Reklama

Szanowna Redakcjo,

Reklama

Mam na imię Anna, mam 38 lat i wiem, że pewnie wielu uzna mnie za wyrodną matkę. Może nią jestem. A może po prostu jestem kobietą, która odważyła się powiedzieć na głos to, o czym inne boją się wspomnieć. Otóż, dla mnie najważniejszy jest mąż, a dopiero później dzieci. I wcale nie wstydzę się tych słów.

Nie pozwolę, by mąż się ode mnie oddalił. Dzieci są na drugim miejscu

Wyszłam za Michała, gdy miałam 25 lat. Kochaliśmy się szaleńczo. Potem urodził się nasz syn, dwa lata później córka. I jak to bywa, nasze życie się zmieniło – wszystko zaczęło kręcić się wokół dzieci. Ja, przytłoczona pieluchami, przedszkolem i szkołą, zaczęłam oddalać się od męża. W pewnym momencie zrozumiałam, że jeśli nic nie zmienię, nasz związek się rozpadnie.

Dlatego zaczęłam wybierać jego. Gdy syn miał ważny mecz piłkarski, ja pojechałam z Michałem na romantyczny weekend do Zakopanego. Kiedy córka prosiła, bym pomogła jej przygotować się do konkursu recytatorskiego, ja wybrałam kolację z mężem, bo mieliśmy rocznicę. Wiem, że moje dzieci czuły się zawiedzione. Ale ja wierzę, że szczęśliwe małżeństwo to fundament, na którym buduje się dom i rodzinę. A co mi po tym, że będę perfekcyjną matką, skoro moje małżeństwo się rozpadnie i dzieci będą wychowywać się w dwóch domach?

Małżeństwo to fundament, ale dzieci tego nie rozumieją

Dziś jednak zmagam się z poczuciem winy. Syn coraz mniej chce ze mną rozmawiać. Córka, choć ma dopiero 12 lat, zaczyna mnie oceniać – widzę to w jej oczach. Czasem zastanawiam się, czy nie przesadziłam. Czy można tak wprost mówić, że mąż jest ważniejszy od dzieci? Czy to nie jest wbrew temu, czego nas uczono – że matka powinna poświęcać się dla dzieci bez reszty? Czasem targają mną sprzeczne uczucia, choć wiem, że mam rację, stawiając męża na pierwszym miejscu.

Czy ktoś jeszcze myśli tak jak ja? Czy jestem jedyna?

Z poważaniem, Anna

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama