Dziecko z zespołem Downa
Adobe Stock
Newsy

„To Bóg zesłał mi to dziecko i miał w tym jakiś boski plan”

Marzyłam o zdrowym synku. Urodziła się Ania: skośnooka księżniczka – opowiada 41-letnia Ewelina, bibliotekarka.

Dziewczynka! Ma pani córkę! – usłyszałam słowa położnej, potem płacz niemowlęcia i w jednej chwili zapomniałam, że właściwie czekaliśmy na synka.

Redaktorki Mamotoja.pl o byciu mamą [CHWILA WZRUSZEŃ NA DZIEŃ MATKI]

To musi być pomyłka

Nasza jedynaczka, Ola miała już 13 lat i bardzo chcieliśmy, żeby drugim dzieckiem był chłopczyk. Skończyłam właśnie 34 lata i uznaliśmy z Pawłem, że to dobra chwila na powtórne macierzyństwo. Wcześniej zawsze było jakieś „ale”… Przede wszystkim bardzo doskwierała nam ciasnota. Pokoik z ciemną miniaturową kuchenką to raczej nie jest idealne mieszkanie dla rozwojowej rodziny. W końcu wzięliśmy kredyt i kupiliśmy dwa pokoje z kuchnią – jasne i z balkonem. Pewnie, że nie będzie łatwe do spłacenia z mojej pensji bibliotekarki i urzędniczych zarobków Pawła, ale co tam… Najważniejsze, że mogliśmy wreszcie spełnić marzenia o drugim dziecku.

Jednak już dwa dni później, na porannym obchodzie usłyszałam słowa, które przewróciły moje życie do góry nogami:
– Pani dziecko ma zespół Downa – powiedział lekarz bez ogródek.
– To niemożliwe… To musi być pomyłka... – powtarzałam w szoku.

A jednak to była prawda. Żal, rozpacz, złość – to były pierwsze uczucia, które mną owładnęły. I jeszcze poczucie winy. Co ze mną jest nie tak? Dlaczego spotyka to właśnie mnie? Prawie nic nie wiedziałam o tej chorobie. I na początku nie chciałam wiedzieć. Nie przyjmowałam do wiadomości, że moje dziecko jest inne.

– Pawełku, spójrz na Anię – ciągnęłam męża do łóżeczka malucha – czy tak wygląda dziecko z zespołem Downa?

Rzeczywiście, Ania wyglądała „normalnie”. Początkowo rozwijała się też jak każde zdrowe dziecko. Był to dla mnie dowód, że miałam rację. Zamęczałam rodzinę i przyjaciół, oczekując potwierdzenia, wbrew opiniom lekarzy, że wszystko jest w najlepszym porządku. Pamiętam poczucie totalnej katastrofy, kiedy spotkałam na spacerze znajomą. Pochylając się nad wózkiem, powiedziała beztrosko:

– No tak, rzeczywiście. Widać po oczach, że to Down.

Zabolało. Wieczorem długo stałam nad łóżeczkiem, wpatrując się w twarzyczkę Anusi, z przerażeniem dostrzegając w jej rysach pierwsze symptomy choroby. Łzy same ciurkiem ciekły mi po policzkach. Ale rano byłam już dobrej myśli.

Wyleczymy ją!

– To się da wyleczyć – powtarzałam. Od euforii przechodziłam szybko do stanu kompletnej depresji. Nie zauważałam, że moje starsze dziecko staje się zalęknione, że Paweł chodzi z obłędem w oczach. Któregoś razu w czasie jednego z takich moich „występów” krzyknął zdenerwowany: „Dość tego!” i trzasnął drzwiami.

„To koniec. Zostałam z tym wszystkim sama, samiuteńka” – pomyślałam w panice. Siedziałam parę godzin otępiała, kiedy drzwi się otworzyły i wszedł mój mąż. Miał zdecydowaną minę i stos medycznych książek pod pachą.

– Przepraszam, że się uniosłem, ale to się musi skończyć, kochanie – ogarnął mnie ramieniem. – Byłem w bibliotece. Trochę o tym Downie poczytałem i spójrz, pożyczyłem nawet parę książek. Powinniśmy wziąć byka za rogi. Musimy przyjąć do wiadomości, że urodziło nam się dziecko z niepełnosprawnością. Tak, nie obruszaj się – mamy niepełnosprawne dziecko – i nie ma na to innego słowa. Zacznijmy nazywać rzeczy po imieniu, może wtedy zdołamy pomóc sobie i naszej córce. Obu córkom...

