„Wstyd mi za teściową, że tak podle potraktowała moją córkę na komunii. Dałam jej nauczkę” [LIST DO REDAKCJI]
Teściowa to kobieta starej daty, ma swoje odchylenia i zawsze brałam na to poprawkę. Ale tym razem przesadziła, a ja nie będę spokojnie patrzeć, jak upokarza moją córkę.
- redakcja mamotoja.pl
Kosztowało mnie to mnóstwo nerwów i awanturę z mężem, ale uważam, że dobrze obroniłam moją córeczkę przed fiksacjami tej kobiety. Nie będę jej nawet nazywać teściową, bo na to nie zasługuje.
Teściowa nie będzie mi psuć dziecka
Droga Redakcjo, my z mężem nie jesteśmy zbyt wierzący, więc wcale nie zależało nam na religijnej uroczystości. Ale że Lilianka bardzo przeżywała ten dzień, suknię, kwiaty, tort, to postanowiliśmy zorganizować dla niej wystawne przyjęcie komunijne w gronie rodziny. Było pięknie, do czasu.
Teściowa Teresa od zawsze uważała, że musi nasze dziecko wychować, bo my tacy wyzwoleni jesteśmy, że tylko zmarnujemy Liliankę. To jej jedyna wnuczka jak na razie, więc bardzo przejęła się swoją rolą. Źle, że przymykałam na to oko. Tym bardziej, że to kobieta z klapkami na oczach, zacofana i zakompleksiona.
Zgodziliśmy się na tę komunię, bo przecież byłby lament w rodzinie, gdyby dziecko nie poszło jak inne koleżanki. Ale gdybym wiedziała, że teściowa będzie takie cyrki odstawiać, to bym się wypięła na ten cały interes i tyle.
Zaczęło się od tego, że Lilka miała wg teściowej 'niestosowną' sukienkę, za bardzo odkryte ramiona i w ogóle za dużo koronek. 10-latka usłyszała na własnej komunii, że tak nie przystoi, bo tak się ubierają lafiryndy! Zacisnęłam zęby, nie chciałam psuć nastroju.
Ale potem to już było tylko gorzej. Kiedy Lilka dostała śliczną, złotą biżuterię od mojej siostry, teściowa wypaliła, że to chyba dla jakiejś damy, ale nie dla takiej małej siksy. Dokładnie takich słów użyła. Zagotowałam się.
Miarka się przebrała, kiedy kazała mojej córce usługiwać gościom i podawać przekąski, bo to zadanie dla dziewczynek. Malutka była już bliska płaczu, nie rozumiała, dlaczego babcia tak ją traktuje. I to w taki dzień! Szczerze przyznaję, że nie wytrzymałam. Może działałam pod wpływem emocji, ale ostatecznie uważam, że nie miałam wyjścia. Wstałam i poprosiłam grzecznie teściową, żeby wyszła z przyjęcia. Obruszyła się, ale ja nie zamierzałam ustąpić. Stałam tak nad nią i czekałam, aż się podniesie. Przysięgam, że jeszcze chwila i zaczęłabym krzyczeć! W końcu obrażona zebrała się i wyszła. Mąż miał do mnie o to pretensje, ale wiem, że też miał już dość własnej matki.
Jestem zadowolona, że zdobyłam się na odwagę i obroniłam córkę. Ta kobieta już więcej nie będzie nam mącić i mieszać Lilce w głowie.
Dagmara
Od Redakcji: Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz też: