Reklama

Polki nie przestały marzyć o macierzyństwie — przestały marzyć o samotnym jego dźwiganiu. Ilona Kostecka, znana blogerka i mama, w prostych słowach pokazała, że kluczem do wyższej dzietności w Polsce nie są pieniądze czy polityczne hasła, ale równość, wsparcie i partnerskie relacje. Dlaczego to wciąż tak trudne do zrozumienia?

Reklama

Macierzyństwo nie wymaga cudów, tylko wsparcia

Blogerka Ilona Kostecka, znana z wyważonego podejścia do tematów społecznych i rodzinnych, ujęła to w sposób tak prosty, że bardziej klarownie już się nie da. Jej słowa są jak lustro, w którym każda kobieta może się przejrzeć, a mimo to wciąż wielu mężczyzn — i nie tylko — zdaje się nie rozumieć, o co tak naprawdę chodzi kobietom i matkom.

Kostecka nie mówi o wielkich reformach systemowych, nie domaga się cudów ani nierealnych obietnic. Jej przesłanie sprowadza się do prostego faktu: kobiety będą chciały rodzić dzieci, jeśli będą czuły się bezpieczne, wspierane i równe. Jeśli będą miały partnera, a nie tylko biologicznego ojca dziecka. Jeśli będą mogły liczyć na dzielenie się obowiązkami, na szacunek dla ich pracy — tej zawodowej i tej wykonywanej w domu.

Kobieta potrzebuje partnera, nie tylko ojca dziecka

I choć wydaje się to oczywiste, wciąż słyszymy te same komentarze: że kobiety są wygodne, że nie chcą rezygnować z kariery, że dzieci im „przeszkadzają”. Niewielu zadaje sobie trud, by zapytać: co sprawia, że kobieta nie czuje się gotowa na dziecko? Czego się boi, co ją ogranicza, co sprawia, że decyzja o macierzyństwie staje się źródłem niepokoju, a nie radości?

Kostecka, jak wiele innych kobiet, przypomina, że problemem nie jest brak instynktu macierzyńskiego, lecz brak zrozumienia społecznego kontekstu. Macierzyństwo w Polsce zbyt często wiąże się z samotnością, z przeciążeniem, z brakiem wsparcia — zarówno emocjonalnego, jak i instytucjonalnego. Mężczyzna, który autentycznie dzieli z partnerką odpowiedzialność za dom i dzieci, nie jest jeszcze normą — nadal bywa chwalony jako „wyjątkowy”.

Równość w domu to nie luksus, ale fundament

A przecież nie chodzi o to, by kobiety otrzymywały prezenty za rodzenie dzieci, ani by zmuszać je do heroizmu. Chodzi o codzienność, o partnerskie relacje, o przestrzeń do samorealizacji, która nie kończy się wraz z pozytywnym testem ciążowym.

Dopóki ten przekaz nie stanie się oczywistością — a nie odkrywczą prawdą wypowiadaną przez pojedyncze głosy w sieci — dopóty wskaźniki dzietności nie drgną w górę. Bo nie liczby, nie programy, nie polityczne hasła decydują o wyborze kobiety, lecz realne doświadczenia, jakie niesie za sobą macierzyństwo. I to one są prawdziwym testem gotowości społeczeństwa na nowe pokolenie.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama