„Wnuczek znalazł moją walizkę i wparował do kuchni z moją najnowszą 'zabawką'. Chciałam zapaść się pod ziemię”
„Adaś wszedł do pokoju z zafrasowaną miną i pytaniem: >>Babciu, a co to jest?
- redakcja mamotoja.pl
Własne mieszkanie! To była dla mnie całkowita nowość! Zawsze mieszkałam w miejscu, które kupił i urządził ktoś inny: najpierw moi rodzice, potem rodzice męża, w końcu… no cóż, była żona męża numer dwa. A teraz miałam własne lokum, malutkie, owszem, ale byłam w nim jedyną panią!
– I co, mamo? Będziesz teraz urządzać prywatki? – zapytała mnie ze śmiechem córka.
– Mogłabym – powiedziałam zupełnie serio. – Mam przyjaciół, którzy dopytują się o parapetówkę!
Parapetówki jednak nie urządziłam, ale co i rusz zapraszałam swoje koleżanki, a raz znajomych z dawnej pracy. Oczywiście często wpadała też Lilka z małym Adasiem, moim ukochanym wnuczkiem. Chłopcu podobało się nowe mieszkanko babci, tylko narzekał, że nie ma w nim zabawek. Zachęciłam go, żeby sobie trochę przyniósł i trzymałam je w pudle pod ścianą. Wnuk bywał u mnie na tyle często, że miało to sporo sensu.
– Mamuś, podrzucę go w sobotę, dobrze? – poprosiła mnie któregoś dnia Lila. – Nie będzie ci przeszkadzał, pokoloruje sobie, pobawi się…
Zobacz także
– Wiesz, że on mi nie przeszkadza – odparłam, chociaż, szczerze mówiąc, chciałam się wybrać do kina.
Film jednak mógł poczekać, a Lila miała coś do załatwienia, więc Adaś znowu usiadł przy moim kuchennym stole z kartką papieru i flamastrami. Ja przez chwilę mu towarzyszyłam, ale zaraz poszłam sprawdzić maile. Od czasu kiedy nauczyłam się obsługiwać komputer, codziennie odkrywałam nowe możliwości, jakie daje surfowanie po internecie. Byłam w kontakcie z dawnymi znajomymi, mogłam sobie wyszukiwać przepisy kulinarne i sprawdzać repertuar kin w dowolnym momencie. Nie powiem, bardzo mi się to podobało.
Po jakimś czasie zaczęłam dostawać na maila reklamy. Między innymi od pewnego portalu randkowego. Pierwszy miesiąc był za darmo, więc się zarejestrowałam. I właśnie wtedy, kiedy Adaś rysował dinozaura, odkryłam, że otrzymałam maila od pewnego starszego pana, który miał zainteresowania podobne do moich, pisał z humorem, a na zdjęciu wyglądał trochę jak Omar Sharif.
– Cześć, tu Rysiek – przywitał mnie w słuchawce, kiedy w końcu zgodziłam się dać mu mój numer telefonu. – Co masz dzisiaj w planach? Dasz się porwać na ostrygi i szampana?
– Yyyy… – kompletnie mnie zatkało na tak wyszukaną propozycję.
– Dobra, też wolę pierogi! – roześmiał się Rysiek i już wiedziałam, że nadajemy na tej samej fali.
Układało nam się w sprawach łóżkowych
Po jakimś czasie jednak odkryłam, że Ryszard naprawdę lubi wyszukane jedzenie. Otworzył przede mną zupełnie nowy świat doznań kulinarnych: gotował dla mnie małże świętego Jakuba, uczył mnie jeść ślimaki, częstował owocami, o których nigdy wcześniej nie słyszałam.
– Nie jestem mężczyzną, który lekceważy doznania któregokolwiek ze zmysłów – rzucił kiedyś, puszczając do mnie oko i zrobiło mi się gorąco.
I tak, osiemnaście lat po rozwodzie z pierwszym mężem i sześć lat po śmierci drugiego zaczęłam poważnie rozważać trzecie małżeństwo. Zwłaszcza że w sypialni Rysiek także udowodnił mi, że doznania zmysłowe mogą być potężne.
– Chciałbym ci coś pokazać, kochanie – zaczął kiedyś, wołając mnie do komputera. – Oszalałbym, gdybym zobaczył cię w czymś takim – otworzył zdjęcie kompletu czarnej, koronkowej bielizny.
– Moglibyśmy też spróbować tego…
I tak, po pięćdziesiątce, stałam się klientką internetowego sex-shopu.I musiałam przyznać, że bardzo mi się to spodobało!
– To było ciekawe – mruczałam po kolejnym eksperymencie w sypialni. – A wiesz, o czym jeszcze myślałam?
I w ten sposób Rysiek i ja zgromadziliśmy całkiem ładną kolekcję gadżetów dla dorosłych, które chowałam w starej walizce pod łóżkiem. Tak, to zdecydowanie była najciekawsza i najbardziej ekscytująca znajomość w moim życiu!
– Mamo, ostatnio kwitniesz – zauważyła córka. – To ten nowy facet? No proszę, fajnie, że kogoś masz!
Właściwie wszyscy dostrzegali, że promienieję. Śmiałam się w duchu, słysząc te komplementy, bo prawda była taka, że moje zadowolenie miało ścisły związek z udanym seksem. Ale przecież nie wypadało mi tego nawet sugerować. Byłam kobietą po pięćdziesiątce, matką i babcią. Musiałam więc zachowywać się jak przystało na stateczną starszą panią, chociaż w duchu czułam się jak nastolatka.
Spotykaliśmy się już jakiś czas, nasz związek robił się coraz poważniejszy, a moja rodzina była temu na szczęście przychylna. Zastanawiałam się nawet, czy nie powiedzieć Adasiowi, żeby mówił do mojego partnera „dziadku”, bo „wujku” brzmiało dziwnie sztucznie.
