Reklama

Powiem szczerze, że też się cieszyłam, gdy teściowa oznajmiła, że razem z mężem chcą zabrać mojego 5-latka nad morze. Marzyłam o odpoczynku od codziennych obowiązków, od dziecka, z mężem zaplanowaliśmy sobie nawet kilka spotkań ze znajomymi. Poza tym Szymek nigdy nie wyjeżdżał bez nas, rodziców, to miała być taka wakacyjna przygoda. No i była, tylko zupełnie inna niż sobie wyobrażaliśmy!

Reklama

Teściowie są dość rozrywkowi, ale nie myślałam, że zapomną o dziecku!

Nigdy nie byłam z teściami zbyt blisko. Staraliśmy się nawzajem szanować, ale to wszystko. Zresztą oni nie angażowali się zbytnio w opiekę nad naszym dzieckiem. Odkąd Szymek się urodził, odwiedzali nas na urodziny, imieniny, czasem jeździliśmy do nich na święta albo na działkę pod miastem. Nie narzucali się za bardzo i to mi odpowiadało. Zdziwiłam się więc, gdy teściowa zaproponowała, że zabiorą Szymka na wakacje. Mieli jechać tak jak co roku do Juraty, do zaprzyjaźnionego pensjonatu, który znali od lat. Tylko tym razem wymyślili, że pokażą naszemu Szymkowi morze i spędzą z nim więcej czasu.

– Odpoczniesz troszkę, Małgosiu, pośpisz dłużej. Dobrze ci to zrobi. My się wszystkim zajmiemy, przecież wychowaliśmy dwoje dzieci – namawiała mnie teściowa, a mój mąż tylko jej wtórował.
– Szymek to już duży chłopak, da radę! – przekonywał mnie.

Byłam sceptyczna: mój malutki synek beze mnie tak daleko? I to przez dwa tygodnie? Szymek nigdy nie nocował poza domem, bałam się, jak to zniesie, czy nie będzie tęsknił i płakał po nocach. I do tego jeszcze teściowa, która, owszem, kochała wnuczka całym sercem, ale często denerwowała mnie swoim lekkim podejściem do życia. Machała ręką na moje zakazy, po kryjomu dawała Szymkowi cukierki, kiedyś pozwoliła mu nawet jechać na rowerze bez kasku!
– Nic się nie stanie, założysz później – krzyknęła za nim, gdy na wspólnej wycieczce ściągnął kask z głowy, bo go uwierał.
– Nie panikuj, Małgosiu, po co te nerwy? – śmiała się do mnie wtedy, a ja nie wiedziałam, jak się jej przeciwstawić. Mąż zawsze brał jej stronę, nie moją. Był zresztą tak samo lekkomyślny, po matce. Ach, jak mnie to wkurzało!

Jednocześnie zaczęłam sobie wyobrażać, jak Szymek wyjeżdża, a ja mam mnóstwo czasu, robię, co chcę przez bite dwa tygodnie, z mężem wychodzimy do knajpy... Podobała mi się ta wizja! Ostatecznie przekonał mnie sam Szymek, gdy radośnie wykrzyknął:
– Taaak! Zbuduję największy zamek z piasku! – tak się cieszył... – I prześlę ci zdjęcie, żebyś się nie smuciła. Tylko nie płacz mamo, jestem już prawie dorosły – dodał rozpromieniony. Uległam. Wbrew przeczuciom. Dlaczego wtedy nie posłuchałam intuicji?

Piątego dnia odebrałam telefon od teścia

Pakowałam Szymka przez trzy dni, pomyślałam o wszystkim. Spisałam teściom listę rzeczy i wskazówki, w co i kiedy mają go ubierać. Wypisałam godziny posiłków, jego ulubione dania i to, czego nie lubi. Apteczka, taka na wszelki wypadek, pękała w szwach! Całą rodzinę pojechaliśmy na dworzec, a gdy pociąg już odjeżdżał, rozpłakałam się. Stałam na peronie chyba jeszcze z dziesięć minut, mąż musiał mnie stamtąd zabierać siłą.
– Wyluzuj się, wreszcie mamy wakacje! – mówił do mnie, a ja nie rozumiałam, dlaczego jest taki radosny. Po dwóch godzinach zadzwoniłam do teściów. Wszystko było w porządku, Szymek zjadł drugie śniadanie i się zdrzemnął, niedługo mieli dojechać na miejsce. Od tego czasu dzwoniłam codziennie po południu przez cztery dni.

Piątego dnia to oni zadzwonili. A właściwie to zadzwonił teść. Od początku rozmowy zaczął mnie przepraszać i uspokajać:
– Gosiu, tylko się nie denerwuj, Szymek jest bezpieczny, nic się nie stało. Tylko dziś mieliśmy mały wypadek...
– Jaki wypadek? O co chodzi, daj go do telefonu! – od razu wpadłam w panikę. W tle usłyszałam głos teściowej. – No i po co do niej dzwonisz? Wielka mi rzecz... Nie wierzyłam własnym uszom.
– Szymek dziś na plaży zniknął nam z oczu, ale tylko na chwilkę – mówił dalej teść. Doskonale słyszałam, że jest zdenerwowany, chociaż próbował to zamaskować. – Wiesz, zapatrzyliśmy się w innym kierunku, to był moment, tyle ludzi dookoła... Od razu pobiegłem do ratownika, wszczął alarm, nawet przez megafon mówił... Bożenka zaglądała pod każdy parasol! – słuchałam tego jak w transie. – Ale spokojnie, Szymuś się znalazł, przyprowadziła go jakaś kobieta. Już jest dobrze... Tylko widzisz, chyba skręcił sobie kostkę, potrzebujemy jego pesel, może trzeba będzie iść tu do lekarza czy coś... – z każdym słowem teść tracił pewność w głosie, chyba rozumiał, że im tego nie wybaczę. – Po co jej mówisz, tyle dzieci się gubi, to normalne – to znów teściowa. Jakim prawem chciała mnie oszukać??

Usłyszałam głos Szymusia: – Mamooo, chcę do mamy! – zawołał mój synek. Po głosie poznałam, że jest przerażony. Mój biedny chłopczyk! Ręce mi się trzęsły i zaczęłam płakać. Przecież mogło dojść do tragedii, a moja teściowa to zlekceważyła! I co oni takiego robili na tej plaży, że stracili dziecko z oczu?

Kazałam mężowi natychmiast wsiąść w samochód i przywieźć nasze dziecko do domu. Trochę protestował, ale na nim chyba też ta sytuacja zrobiła wrażenie. Pojechał. Jeszcze tego samego dnia tuliłam synka w ramionach.

Nie wiem, czy im wybaczę

Na razie nie chcę rozmawiać z teściami. Wiem, że nie chcieli zrobić nic złego. Doceniam też, że teść powiedział mi prawdę wbrew swojej żonie. Ale jak sobie pomyślę, co mogło się stać, gdyby nie szybka reakcja ratownika i innych ludzi na plaży... Nie wiem dokładnie, jak do tego wszystkiego doszło. Mogę się tylko domyślać, że teściowie puścili moje dziecko samopas na plażę, zamiast cały czas być przy nim. To do nich podobne. A gdyby mój synek niezauważony przez nikogo wszedł do morza? Trudno mi to wybaczyć. Już nigdy nie puszczę Szymka na wakacje samego. Chyba dopiero jak dorośnie!

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama