Trójka na szóstkę
Trójka maluchów za jednym zamachem? Gdy zakłopotany lekarz obwieszczał to naszym bohaterom, mamy ogarniało przerażenie, tatusiów zaś szalona radość.
- Edipresse
Dziś nie wyobrażają sobie życia z jednym dzieckiem.
Szukają się w internecie, organizują trojaczkowe zloty. Ale na początku codzienność była trudna. Dość powiedzieć, że trójka dzieci zużywa 56 pieluch w cztery dni, a nakarmienie ich piersią jest niewykonalne. Jak sobie radzić?
Dwoje to za mało!
Piotr i Kamila znają się od podstawówki, zaręczyli się trzeciego, trzeciego wzięli ślub, a gdy zrezygnowali z antykoncepcji – Kamila od razu urodziła trójkę dzieci. Wiadomość o ciąży była dla nich radością. Ale gdy w 13. tygodniu lekarz powiedział, że będą bliźniaki, a po chwili dodał: „Zaraz, zaraz, mamy tu jeszcze jedno maleństwo”, Kamila była przerażona. Za to Piotr oszalał z radości. Do dziś zresztą pisze o sobie na forum „lekko wykolejony tata trojaczków”. Ona zaś wspomina: – Wszyscy się cieszyli, a ja nie. Okazało się też, że w rodzinie były już bliźniaki, a siostrze Kamili wyrwało się nawet: – Dobrze, że na ciebie padło!
Myśleli, jak powiadomić rodziców. Kamila powiedziała swojej mamie, że dwoje to przecież za mało! Dla przyszłych dziadków kupili też komplety smoczków, po trzy sztuki. – Chyba po prostu były tak pakowane – śmieje się Kamila. Ale rodzice i tak byli w szoku.
A potem był szpital…
A oni? Ciąża przebiegała wzorowo, nie martwili się więc o zdrowie dzieci. Raczej wyobrażali sobie, jak to będzie, gdy się urodzą. Korzystali z czasu dla siebie. – W trzecim miesiącu ciąży pojechaliśmy do Chorwacji. Czułam się dobrze, więc czemu nie? – wspomina Kamila.
Kilka miesięcy później dzieci urodziły się przez cesarskie cięcie. Pierwsza była Ola, potem Dominik i na końcu Julka – najmniejsza, bo ważyła tylko 1950 g. Dominik, otoczony dziewczynkami, do dzisiaj jest „babiarzem”. Kamila się śmieje: – Nawet pani z kiosku największymi względami darzy Dominika.
Pobytu w szpitalu Kamila nie wspomina dobrze. – Od początku wiedziałam, że nie dam rady karmić piersią. Przez pielęgniarki byłam traktowana jak wyrodna matka – opowiada. – A przecież po cesarce prawie nie mogłam siedzieć, a co dopiero karmić. Więc dwie butelki trzymałam rękami, trzecią podpierałam nogą! Trudno było, bo nikt mi nie pomógł – mówi z żalem. – Musiałam też podpisać oświadczenie, że „matka zrzeka się karmienia dziecka”. A ja miałam przecież troje dzieci, a nie jedno! – dodaje.
Zobacz także
A co to jest kino?
Opieka nad dziećmi była tak absorbująca, że dziś Kamila przyznaje: – Pierwszy rok pamiętamy jak przez mgłę: było tylko karmienie, spanie, przewijanie. – Ale nigdy nie narzekaliśmy – dodaje Piotr.
Od początku pomagały im obie babcie, ale najważniejsza była dobra organizacja. – Jeszcze do dzisiaj mamy kalendarz, w którym zapisywaliśmy niemal wszystko: godziny jedzenia, spanie i kupki – opowiada Kamila, szukając w wielkim pudle z pamiątkami notatek z pierwszego roku życia maluchów.
Wychodzenie na spacery z trójką było w zasadzie niemożliwe. Potrójny wózek jest ciężki, a wyniesienie wózka dla bliźniaków i zwykłego – zbyt trudne dla jednej osoby. – Przez pierwszy rok nie chodziliśmy na spacery. Dzieci grzały się na słoneczku przy otwartym oknie – wspomina Kamila. – Dopiero jak zaczęły tuptać, sama wyszłam z nimi z domu – dodaje.
Młodzi rodzice mają niewiele czasu dla siebie. Na pytanie, kiedy ostatnio byli w kinie, Piotr odpowiada: – Co to jest kino? A Kamila dodaje: – Nie jesteśmy imprezowiczami, wolimy znajomych zapraszać do siebie.[CMS_PAGE_BREAK]
Gaduły i miśki…
Julcia zawsze lubiła się przytulać, chciała być najbliżej mamy, Dominika trzeba było przekupić, a Ola od początku jest gadułą. – Ale nigdy nie faworyzowaliśmy dzieci, zawsze staraliśmy się przytulać wszystkie jednakowo – mówi Piotr.
