Reklama

3-letnia Basia zmarła 6 listopada po tym, jak do jej rodzinnego domu dostały się toksyczne opary wydzielane przez preparat na gryzonie. Ten śmiertelnie niebezpieczny środek rozłożono wokół budynku i poutykano w zewnętrznych elementach konstrukcji. Do szpitala zawiózł dziewczynkę ojciec, który wcześniej bezskutecznie próbował wezwać karetkę. Wiadomo już, dlaczego dyspozytor pogotowia odmówił rodzinie pomocy.

Reklama

3-latka zatruła się trutką na gryzonie. Karetka do niej nie przyjechała

Toksycznymi oparami zatruła się nie tylko 3-letnia Basia, ale także jej starsza siostra i ciężarna mama. Mimo dramatycznej sytuacji dyspozytor pogotowia podjął decyzję o niewysłaniu do rodziny karetki. Ojciec więc sam wsiadł w samochód i pośpieszył do szpitala w sąsiednim powiecie.

„W środę o godzinie 6.30 na podjazd naszego SOR wjechał samochód, z którego wybiegł ojciec, niosąc trzyletnią córeczkę na rękach, z wołaniem o pomoc” − relacjonował w mediach dyrektor szpitala Tomasz Przybylski.

Stan młodszej dziewczynki był już wtedy bardzo zły, zaledwie półtorej godziny później 3-letnia Basia zmarła.

Nie wysłano karetki do umierającej 3-latki. Dyspozytor stracił pracę

Tuż po śmierci dziewczynki wojewoda wielkopolski powołał specjalny zespół, który miał wyjaśnić, dlaczego odmówiono pilnej pomocy umierającemu dziecku i nie wysłano do niego karetki. Zespół uznał, że dyspozytor popełnił błąd.

„Dyspozytor medyczny nie zastosował się w pełni do algorytmu zbierania wywiadu medycznego dotyczącego powodu wezwania: Inne/złe samopoczucie. Decyzję dyspozytora medycznego o niezadysponowaniu ZRM (zespół ratownictwa medycznego) uznać należy za niewłaściwą z uwagi na brak staranności w zbieraniu wywiadu medycznego. Uzyskane informacje nie były wystarczające do podjęcia decyzji o zadysponowaniu lub niezadysponowaniu ZRM” – stwierdzili członkowie zespołu.

Dyspozytor miał uznać, że 3-latka cierpi jedynie na jelitówkę. Wiadomo również, że ojciec dziewczynki podczas rozmowy telefonicznej nie wspomniał o użyciu preparatu na gryzonie w pobliżu domu.

Dyspozytor pogotowia został zwolniony z pracy. Na razie nie jest jasne, czy wcześniejszy przyjazd karetki pogotowia ratunkowego mógł wpłynąć na przebieg wydarzeń i ocalić życie dziewczynki.

Rodzina zatruła się trutką na myszy. To śmiertelnie niebezpieczny, toksyczny środek

Niedługo po tragedii w Nowym Tomyślu ujawniono, że ojciec obu zatrutych dziewczynek zastosował wokół domu preparat chemiczny przeznaczony do zwalczania gryzoni. Aby go używać, należy posiadać specjalne przeszkolenie. Według ustaleń w trakcie aplikacji mężczyzna popełnił błąd, który doprowadził do dramatu. Nie zakopał trutki w ziemi, lecz umieścił ją pod elewacją budynku. To sprawiło, że preparat zaczął wydzielać niebezpieczne, trujące opary.

Wiadomo już, że prokuratura postawiła zarzuty ojcu zmarłej 3-latki. „Zarzut dotyczy narażenia życia i zdrowia żony oraz córek, za który grozi mężczyźnie od 3 do 5 lat więzienia” – powiedział w rozmowie z „Faktem” Łukasz Wawrzyniak, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Poznaniu. Mężczyzna nie przyznał się do winy.

Źródło: Fakt, SE

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama