Tragedia na Śląsku. Lekarze zrobili ratownicze cięcie cesarskie w domu 30-latki
W Chorzowie doszło do dramatycznej akcji ratunkowej. Ratownicy przez godzinę walczyli o życie kobiety i jej nienarodzonej córeczki. Życia 30-latki nie udało się uratować, ale medycy podjęli decyzję o ratunkowym cięciu cesarskim.
Do tragedii doszło 14 października. W poniedziałek służby ratunkowe z Chorzowa otrzymały zgłoszenie o nieprzytomnej kobiecie w ciąży. To mąż 30-latki zadzwonił na numer alarmowy. Kobieta w 9. miesiącu zasłabła w łazience. Na miejsce natychmiast skierowano dwa zespoły ratowników, policję, straż pożarną, a także Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. „Z nieoficjalnych informacji wynika, że ciężarna miała problemy z oddychaniem w wyniku zakrztuszenia się” – donosi PAP.
Dramatyczna akcja ratunkowa w Chorzowie
„Na miejscu były dwa zespoły ratownictwa medycznego, które przybyły karetkami. Niestety, ratownicy zastali kobietę nieprzytomną, niewykazującą oznak życia” − mówił mł. kpt. Michał Adamek z chorzowskiej straży pożarnej. Stan kobiety był krytyczny. Mimo heroicznych wysiłków ratowników, którzy przywrócili tętno kobiety, nastąpiło kolejne zatrzymanie krążenia. To lekarz LPR podjął decyzję o wykonaniu ratunkowego cięcia cesarskiego w domu kobiety. Jak mówi Justyna Sochacka, rzecznik Lotniczego Pogotowia Ratunkowego, „było to pierwsze ratunkowe cięcie cesarskie w naszej działalności, podczas którego udało się uratować dziecko”.
Malutka dziewczynka trafiła do szpitala w Katowicach
Ratownicy walczyli o życie matki i dziecka przez ponad godzinę. Urodzona dziewczynka wymagała natychmiastowej reanimacji. „O g. 14.06 lekarz stwierdził zgon kobiety. Jej córeczka trafiła do szpitala” − mówi Łukasz Pach, dyrektor Wojewódzkiego Pogotowia Ratunkowego w Katowicach. Stan dziecka jest bardzo ciężki. Dziewczynka została natychmiast przetransportowana śmigłowcem do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach. Jak przekazał rzecznik szpitala Wojciech Gomułka lekarze wciąż walczą. „Dziecko jest w bardzo ciężkim stanie, rokowania są bardzo niepewne. Lekarze walczą o życie dziecka” − powiedział w rozmowie z „Super Expressem”.
Służby: wykluczyliśmy udział osób trzecich
„Na ten moment wykluczamy udział osób trzecich. Nie było to zdarzenie o charakterze kryminalnym” − mówi Karol Kołaczek, rzecznik chorzowskiej policji. Strażacy sprawdzili też piecyk gazowy zamontowany w mieszkaniu. „Wykluczyliśmy, aby w tym mieszkaniu doszło do zatrucia tlenkiem węgla. W łazience, w której miało dojść do tej tragedii, nie było piecyka gazowego. Junkers znajdował się w kuchni, ale sprawdziliśmy cały pion kominowy i nasze urządzenia nie wykazały obecności tlenku węgla” − mówi mł. kapitan Adamek.
Na razie nie ustalono przyczyny zatrzymania krążenia u ciężarnej kobiety. Sprawę tragicznej śmierci prowadzi chorzowska prokuratura. Według pierwszych ustaleń, był to tragiczny i nieszczęśliwy wypadek. Dramat rozegrał się na oczach męża 30-latki. Ich 5-letni syn był wtedy w przedszkolu. Rodzina została otoczona opieką psychologiczną.
Źródło: PAP, Fakt
Piszemy też o: