„Wigilia u rodziców czy u teściów? A może mamy jeździć między domami? Jak wszystkim dogodzić?” [LIST DO REDAKCJI]
Odkąd pamiętam, wigilia była dla mnie najpiękniejszym dniem w roku. Zresztą dla mojego męża też. Niestety, wszystko się zmieniło, kiedy założyliśmy rodzinę… Moi rodzice i jego rodzice utworzyli dwa obozy, które ze sobą rywalizują. A szczyt tej rywalizacji ma miejsce właśnie przed Bożym Narodzeniem. W sumie to zaczyna się już w połowie listopada.
Ta „walka” naszych rodziców, a właściwe naszych mam w ciągu roku bywa męcząca, ale do przeżycia i nawet często z tego żartujemy. Mamy dwoje dzieci, które są oczkiem w głowie obu babć. Zresztą my z mężem jesteśmy jedynakami i w pewnym sensie też wciąż jesteśmy oczkami w głowie naszych rodziców…
Przedwigilijny i wigilijny koszmar trwa już 5 lat
Ten przedwigilijny i wigilijny koszmar trwa już 5 lat. Przed nami szósty…
Zaraz wigilia, a my nie mamy pomysłu, jak to rozwiązać, by wilk był syty i owca cała. Najchętniej uciekłabym gdzieś z mężem i dziećmi, do jakiegoś hotelu w góry… Ale gdy zaczynam to planować, jest mi bardzo przykro, bo nie wyobrażam sobie takich „hotelowych” świąt.
Próbowaliśmy rozwiązania „raz u jednych, raz u drugich” albo że „wigilia u moich rodziców a dwa dni świąt u teściów” lub na odwrót. Za każdym razem ktoś jest poszkodowany… Że ten magiczny, rodzinny wieczór spędzamy nie z nimi. Są łzy, wyrzuty, prośby…
Mamy jeździć między domami?
W tym roku pojawiła się opcja, by jednego wieczora „zaliczyć” dwie wigilie. Problem w tym, że nie mieszkamy w jednej miejscowości – dom teściów jest 50 km na zachód, a mój dom rodzinny 50 km na południe od naszego miasteczka. Jesteśmy w stanie wypróbować ten wariant, choć na samą myśl o jeździe samochodem wte i wewte 24 grudnia (czyli staniu w korkach) mojego męża zalewa krew.
A i tak wszystko wskazuje na to, że i nasi rodzice nie będą zadowoleni, bo już pojawiły się pytania: u kogo będziemy najpierw?
Mam wrażenie, że ci, do których pojedziemy jako do drugich (mimo że będziemy tam dłużej), odbiorą to jako zniewagę… Po prostu słyszę to w głosie mojej mamy i swojej teściowej!
„Będziecie już najedzeni”, „Dzieci będą już zmęczone”, „Po co to taki szmat drogi robić…” – usłyszałam od jednej i od drugiej.
Koleżanki mnie nie rozumieją
Przyszło mi też do głowy, że mąż z córką (5 lat) pojedzie do swoich rodziców, a ja z synem (2 lata) do moich rodziców. Ale nawet nikomu o tym nie mówiłam, bo to byłoby w sumie dziwne. Nie wyobrażam sobie wigilii bez męża i córki…
Niestety, mieszkamy w kawalerce i pomysł, by wigilia była u nas (który padł, jak tylko założyliśmy rodzinę) od razu nie spodobała się naszym rodzicom.
Napisałam o tym wszystkim w nadziei, że poczuję jakąś ulgę. Z przyjaciółką i koleżankami mało rozmawiam na ten temat, bo one mają zupełnie inne kłopoty. Uważają, że powinnam się cieszyć, że mam teściów w porządku. Że moje dzieci wciąż mają kochających dziadków (mama i ojciec przyjaciółki zmarli w zeszłym roku). Że nie muszę się martwić o przygotowywanie wigilii, bo najwyżej zrobię jakieś śledzie… A mi naprawdę ciężko.
Lidka
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Piszemy też o: