okazało się, że nutella jest tym, co mały Ariel lubił najbardziej na świecie. Kiedy najedzony zasnął w moim łóżku, zadzwoniła Regina. Przyjechała rano, żeby zabrać małego, bo jego mama musiała zostać na oddziale.
– Nie powinnaś była tego widzieć – westchnęła, kiedy zapytałam, czy udało jej się odetkać odpływ w umywalce. – Mój Boże, co ja zrobiłam źle? Zawsze starałam się, żeby moje dzieci miały wszystko podane na stół, czyste, wyprasowane i poukładane, a one… Sama widzisz, co się dzieje z moją córką. Nie mam sposobu, by ją powstrzymać przed tym, co ona robi ze swoim życiem. Do tego jeden syn rozwodnik i alimenciarz, drugi udaje, że mnie nie zna. Dobrze, że chociaż Sławek wyrósł na porządnego człowieka… Henia, czy ja coś robię źle?
Gdyby zadała mi to pytanie, zanim weszłam do tamtego okropnego mieszkania, miałabym całą tyradę do wygłoszenia. Bo moim zdaniem wieczne sztorcowanie wszystkich, zmuszanie do robienia wszystkiego, tak jak ona sobie wymyśliła i nieustanne krytykowanie, to nie była najlepsza metoda wychowawcza i wcale mnie nie dziwiło, że jej córka się zbuntowała i chciała żyć po swojemu, choćby to miało oznaczać to, co widziałam.
Nie powiedziałam jej tego jednak. Zasugerowałam za to, żeby od razu pojechała do Uli i szczerze z nią porozmawiała. Zasugerowałam, żeby na każdym kroku przestała ją krytykować i okazała jej zrozumienie i wsparcie.
– A jeśli nie będziesz miała z kim zostawić Ariela, to chętnie wezmę go do siebie – dorzuciłam.
Z tego, co wiem, matka i córka rzeczywiście potem szczerze porozmawiały. Ula zdecydowała się rozstać z agresywnym partnerem i przyjęła pomoc matki w opiece nad Arielem i śpieszącym się na świat maluchem.
Jakiś czas później spotkałyśmy się na spacerze. Regina była z dwójką wnucząt, a ja z Amelką. Kiedy spojrzała na naszą wnuczkę biegającą bez czapki, widziałam, jak już otwiera usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale zaraz je zamknęła. A kiedy wyjęłam cukierki, by dać dzieciakom, przez jej twarz przebiegł lekki skurcz, ale mimo to powiedziała coś zupełnie innego, niż się spodziewałam.
– Też lubię krówki. Mają dobry skład. I dużo mleka.
– I są pyszne – dodałam. – Chcesz?
Zjadłyśmy we dwie chyba z kilo. To był początek naszej długoletniej przyjaźni, która trwa do dzisiaj.
Henryka z Podlasia, 67 lat
Zobacz także:
- „Zaszłam w ciążę z najlepszym przyjacielem męża. Do końca życia będę żyła w strachu, że się wyda”
- „Zaszłam w ciążę tuż przed studiami. Kocham swoje dziecko, ale jest mi żal straconych szans i marzeń"
- „Lekarz powiedział, że jestem bezpłodna. Gdy zdecydowałam się na adopcję, stał się cud i... zaszłam w ciążę”