Reklama

Stracił żonę i dziecko 11 kwietnia. Dwa dni wcześniej ciężarną kobietę odwiedziła położna i zapewniała młode małżeństwo, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Zaleciła spacery, które miały sprawić, że pojawią się wyczekiwane pierwsze skurcze.

Reklama

Termin porodu okazał się datą śmierci

Edward Tongiatama chcąc być przy żonie, w tygodniu poprzedzającym termin porodu wziął wolne w pracy. Po wizycie położnej chodzili z Margaret na spacery, tak by wywołać pierwsze oznaki porodu, którego oboje nie mogli się doczekać.

11 kwietnia Margaret czuła się dobrze. Zjadła z mężem obiad, po czym powiedziała, że idzie się położyć. Gdy Edward zajrzał do niej 20 minut później… kobieta już nie oddychała.

Przerażony mąż zadzwonił po pogotowie i zaczął reanimować Margaret. Przez okno zobaczył przejeżdżającego na deskorolce sąsiada, który z zawodu jest ratownikiem medycznym. Zawołał go i już wkrótce medyk walczył o życie Margaret. Niedługo potem przyjechała karetka. Niestety, nikomu nie udało się przywrócić funkcji życiowych ciężarnej. Nie udało się również uratować dziecka, które miało się urodzić właśnie tego dnia…

Miało być zupełnie inaczej!

Margaret i Edward pobrali się w styczniu tego roku. Przyspieszyli ceremonię ze względu na ojca Margaret, który umierał, a bardzo chciał dożyć chwili ślubu córki.

To była skromna uroczystość. Po narodzinach córeczki państwo Tongiatama planowali zorganizować wesele, o którym marzyli.

Niestety los chciał inaczej.

Pogrążony w żałobie Edward wciąż czeka na informację od lekarzy dotyczącą przyczyn śmierci ukochanej żony i nienarodzonej córeczki.

Źródło: Daily Mail

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama