Reklama

Osobiście nigdy nie czułam potrzeby dzielenia się ze światem swoją prywatnością. Ta cała wymiana lajków i serduszek wydaje mi się co najmniej dziwna. Mam konto na portalu społecznościowym, ale nie tętni ono życiem – po prostu nie mam na to czasu ani ochoty. Ale rozumiem, że dla niektórych to sposób na podniesienie swojego poczucia wartości...

Reklama

Teściowa wrzuca do sieci wszystko

Moja teściowa ma dużo czasu i silną potrzebę zbierania lajków oraz słownych pochwał. Codziennie udostępnia jakieś idiotyzmy i wrzuca fotki z opisami „Poranna kawka”, „Miłego dzionka” etc. Należy do różnych grup i ma ponad tysiąc znajomych. Oczywiście większości z nich nie widziała nigdy na oczy. Akceptuje zaproszenia, jak leci.

Do tej pory robiliśmy sobie z tego z mężem żarty.

Dorota jest w gruncie rzeczy fajną kobietą i nigdy nie miałam z nią specjalnie na pieńku. Można powiedzieć, że w wieku kwestiach mi nawet imponuje: ćwiczy pilates, ma świetną figurę, potrafi rewelacyjnie się ubrać, a jej makijaż zawsze jest perfekcyjny.

Do jej wizerunku w ogóle nie pasuje słowo „babcia”. Być może właśnie dlatego nie chwaliła się w sieci tym, że ma wnuki. Niestety, właśnie zmieniła zdanie.

Kazała im się mizdrzyć do telefonu!

Zaczęło się od tego, że poprosiła córkę (6 lat), żeby zrobiła jej kilka fotek. Potem obrobiła je w Photoshopie i opublikowała z opisem w stylu „w obiektywie Hani”. Zebrała za nie mnóstwo reakcji i komentarzy. Rzeczywiście, zdjęcia były całkiem fajne…

Czytając komentarze, trafiłam na wiele takich, w których były pozdrowienia dla Hani od jakichś dziadów, gratulacje dla wspaniałej fotografki itp. Prawdopodobnie właśnie wtedy postanowiła pokazać światu Hanię. A także jej młodszego brata – trzyletniego Antosia. Kazała im się mizdrzyć do telefonu, porobiła im zdjęcia, upiększyła w Photoshopie (pewnie, żeby jeszcze bardziej się podobały) i wrzuciła do sieci…

Na widok zdjęć dzieci na portalu społecznościowym (a właściwie na dwóch) serce podeszło mi do gardła. Teściowa była dumna, że tyle reakcji (nie tylko lajków, ale i serduszek i buziek WOW), tyle komentarzy i udostępnień… A ja myślałam, że ją zabiję.

Wiedziała, że zablokowałam koleżankę, bo cały czas wrzucała zdjęcia swojej córki

Wśród tych komentarzy były również zagraniczne… Że tak powiem, nawet bardzo zagraniczne. Prócz tego reakcje należały do osób, które miały bardzo dziwne nicki i zdjęcia profilowe. Czy ona wie, kto oglądał te zdjęcia i co mógł robić, patrząc na nie?

Nie wie. Uważa, że powinnam się cieszyć, że mam piękne dzieci, które robią w sieci prawdziwą furorę…

Jak mogła bez mojej zgody opublikować te zdjęcia? Przecież doskonale zna mój stosunek, nie tylko do portali społecznościowych, ale i wrzucania zdjęć dzieci… Nie dalej jak miesiąc temu była o tym rozmowa podczas spotkania rodzinnego. Rozmawialiśmy o koleżance, którą zablokowałam, bo cały czas wrzucała zdjęcia swojej córki. Nie mając pojęcia, że te zdjęcia to jak prezenty dla pedofilów, a jej opisy „Patrz, jaka jestem słodka” to zachęta do… brak mi słów.

Zapowiedziałam, że jeśli jeszcze raz zobaczę, że wrzuca zdjęcia moich dzieci do internetu, zabronię jej się z nimi widywać. Mąż uznał, że przereagowałam, ale nie zmienię zdania.

Aśka

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Piszemy też o:

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama