Z niepokojem patrzę na świecące w ciemnościach wskazówki zegarka. Już po drugiej, a ja wciąż nie mogę zasnąć. Przed położeniem się do łóżka zażyłam środek nasenny. Nie pomógł. Od paru godzin przewracam się z boku na bok, lecz sen nie nadchodzi. Powinnam przestać rozpaczać. Tylko jak to zrobić? Nie potrafię przestać myśleć o dziecku, na które czekałam dwanaście lat. Nie potrafię zagłuszyć w sobie żalu, że urodziło się chore.
Nasz synek urodził się z wadą serca
Marek przyszedł na świat przed trzema tygodniami, jako wcześniak z niewielką szansą na dalsze życie. Przeszedł ciężką operację serca. Lekarze mówią, że dopiero za kilka albo nawet kilkanaście lat dogoni w rozwoju fizycznym swoich rówieśników.
– Mareczku... – wzdycham, z trudem panując nad głośnym szlochem.
Sprawdzam, czy nie obudziłam śpiącego obok męża. Nie chcę przeszkadzać Jankowi, dlatego wstaję i wychodzę z sypialni. Idę przez ciemne mieszkanie do kuchni. Nie zapalając światła siadam przy stole. Chowam twarz w dłoniach. Chcę myśleć o dniu, który za parę godzin nadejdzie, lecz nie potrafię. Głowę wypełniają wspomnienia... Przez osiem lat walczyliśmy z mężem o dziecko. Ja się leczyłam, Janek się leczył – bezskutecznie. W końcu daliśmy za wygraną.
– Mamy przecież siebie. Kochamy się, a to jest najważniejsze – pocieszaliśmy się nawzajem.
Tak mówiliśmy, lecz dziś nie jestem pewna, czy czuliśmy podobnie?
Pamiętam, że nie potrafiłam pogodzić się z pustką, jaka wkradła się w nasze życie. Straciwszy nadzieję na urodzenie dziecka, przestałam widzieć sens pracy, codziennych starań. W końcu, zrozpaczona, wpadłam na pomysł adopcji maleńkiej istoty, z którą los obszedł się równie okrutnie jak z nami. Mąż jednak się sprzeciwił.
– Nie tak prędko, kochanie! Pozwól złapać oddech – prosił. – Po ośmiu latach wędrówki od jednego lekarza do drugiego, twoich pobytach w szpitalach rozrzuconych po całej Polsce, nieustannych rozmowach o dziecku jestem po prostu zmęczony. Zawrzyjmy umowę: najpierw dokończymy budowę domu, a potem pomyślimy o jego zapełnieniu.
Po 12 latach stał się cud
Zgodziłam się, no bo co miałam zrobić? Tak upłynęły kolejne cztery lata... A potem zdarzył się cud. Trzy miesiące po przeprowadzce do wymarzonego domu z ogrodem odkryłam, że... jestem w ciąży! Odkryłam? Nie, raczej dowiedziałam się od lekarza, że brak miesiączki nie był znakiem, jak wówczas przypuszczałam, menopauzy, tylko tego, że noszę w sobie upragnione dziecko.
Tego dnia wprost nie mogłam doczekać się powrotu męża z pracy, tymczasem on jak na złość się spóźniał. W końcu zniecierpliwiona wyszłam na dwór. Usiadłam na murku przed bramą i, to płacząc ze szczęścia, to znów się śmiejąc, wypatrywałam na końcu ulicy czerwonego samochodu. Wreszcie, kiedy się pojawił, poderwałam się na równe nogi i zaczęłam skakać z radości jak mała dziewczynka.
– Co ty wyrabiasz? – spytał zdziwiony Janek, wysiadając z auta.
– Zgadnij! – krzyknęłam, rzucając się mężowi na szyję.
– Wygrałaś milion dolarów na loterii – zażartował.
– E, ty od razu o pieniądzach... – westchnęłam zawiedziona.
– Zapomniałem o jakimś ważnym święcie? – spytał niepewnie mąż, po czym zaczął głośno wyliczać: – Urodziny obchodzisz trzeciego października, imieniny ósmego listopada, ślub braliśmy w kwietniu... Czy dziś wypada jakaś ważna rocznica? Dzień pierwszej randki, pierwszego pocałunku? Powiedz, bo jak widzisz, wyleciało mi z głowy...
– Nie powiem... – postanowiłam podroczyć się z Jankiem.
Mąż przyciągnął mnie do siebie.
– Powiedz – spojrzał błagalnie.
– Nie... – pokręciłam głową, lecz sekundę później nie wytrzymałam i drżącym z przejęcia głosem wyjawiłam swoją tajemnicę: – Będziemy mieli dziecko.
Janka zamurowało. Zrobił taką minę, jakby nagle ujrzał przed sobą przybysza z obcej planety.
– Żartujesz... Żartujesz chyba... – wyjąkał po dłuższej chwili milczenia.
– Byłam dziś u lekarza. Powiedział, że jestem w ciąży – wyjaśniłam wzruszona.
Mąż ukrył twarz w dłoniach. Płakał z radości, a ja razem z nim. Kiedy weszliśmy wreszcie do domu, uklęknął przede mną i mocno przytulił głowę do mojego brzucha.
– Dziecko... – szepnął. – Co za szczęście! Pojawiło się, kiedy przestaliśmy już na to liczyć, kiedy straciliśmy nadzieję.
Z czułością pogładziłam Janka po włosach.
– Musisz wreszcie uwierzyć, że cuda zdarzają się także takim grzesznikom jak my – wypomniałam mężowi jego dotychczasowy sceptycyzm.
– No już dobrze, dobrze, wierzę – Janek zrobił skruszoną minę. – W ten szczególny wieczór nie chcę się z tobą kłócić.
Zobacz także: Prawdziwe historie: Mój mąż nie chce dziecka.