To z tych książek dowiedziałam się, że zespół Downa nie jest właściwie chorobą, tylko następstwem wady genetycznej polegającej na tym, że do 21. pary naszych chromosomów „przyczepia się” trzeci, dodatkowy. To właśnie z powodu tego niechcianego dodatku układ nerwowy dziecka nie działa sprawnie, jego rozwój jest spowolniony i w dużej mierze zależy od tego, jak wcześnie rozpoczęta zostanie rehabilitacja malucha. Dostałam też bardzo cenną wskazówkę: postępy dziecka z Downem zależą od kapitału uczuć, które otrzyma od swoich bliskich...

Ona nas wybrała

Spokój, pewność siebie i zdecydowanie mojego męża sprawiły, że wreszcie dojrzałam do akceptacji niepełnosprawności córeczki.
– Myślę, że Bóg zesłał nam to maleństwo i miał w tym jakiś boski plan – powiedziałam, przytulając się do męża.
– A ja myślę, że Anusia sama nas sobie wybrała na rodziców, a Bóg tylko wyraził na to zgodę, bo wiedział, że we dwoje jakoś sobie z tym faktem poradzimy. Bo przecież poradzimy sobie, kochanie, prawda?
A potem podszedł do łóżeczka śpiącej córeczki i cicho powiedział:
– Czy wiesz, że cię kochamy, skośnooka księżniczko?

Od tego dnia minęło sześć lat. I wszystko się zmieniło. Zaczęło się od tego, że znaleźliśmy w internecie adresy stowarzyszeń i fundacji pomagającym rodzicom dzieci z zespołem Downa. To tam polecono nam psychologa, pod którego opieką Ania jest do dziś. Pani psycholog podtrzymuje nas na duchu, ocenia postępy w rozwoju Ani i zadaje nam „prace domowe” na kolejne miesiące rehabilitacji. Zaczęliśmy spotykać się z ludźmi tak samo jak my doświadczonymi przez los. Niełatwe to były spotkania. Niektórzy przychodzili ze swoimi starszymi, wyraźnie niepełnosprawnymi dziećmi. Czasami dostrzegałam w nich przyszły obraz naszego dziecka, ale zaraz go odganiałam. Bo Ania, dzięki nieustannej rehabilitacji, robiła naprawdę duże postępy. Pamiętam, jak pękałam z dumy, gdy na bilansie pięciolatka lekarz wpisał do książeczki zdrowia: „Dużo mówi”.

– Nasza córeczka dużo mówi – powtórzyłam Pawłowi.
– Trudno, żeby było inaczej, ma już przecież pięć lat – odpowiedział najnaturalniej na świecie mój wspaniały mężczyzna.

Nie mogliśmy jednak nie zauważać, że Ania jest inna. Ona sama tę swoją inność zaczęła odczuwać w przedszkolu. Zawsze starałam się, by jak najwięcej przebywała z dziećmi w zwykłych codziennych sytuacjach. Zabiegałam o te kontakty, instynktownie przeczuwając w nich szansę dla rozwoju Ani. Dlatego wybrałam przedszkole integracyjne. Początkowo akceptowało ją tylko dwoje „normalnych” dzieci. Inne uciekały od niej albo przedrzeźniały. Było tak do momentu, kiedy okazało się, że bije wszystkie na głowę pod względem sprawności fizycznej. Najszybciej biegała, potrafiła zrobić stójkę i szpagat.

– Widziałeś to Paweł? Czy ty to widziałeś? – piszczałam z radości, kiedy Ania wyczyniała w domu te swoje sztuczki.
Natychmiast zbiegała się cała rodzina, pochwałom nie było końca, a mała była taka szczęśliwa.

Nasza rodzina jest idealna

Jej pojawienie się w naszym życiu przewróciło je wprawdzie do góry nogami, ale też uczyniło pełniejszym i bogatszym. Staliśmy się sobie bliżsi, bardziej rozumiejący swoje potrzeby, bardziej kochający. Ta chęć niesienia pomocy najmłodszemu członkowi rodziny mobilizowała wszystkich i wyzwalała w nas najlepsze cechy.

– Mamusiu, zostaw dla Ani, ona tak lubi słodycze – mówiła starsza córka Ola, kiedy chciałam jej dać ostatni kawałek urodzinowego tortu.