Adaś bywał wtedy u mnie codziennie, bo w przedszkolu panowała epidemia rotawirusa i Lilka nie chciała go narażać. Tak się przyzwyczaiłam do obecności małego, że straciłam czujność. Nawet więc nie pamiętam dokładnie, kiedy to było, ale kojarzę, że rozmawiałam przez telefon z Ryśkiem, a Adaś rysował coś w kuchni. Wydawało mi się, że mówię „szyfrem”, co było konieczne, bo rozmawialiśmy o nowej „zabawce”, czyli gadżecie z sex-shopu, który mieliśmy ochotę sobie sprawić. Musiałam wtedy powiedzieć o dwa słowa za dużo, chociaż przysięgłabym, że bardzo uważałam. Wydawało mi się także, że Adaś jest całkowicie skupiony na swoich rysunkach, a do tego zerka na bajkę w telewizji i kompletnie nie słucha, co babcia mówi do telefonu.
O tym, jak bardzo byłam w błędzie, przekonałam się kilka dni później.
– Dzięki, że się nim zajęliście! – Lila użyła liczby mnogiej, bo tamtego wieczoru Rysiek też był w domu, kiedy opiekowałam się wnukiem. – Adasiu, idź włóż swoje zabawki do pudła w babci pokoju, bo zaraz wychodzimy!
Córka dopijała właśnie herbatę, Rysiek stukał w kolanko zlewu, zastanawiając się, skąd cieknie woda, a ja składałam pranie. Dopiero po kilkunastu minutach zorientowaliśmy się, że „nie ma dziecka”. A każdy rodzic wie, że jeśli dziecko za długo jest cicho, to na bank zwiastuje to kłopoty!
– Adasiu, co tam tak długo robisz? – zawołała jeszcze niczego nie podejrzewająca Lilka.
– Bawię się zabawkami babci! – doszła nas odpowiedź.
– To kończ, bo zaraz idziemy!
Na szczęście zręcznie wybrnął z sytuacji
Wszyscy w tamtym momencie byliśmy pewni, że chodzi o klocki i dinozaury w pudle. Dopiero, kiedy Adaś wparował do pokoju z zafrasowaną miną i pytaniem: „Babciu, a co to jest?”, zamarzyłam, żeby ziemia się pode mną rozstąpiła i pochłonęła mnie, mojego mężczyznę oraz ów srebrny przedmiot w rączce Adasia.
– To jest… yyy… – Lilkę zamurowało. – Adasiu, skąd to wziąłeś?!
– No z zabawek babci – chłopczyk wzruszył ramionami. – Są pod łóżkiem. Słyszałem, jak mówiła, że ma zabawki w walizce, to zajrzałem. No to co to jest? Rakieta kosmiczna?
– Tak, to jest model rakiety kosmicznej – odezwał się nagle całkowicie opanowanym głosem Ryszard, wyjmując chłopcu z ręki mój wibrator. – Ona startuje, dlatego tak się trzęsie. Babcia ma pod łóżkiem dużo części do rakiet i innych narzędzi, ale na razie jesteś za mały, żeby się nimi bawić. Daj, odłożę to na miejsce, a ty potrzymaj moje obcęgi, dobra? Musisz mi koniecznie pomóc z tym zlewem. To zadanie dla dwóch mężczyzn!
Tym sposobem Rysiek odwrócił uwagę mojego wnuka od seks-gadżetu, ale niestety nie zdołał sprawić, że ziemia się rozstąpiła, bym mogłam skoczyć w kuszącą otchłań. Potwornie zażenowana podniosłam wzrok na córkę, przygotowując się do przeprosin i tłumaczeń. Nie zdążyłam jednak nic powiedzieć, bo w oczach Lilki zobaczyłam łzy od powstrzymywanego śmiechu. Córka dosłownie podskakiwała na krześle, tłumiąc chichot. Wstałam więc i zajęłam się zmywaniem naczyń, nie wiedząc, co z tym zrobić, aż ona i mały wyszli.
Zadzwoniła do mnie wieczorem.
– Mamo, nie przejmuj się – zaczęła. – Ryszard świetnie to załatwił, mały o niczym teraz nie mówi, jak tylko o tym, że naprawił babci zlew, bo to robota dla prawdziwego mężczyzny. Wszystko inne wyleciało mu z głowy.
– Wiesz, Lila, bo ja… my… no to jest… – zaczęłam się jąkać.
– Mamo, nie musisz się tłumaczyć! – przerwała mi. – Masz prawo trzymać w swoim domu to, co chcesz, i robić to, na co masz ochotę. Normalna sprawa. I wiesz co? Cieszę się, że dobrze ci się układa z Ryszardem. To świetny facet. A tą sytuacją się nie przejmuj, naprawdę!
Przyznam, że nie liczyłam na tak wiele zrozumienia, więc poczułam ogromną ulgę. Już się bałam, że wnuk doznał jakiejś traumy! Na szczęście tak się nie stało. Mimo wszystko, nim Adaś przyszedł do mnie ponownie, kupiłam jeszcze jeden malutki, ale ważny gadżecik: srebrną kłódkę do walizek na zamek szyfrowy!
Grażyna, 56 lat
Czytaj także:
- „W przedszkolu mojego syna uczył… przedszkolanek. Zawsze myślałam, że to >>kobieca
- „Noszę za synem plecak i wyręczam go we wszystkich obowiązkach. Jeszcze się w życiu napracuje”
- „Przez moją matkę syn wylądował w szpitalu. Całowała i przytulała Krzysia, choć wiedziała, że jest poważnie chora”