To miało być lekarstwo, a kilka minut po jego podaniu serce niemowlęcia przestało bić. Dziś rusza śledztwo
Gdy ich miesięczna córeczka zmarła, jeszcze długo tulili ją w ramionach. Po prostu nie chcieli i nie mogli zostawić jej samej. Mama do dziś pamięta też uczucie, które towarzyszyło jej, gdy wychodziła ze szpitala z pustym nosidełkiem. „Było takie lekkie” – wspomina. A ciężar w sercu sprawiał, że ledwo szła.
Choć od dnia, w którym stracili córeczkę, minęło 3,5 roku, rodzice nie mogą pogodzić się z tragedią. Dziś (8 stycznia 2024 roku) w Chesterfield Royal Hospital (Wielka Brytania), czyli szpitalu, w którym zmarło dziecko, rusza śledztwo. Policja i biegli mają ustalić, czy lekarze, ratując niemowlę, popełnili błąd, czy zrobili wszystko, jak należy.
Serduszko zaczęło bić za szybko
Tego lipcowego dnia mama miesięcznej Orli nie miała wątpliwości, że z dzieckiem dzieje się coś złego. Niemowlę wymiotowało i słabło w oczach. Pediatra, który zbadał dziecko, wypisał skierowanie do szpitala. Tam lekarze stwierdzili częstoskurcz nadkomorowy. I podali niemowlęciu adenozynę – lek, który miał wyrównać zbyt szybkie bicie serca.
Tata: „Całowałem ją i prosiłem, by była dzielna”
Zanim lekarze podali dziecku lek, rodzice po raz ostatni widzieli ją żywą.
„Pamiętam, że całowałem ją i prosiłem, żeby była dzielna. Mówiłem, że tata jest blisko” – wspomina ojciec Orli.
Kilka minut po podaniu leku serce dziecka przestało bić. Mimo reanimacji godzinę później stwierdzono zgon niemowlęcia.
Po tym, jak lekarze przekazali im tę straszną wieść, rodzice długo nie mogli rozstać się z dzieckiem.
„Chcieliśmy ją tulić. Nie wiem, jak długo tam byliśmy. Po prostu przytulaliśmy ją, płakaliśmy, śpiewaliśmy jej piosenki, mówiliśmy do niej…”.
5 razy wychodzili i wracali
Myśl o opuszczeniu szpitala była dla nich paraliżująca. Pięć razy wychodzili z sali, gdzie była ich córeczka i pięć razy wracali, by jeszcze raz na nią spojrzeć, wziąć na ręce, przytulić.
„Nie chcieliśmy, by była sama” – wspomina mama. Kobieta, która robiła odcisk stópki niemowlęcia, obiecała im, że będzie czuwać przy zmarłej dziewczynce aż do końca swojej zmiany.
„Kiedy wychodziliśmy ze szpitala, niosłam fotelik samochodowy Orli i wiedziałam, że jest za lekki, bo jej w nim nie było” – mówi mama. Zaledwie miesiąc wcześniej w tym samym foteliku jej córeczka opuszczała szpital, gdy wracały do domu po porodzie…
Czas nie goi ran
Choć mogli cieszyć się swoją córeczką zaledwie miesiąc, czas ten okazał się niezwykle obfity we wspomnienia. Do dziś przywołuje je wyjście do supermarketu i inne codzienne czynności. Na widok dziewczynek w wieku, w którym dziś byłaby Orla, jej mama nie może powstrzymać łez.
„Nie potrafię znaleźć słów oddających ból, z którym żyjemy każdego dnia” – mówi mama.
Walczyli 3 lata
O to, by w szpitalu ruszyło dziś śledztwo, walczyli 3 lata.
„Wiemy, że czekają nas przygnębiające doświadczenia, ale musimy to wytrzymać. Obiecaliśmy to córeczce” – mówią o śledztwie rodzice.
Prawniczka, która reprezentuje rodzinę w sądzie, uważa, że ojciec i matka mają prawo wiedzieć wszystko na temat śmierci swego dziecka.
„Zrozumiałe jest, że nadal mają wiele pytań. Choć nic nie jest w stanie przywrócić Orli z powrotem, śledztwo jest kamieniem milowym w umożliwieniu im udzielenia odpowiedzi, na jakie zasługują” – mówi Laura Robinson.
Źródło: Daily Mail
Piszemy też o:
- Koszalin: za późno wezwali pomoc do jednej z bliźniaczek. Matce i jej partnerowi grozi więzienie
- „Mój syn ma rok, ale tak naprawdę żyje od 3 lat”. Słowa tej mamy wprawiły ludzi w osłupienie. A potem wszystko zrozumieli
- Mama po operacji obudziła się bez rąk i nóg. Pokazała, jak dba o nią kochający synek