Przed narodzinami Ani Ola była dzieckiem bardzo zamkniętym w sobie, potem stopniowo się otwierała. Młodsza siostra nauczyła ją przytulać się i całować. Dziś Oleńka studiuje na pierwszym roku psychologii – chce w przyszłości pomagać dzieciom takim jak Ania.

Pewnie, że przez w ciągu tych lat było też wiele przykrych chwil i wiele jeszcze zapewne nas czeka. Ale ja wolę pamiętać, ile dobrego mnie spotkało i jakich wspaniałych ludzi, także lekarzy, los postawił na moje drodze. Kiedy patrzę dziś, jak sześcioletnia Ania mozolnie ćwiczy wymowę, kiedy widzę, ile trudu wkłada w to, by posiąść nową umiejętność, to jestem dumna z mojej dzielnej córeczki, tak jakby wygrała konkurs krasomówczy. Wiem, że nigdy nie będzie taka sama jak inne dzieci, ale kocham ją taką, jaka jest. Uwielbiam patrzeć, jak Paweł bawi się z małą. Albo słuchać jak opowiada jej bajki na dobranoc. Najbardziej lubię tę o niezwykłej szczęśliwej rodzinie, w której narodziła się skośnooka księżniczka.

Ewelina B., lat 41, bibliotekarka

Zobacz także:

z życia wzięte – diagnoza
Adobe Stock
Newsy
„Musiał wydarzyć się dramat, żeby moje dziecko otrzymało prawdziwą pomoc”
Kaja od małego była inna. Bardzo nieśmiała, jakby wycofana. Nie chciała bawić się z innymi dziećmi, płakała, gdy na chwilę straciła mnie z oczu. Wszyscy wokół pocieszali mnie, że jak trochę podrośnie, to jej to minie, ale ja przez skórę czułam, że nie będzie tak pięknie. Matki wiedzą takie rzeczy…

Moje przeczucia niestety się sprawdziły. Problemy Kai rosły razem z nią. Nie potrafiła odnaleźć się wśród rówieśników. Nie miała przyjaciół, w szkole siedziała sama w ławce. Dzieci uważały ją za dzikuskę i odmieńca, więc się z niej wyśmiewały i wytykały palcami.  Reagowała najpierw płaczem, a potem, gdy to nie wystarczało, agresją. Nie było tygodnia, by nie wzywano mnie lub męża do szkoły. „Pani córka uderzyła koleżankę! Popchnęła kolegę! To niedopuszczalne! Nie będziemy tolerować takiego zachowania w naszej szkole” – słyszeliśmy od wychowawczyni. Oboje z Arturem próbowaliśmy się dowiedzieć od Kai, dlaczego to zrobiła, ale nie potrafiła odpowiedzieć. Myślę, że nawet jej to nie obchodziło.  Tamte niby poszkodowane dzieci były wygadane, bezczelne i potrafiły kłamać jak z nut. A Kaja? Na wszelkie pytania odpowiadała… milczeniem. Nie potrafiła się bronić. Po prostu stała i słuchała oskarżeń. Choć więc to ona była ofiarą, wina za konflikty w szkole spadała na nią. Mieliśmy opinię rodziców, którzy nie potrafią zapanować nad własnym dzieckiem. Pedagog szkolny przeprowadził z nami chyba z dziesięć rozmów na temat wychowywania dzieci. Był bardzo przekonujący, więc uwierzyliśmy z mężem, że zachowanie Kai wynika wyłącznie z naszych błędów wychowawczych. Od tamtego czasu godzinami analizowaliśmy, co zrobiliśmy źle, i staraliśmy się to naprawić. Ale choć stawaliśmy na głowie, zachowanie Kai się nie zmieniało. Wciąż była osamotniona Gdy córka skończyła czwartą klasę, postanowiliśmy przenieść ją do innej szkoły. Mieliśmy już dość tego ciągłego obwiniania i nas, i jej za całe zło, które się tam dzieje. Chcieliśmy zacząć wszystko od początku. W nowej placówce od razu opowiedzieliśmy pani pedagog o problemach Kai. Była zdziwiona i oburzona, że jej poprzednik nie wysłał Kai do...

Odebrano nam dzieci
Adobe Stock, Photographee.eu
Newsy
„Wystarczył jeden kłamliwy zarzut, że znęcamy się nad dziećmi i odebrali nam je. Przez rok walczyliśmy o ich powrót”
Wystarczyło, że sfrustrowany nastolatek opowiedział brednie o tym, jak głodzimy i źle traktujemy swoje dzieci. Z dnia na dzień odebrano nam wszystkie, aż do wyjaśnienia sprawy. Trwało to rok.

