Reklama

Kilka minut później ogień szalał na całej posesji państwa Sobierajczyków. Trawił nie tylko dom, ale i warsztat stolarski, w którym pracował pan Łukasz. 27 stycznia rodzina straciła cały dorobek życia.

Reklama

Rodzina z 3 dzieci w jednej chwili straciła dom

11-letni Jakub pamięta, że siedzieli na kanapie, gdy nagle za oknem coś „strzeliło”.

„Mama zobaczyła ogień na dachu. Zaczęła krzyczeć, że się pali. Rodzice kazali mi zabrać brata i uciekać do cioci naprzeciwko. Stałem jednak jak wryty. Byłem w szoku. Nie widziałem, co mam robić. Dopiero gdy mama mnie pociągnęła, ocknąłem się. Udało się nam uratować” – mówi chłopiec.

Gdy żona i dzieci były już bezpieczne, pan Łukasz próbował ratować z warsztatu co się da. Ognia i dymu przybywało jednak z sekundy na sekundę.

„Żona i szwagierka wyciągnęły mnie z powrotem na ulicę. Zdążyłem tylko odjechać samochodem. Przy tak dużym wietrze już po 10 minutach nie było dachu na stodole. Kilka minut później ogień strawił dach nad częścią mieszkalną” – wspomina pan Łukasz.

11 zastępów straży pożarnej

Z pożarem domu i zabudowań w Tarchałach Małych walczyło 11 zastępów straży pożarnej. Od ok. 16.30 do późnych godzin wieczornych. Z pożogi zostały same zgliszcza.

„Strach pomyśleć, co by było, gdyby to wszystko wydarzyło się nocą? To były dosłownie minuty... Tyle, co wybiegłam z domu, wróciłam po dzieci... Telewizor jeszcze grał… Wzięłam tylko książkę syna do szkoły, telefon... Więcej się nie dało… Wybiegliśmy na zewnątrz” – wspomina pani Anna.

„Pomoc płynie z każdej strony”

Na miejsce pożaru przyjechał burmistrz i sołtys. Burmistrz zaproponował rodzinie mieszkanie, ale państwo Sobierajczyk zdecydowali się zamieszkać u krewnych.

Ani pani Anna, ani pan Łukasz nie spodziewali się, że ich tragedia poruszy aż tylu ludzi. Proboszcz przekazał im ofiary z sobotniej i niedzielnej mszy. W internecie ruszyły zbiórki i licytacje. Znajomi i nieznajomi przekazują im nie tylko pieniądze, ale i rzeczy, które mogą się przydać w budowaniu wszystkiego od początku…

Na Facebooku powstała również grupa „Pomoc dla rodziny poszkodowanej w pożarze”. Aktualnie liczy ona 2,6 tys. członków.

„Przerosło to nasze najszczersze oczekiwania. Ja nigdy nie należałem do osób, które siedzą godzinami z telefonem. Używałem go tylko do dzwonienia i wysyłania SMS-ów. A teraz?! To, co dzieje się w internecie... Słów brakuje. Ludzi do pomocy jest tak wielu. Tyle licytacji, challange’y różnorodnych. Pomoc płynie z każdej strony” – nie kryje wzruszenia pan Łukasz.

Źródło: Głos Wielkopolski

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama