Reklama

Nie zazdrościłam sylwetki modelkom ani moim koleżankom. Zawsze miałam kilka nadprogramowych kilogramów, ale mi nie przeszkadzały. Potrafiłam się ubrać, lubiłam siebie i nie narzekałam na brak powodzenia. Nie, nie ustawiały się do mnie kolejki mężczyzn, ale często kręcił się koło mnie jakiś adorator. Wychodziłam z założenia, że nie każda kobieta musi mieścić się w rozmiar S. Poza tym lubiłam korzystać z życia, dobrze zjeść, pójść na drinka. Zamiast siłowni wolałam obejrzeć coś ciekawego w kinie albo poczytać na kanapie.

Reklama

Byłam pewna, że zgubię nadprogramowe kilogramy

Było mi ze sobą dobrze, dopóki nie zaszłam w ciążę. Wiem, że każda kobieta przybiera wtedy na wadze, ale ja przestałam przypominać samą siebie. Znowu – zupełnie się tym nie przejmowałam. Byłam pewna, że tak musi być, a po porodzie moja waga się unormuje. Poza tym miałam ważniejsze sprawy na głowie. Musiałam przygotować się do najważniejszej roli w swoim życiu, bycia mamą.

Po urodzeniu Marysi moje problemy z wagą się nie skończyły. Zaczęło mnie to trochę frustrować, ale wciąż miałam w sobie trochę optymizmu. Wydawało mi się, że w końcu muszę zgubić te kilogramy. Tak, nie zawsze odżywiałam się mądrze (czasem jadłam, co popadnie, ale nie zawsze miałam czas, żeby sobie coś przygotować), ale przecież wciąż byłam w ruchu! Przy dziecku jest tyle pracy. Zdarzało się, że w ciągu dnia nie miałam ani jednej spokojnej chwili dla siebie. Wieczorem padałam na twarz. Nie było mowy o siłowni, choć Arek, mój mąż, zaczął mnie namawiać do pójścia na jakieś zajęcia.

Nie mam ochoty na seks

Kiedy Marysia trochę podrosła, a ja miałam więcej czasu dla siebie, zaczęłam eksperymentować z różnymi dietami. Wciąż nie poszłam na siłownię, ale nie miałam na to siły. Zawsze było coś do zrobienia w domu, przy dziecku. Chodziłyśmy też na długie spacery. Waga zatrzymała się w miejscu, a ja przestałam mieć nadzieję, że jeszcze kiedyś spojrzę na siebie w lustrze bez obrzydzenia. Nie żałuję, że urodziłam Marysię. Kocham moje dziecko, ale zaczęłam nienawidzić samą siebie. Wyglądam jak słoń.

Arek też mnie nie pociesza. Nigdy nie był mocny, jeśli chodzi o komplementy, ale teraz naprawdę potrzebuję jakiegoś wsparcia. Kiedy pytam go, czy mu się podobam, odpowiada, że tak. Kiedy zadaję pytanie, czy chciałby, żebym schudła, mówi: „Jeśli wtedy będziesz czuła się lepiej, zrób coś, idź na siłownię”. A wystarczyłoby powiedzieć: „Kocham cię w każdym rozmiarze, dla mnie zawsze będziesz piękna”. Już od wielu miesięcy nie uprawiamy seksu. Nie mam ochoty na zbliżenia. Nie chcę pokazywać się mężowi nago. Nie czuję się jak kobieta. Co mam robić?

Daria

Zobacz też:

Reklama
  • „Mąż w ogóle nie pomaga mi w domu! Ten egoista twierdzi, że skoro on pracuje, to WSZYSTKO MU SIĘ NALEŻY!”
  • „Jestem w ciąży, a moja mama już zapowiedziała, że nie będzie pełnoetatową babcią. Dlaczego jest taka samolubna?”
  • „Mam trójkę dzieci i męża, ale nie widzę już sensu życia. Nie ma dla mnie nadziei”
Reklama
Reklama
Reklama