Zawsze chcieliśmy mieć z mężem dużą rodzinę. Dlatego już rok po ślubie zaszłam w ciążę. Kiedy nosiłam pod sercem naszą córeczkę Anię, sądziliśmy, że nie pozostanie ona długo jedynaczką. Niestety, los postanowił inaczej… Ogromne problemy, które wystąpiły podczas porodu spowodowały, że straciłam bezpowrotnie szansę na kolejną ciążę. – Bardzo mi przykro… – w oczach lekarza widziałam współczucie. Płakałam, ale łzy nie koiły mojego bólu Pokochałam moją córkę od pierwszego wejrzenia, ale zawsze, ilekroć na nią patrzyłam, myślałam też o tych wszystkich nienarodzonych dzieciach, które – tego byłam pewna – gdzieś tam na mnie czekają. Co się z nimi teraz stanie? Czy Pan Bóg podaruje je jakiejś innej mamie? Ta myśl, że inna kobieta będzie wychowywała moje dzieci , których nie zdołałam urodzić, zaczęła mnie prześladować, stała się wręcz moją obsesją. Kiedy mijałam na spacerze jakąś matkę prowadzącą wózek, nie mogłam się powstrzymać, aby do niego nie zajrzeć, nie sprawdzić, czy dziecko, które w nim leży, nie ma przypadkiem rysów moich albo Sławka, mojego męża. Mijały lata, nasza córeczka rosła jak na drożdżach, zaczęła przyprowadzać do domu koleżanki. To było nieuchronne, że w końcu zada pytanie: dlaczego nie ma brata albo siostry? No i zadała... – Bo mamusia już nie może urodzić dzidziusia, kochanie – powiedziałam jej zgodnie z prawdą. – A to trzeba go urodzić, żeby mieć? – zapytała naiwnie. Miała wtedy zaledwie 6 lat i nie wiedziała nic o prokreacji. Na jej pytanie w pierwszym momencie tylko się uśmiechnęłam. Pewnie ktoś jej powiedział, że dzieci przynosi bocian, albo kupuje się je w specjalnym sklepie. Ale potem w mojej głowie zaczęła kiełkować pewna myśl: „A może pytanie Ani wcale nie było takie bezsensowne?”....

Teściowa mnie upokarzała, bo nie urodziłam chłopca
Adobe Stock, natalialeb
Newsy
„Teściowa mnie upokarzała, bo nie dałam mężowi syna. Dwiema wnuczkami nie była zainteresowana”
– Bo wiesz, synku – teściowa uśmiechnęła się przymilnie. – W naszej rodzinie od pokoleń rodzili się sami chłopcy. Jeśli Ola spodziewa się dziewczynki, to… Cóż, chciałabym mieć pewność, że twoja żona jest ci wierna.

– No cóż, może następnym razem się uda. Do trzech razy sztuka – teściowa westchnęła wymownie i wyszła z sali, stukając obcasami o posadzkę. Na swoją drugą, dopiero co urodzoną wnuczkę spojrzała tylko raz, z wyraźnym niesmakiem . Nawet jej nie dotknęła… Aż mnie zmroziło. Wiedziałam, co prawda, że w rodzinie Kuby liczą się tylko chłopcy. I mimo że od pierwszego USG mówiliśmy jego rodzicom, iż na świat przyjdzie nasza druga córka – do ostatniej chwili liczyli jednak na pomyłkę lekarzy i na to, że urodzę syna. No, ale takie zachowanie – tego było już za wiele! Co ta dziewczyneczka, słodko śpiąca jak aniołek, tym ludziom zawiniła, że tak ją potraktowali? Za kogo się uważali? Na dodatek świadkiem tego upokorzenia była moja siostra… Ze wstydu odwróciłam zaczerwienioną twarz do okna, licząc na to, że Lidka niczego nie zauważy. Niestety, przed bystrym okiem mojej siostry niewiele można było ukryć. Przyjrzała mi się bacznie i powiedziała: – A tę starą wiedźmę co dzisiaj ugryzło? Taka wielka pani, a nie wie, że jak się przychodzi do szpitala, do noworodka, to się nie denerwuje mamy i mówi same miłe rzeczy o maleństwie? – Ona tak zawsze… – odpowiedziałam cicho, kątem oka patrząc na słodko śpiącą Andżelikę – Nie mów, że do tej pory tego nie zauważyłaś. Ja już się przyzwyczaiłam. Natalka też – dodałam, nie potrafiąc ukryć łez, które nieoczekiwanie napłynęły mi do oczu. Nawet nie chciałam sobie wyobrażać, co czuje moja starsza córeczka przez to, że ma takich a nie innych dziadków! Nigdy nie przepadałam za swoją teściową Z wzajemnością zresztą. Ta okropna baba, dyrektorka miejscowego liceum, od pierwszej chwili, odkąd zaczęłam spotykać się z Kubą, dawała mi do zrozumienia, że nie jestem wystarczająco dobra dla jej syna. –...