Dzisiaj jest już o wiele łatwiej. Wprawdzie dzieciaki nie chodzą do przedszkola, bo opłaty za całą trójkę były za duże, ale uczestniczyły w zajęciach dla przedszkolaków organizowanych przez dom kultury. Uczyły się angielskiego, ceramiki. Teraz cała trójka chce grać i nawet wybrali już sobie instrumenty: Ola fortepian, Julia skrzypce, a Dominik, jak to chłopak, perkusję. – Myślę, że trzeba dać im szansę – śmieje się Kamila. – Może mają talent po prababci… – zastanawia się.
Trzy pęcherzyki
Paweł i Justyna niedawno wybudowali dom, pracują, a Justyna pisze pracę magisterską. Z obowiązkami dają sobie radę, mimo trójki dzieci – już dwuletnich.
Wszystko sobie zaplanowali. Justyna miała rozpocząć studia i w tym samym czasie urodzić dziecko – przyszli dziadkowie coraz częściej dopytywali się o wnuki. – Ucieszyłam się z ciąży i w szóstym tygodniu poszłam na USG – opowiada Justyna. – Widziałam na monitorze trzy kulki, ale przez myśl mi nie przeszło, że to troje dzieci. Myślałam, że to jakieś pęcherzyki – wspomina. Ale lekarz był absolutnie pewny: ciąża trojacza. Przyszły tata czekał na korytarzu. – Z gabinetu wyszłam zapłakana i Paweł pomyślał, że stało się coś złego. Gdy powiedziałam, że będą trojaczki, ucieszył się – mówi.
Przyszli dziadkowie dostali potrójne prezenty, ale myśleli, że to żart. W rodzinie nastąpiła konsternacja. Dziś nikt nie wyobraża sobie życia bez trojaczków.
Mogłam się wyciszyć
W ciąży Justyna musiała się oszczędzać. – Zrezygnowałam z pracy, mimo że jestem osobą bardzo aktywną – opowiada. – Te dziewięć miesięcy pozwoliło mi się wyciszyć i zaakceptować, że od razu będziemy mieć troje dzieci – dodaje.
Najtrudniejsza była druga połowa ciąży, którą Justyna spędziła w szpitalu. – Przejmowałam się, że dzieci mogą urodzić się za szybko i odkreślałam w kalendarzu kolejne dni – wspomina. Dzieciaki urodziły się na szczęście w 36. tygodniu. Cała trójka – Oliwier, Julia i Oskar – w ciągu pięciu minut i w świetnej kondycji.
Dobra organizacja
Paweł i Justyna wiedzieli, że podołają obowiązkom. Ale i tak pomoc cioci i mamy Justyny bardzo się przydała. Zaś prezydent Torunia podarował im wózek.
Karmienie piersią było wyzwaniem. Ale Justyna ściągała pokarm i każde z dzieci choć raz dziennie dostawało buteleczkę. – Były chwile, że wszystkie chciały jeść jednocześnie. Wtedy nauczyłam je samoobsługi: kładłam na boczku, butelki podpierałam pieluchą i patrzyłam, jak sobie radzą – śmieje się Justyna. Kiedy płakały, zabawiała je: śpiewała, wygłupiała się, w tym czasie przygotowując mleko.
Gdy dzieci podrosły, zaczęły się psoty: zamieniały się smoczkami, zdejmowały piżamki, zarwały nawet łóżeczko. Ale rodzice są konsekwentni. – Czasem muszę mieć serce z kamienia – mówi Justyna. Wszystko odbywa się według schematu: po kąpieli dzieci idą na chwilę do naszego łóżka, potem dostają buziaki i idą spać do siebie. Nauka tego rytuału trwała tylko tydzień, ale z żelazną konsekwencją.
Różne czy takie same?
Oskar, który już w inkubatorze najbardziej się kręcił, dzisiaj jest przywódcą rodzeństwa. Nieśmiały i pedantyczny Oliwier podchwytuje pomysły młodszego o pięć minut brata, a spokojna Julia potrafi walczyć w przypadku ataku chłopców.
Cała trójka mniej więcej w tym samym czasie zaczęła siadać, chodzić i mówić. Ale ich pierwsze słowa były różne: Oliwier powiedział „baba”, Julia „tata”, a Oskar „mama”. Dziś dzieciaki chodzą do żłobka, gdzie zawsze trzymają się razem.
Zdjęcie z komórki
Trójka tak samo ubranych maluchów w jednym wózku budzi ciekawość. – Widziałam kiedyś, jak jakiś pan robił fotki naszym dzieciom – opowiada Justyna. Ale już się do tego przyzwyczaili. – Przykro mi, jak ludzie mówią, że mi współczują. Wtedy odpowiadam, że mogą mi zazdrościć – mówi Justyna i przytula całą trójkę.
Tekst: Laryssa Kowalczyk