Nasze akcje
częste oddawanie moczu u dziecka
Zakupy
Szukasz najlepszego nocnika dla dziecka? Sprawdź nasz ranking!
Współpraca reklamowa
Kobieta czyta książkę
Zakupy
Tej książce ufają miliony rodziców! Czy masz ją na półce?
Współpraca reklamowa
łojotokowe zapalenie skóry
Pielęgnacja
Test zakończony sukcesem! 99% osób poleca te kosmetyki
Współpraca reklamowa
Polecamy
Porady
1000 zł na wakacje
Prawo i finanse
Bon 1000 zł na wakacje: od kiedy bon turystyczny 2023? Nowe informacje
Magdalena Drab
świadectwo z paskiem
Wychowanie
Czerwony pasek na świadectwie — od jakiej średniej? Wymagania i kryteria 2023
Joanna Biegaj
początek roku szkolnego 2023
Newsy
Będą dłuższe wakacje: początek roku szkolnego 2023/2024 został przesunięty
Magdalena Drab
5 dni opieki na dziecko
Prawo i finanse
5 dni opieki nad dzieckiem – czy urlop opiekuńczy 2023 jest płatny?
Joanna Biegaj
Życzenia na Dzień Ojca
Święta i uroczystości
Życzenia na Dzień Ojca 2023: od małego i dorosłego dziecka (krótkie, wzruszające, śmieszne)
Joanna Biegaj
ile dać na komunię
Święta i uroczystości
Ile dać na komunię w 2023: ile do koperty od gościa, dziadków, chrzestnej i chrzestnego?
Maria Nielsen
wniosek u urlop rodzicielski
Prawo i finanse
Wniosek o urlop rodzicielski 2023 – wzór do druku
Magdalena Drab
Cytaty na chrzest
Cytaty i przysłowia
Cytaty na chrzest: piękne sentencje i złote myśli z okazji chrzcin
Milena Oszczepalińska
gdzie nad morze z dzieckiem
Czas wolny
Gdzie nad morze z dzieckiem? TOP 10 sprawdzonych miejsc dla rodzin z maluchami
Ewa Janczak-Cwil
jak ubierać niemowlę na spacer wiosną
Pielęgnacja
Jak ubierać niemowlę wiosną: w kwietniu, w maju i przy 20 stopniach [LISTA UBRANEK]
Magdalena Drab
Szkarlatyna - co to oznacza
Zdrowie
Szkarlatyna u dzieci: co to za choroba? Przyczyny, objawy i leczenie płonicy
Beata Turska
larwy kleszczy
Edukacja
Larwy kleszczy – jak wygląda larwa kleszcza i czy jest niebezpieczna? [ZDJĘCIA]
Joanna Biegaj
czy można przykrywać wózek pieluchą
Pielęgnacja
Zakrywanie wózka pieluchą to nie sprytna ochrona przed słońcem. Dziecku grozi szpital!
Magdalena Drab
gęsty katar u dziecka
Zdrowie
Gęsty katar u dziecka – jak szybko się go pozbyć?
Ewa Janczak-Cwil
pas poporodowy
Połóg
Pas poporodowy: kiedy i ile godzin nosić pas brzuszny? [EFEKTY I OPINIE]
Agnieszka Majchrzak
latające kleszcze
Święta i uroczystości
Latające kleszcze – czy strzyżak sarni jest niebezpieczny?
Magdalena Drab
angielskie imiona
Imiona
Angielskie imiona żeńskie i męskie: popularne i ładne (+ ich polskie odpowiedniki)
Joanna Biegaj
uczulenie na słońce
Pielęgnacja
Uczulenie na słońce u dziecka: jak wygląda wysypka od słońca u dziecka? Leczenie, zapobieganie
Małgorzata Wódz