Reklama

– Ciociu, czerwone światło! – Pola aż podskoczyła na siedzeniu samochodu Agaty, która wiozła nas na wybory dziecięcej miss.
– Spieszymy się – wyjaśniła jej poważnym tonem Oktawia. – Musimy być dwie godziny wcześniej, żeby mama zdążyła mnie umalować i przygotować.

Reklama

Zerknęłam na nią i powstrzymałam się od pytania o czesanie. Widać było, że mama spędziła z nią przed lustrem sporo czasu. Koleżanka mojej córki miała zakręcone angielskie loki i natapirowaną grzywkę, a wszystko tak utrwalone lakierem, że czuć go było w całym samochodzie. Kiedy zajechałyśmy na parking pod eleganckim hotelem, gdzie miała się odbyć impreza, Agata wypakowała z bagażnika ogromną walizę.

Na moje zdziwione spojrzenie odpowiedziała, że to kostiumy Oktawii i akcesoria do charakteryzacji

Jak dla mnie nawet nieumalowana Oktawia wyglądała nienaturalnie. Miała pomarańczową opaleniznę u progu wiosny, co zawdzięczała codziennemu smarowaniu przez mamę samoopalaczem. Podobno jedną z konkurencji był występ w białych strojach i Agata chciała, żeby Oktawia wyglądała zjawiskowo.

Dziewczynki miały po sześć lat i chodziły razem do zerówki. Jeszcze nie tak dawno woziłyśmy je na zmianę na balet i tak się zaprzyjaźniłyśmy. Raz, kiedy czekałyśmy na córeczki pod salą taneczną, Agata zdradziła mi, że wcale nie chodzi o to, że Oktawia lubi taniec, tylko to ona chce, żeby jej córka uczyła się wdzięcznego poruszania się.

– To jej się przyda na konkursie – dopowiedziała, a kiedy zapytałam, co to za konkurs, opowiedziała mi resztę.

Tak zostałam wciągnięta w świat konkursów piękności dla dzieci

Dowiedziałam się, że w Polsce jest tylko kilka konkursów małej miss i małego mistera, a Oktawia brała już udział w dwóch. Teraz czekał ją ten największy i najbardziej prestiżowy.

– W jury i na widowni zawsze zasiadają rekruterzy z agencji reklamowych, a nawet podobno reżyserzy filmowi – ekscytowała się koleżanka. – Najbardziej utalentowane dzieci mają szansę na lepszą przyszłość. A że Oktawia bardzo lubi występy i przebieranki, to jest przeszczęśliwa, że ją zapisałam. Bo wiesz, to przede wszystkim świetna zabawa!

W sumie nie miałam zdania na temat tych konkursów. To nie Ameryka, Agata nie wstrzykiwała swojej córeczce botoksu w kąciki oczu ani nie prowadzała jej na solarium. Znałam Oktawię i wydawała się naprawdę zadowolona z atrakcji i emocji, jakich dostarczały jej te konkursy. A kiedy moja Pola obiecała jej kibicować z widowni, sprawiała wrażenie szczęśliwej.

W hotelu Oktawia i jej mama zniknęły w strefie dla uczestników i uczestniczek, a my z Polą przechadzałyśmy się po lobby, oglądając się za wystrojonymi kilkulatkami. Mogłam się spodziewać, że moja córka w końcu zapyta, czy też może wziąć udział w takiej imprezie.

– Też chcę mieć taką sukienkę – pokazała dziewczynkę w obcisłej błękitnej sukience z cekinowym gorsetem. – A Oktawia ma parasolkę, wiesz? Będzie z nią tańczyć!

Rzeczywiście, trzy godziny później oklaskiwałyśmy Oktawię wykonującą na scenie taniec z parasolką

Od kiedy Pola to zobaczyła, nie miałam możliwości odmówienia jej udziału w kolejnym konkursie.

– Ojej, naprawdę? To fantastycznie! – ucieszyła się Agata. – Wszystko wam powiemy, co i jak. Dziewczynki mogą ćwiczyć razem, powiem ci, jakich kosmetyków używać, a jakich nigdy w życiu! I pojedziemy razem do naszej krawcowej. Nie jest tania, ale przy strojach dowolnych ważna jest kreatywność, a ona szyje kostiumy teatralne. A propos, jak podobała się wam Oktawia w stroju kowbojki?

Przytaknęłyśmy, a koleżanka córki kiwnęła wdzięcznie główką

Wciąż była umalowana i prawdę powiedziawszy, jej makijaż budził we mnie mieszane uczucia. Mocno umalowane oczka, podkreślone brwi i pociągnięte błyszczykiem usta u sześciolatki wyglądały groteskowo.

– Mamo, kupisz mi taką szminkę? – zapytała w tym momencie Pola, a ja zdusiłam westchnięcie.

Powiedziałam córce, że to będzie tylko jeden raz. Chciała mieć przygodę, więc się zgodziłam, ale nie wyobrażałam sobie takiego życia przez okrągły rok. Sądziłam, że po prostu się zapiszemy i wyznaczonego dnia przyjedziemy do innego hotelu, żeby się przebrać, umalować i pokazać na scenie. Agata jednak szybko wyprowadziła mnie z błędu.

– Przecież one muszą znać choreografię – uświadomiła mi. – Spotkania przedkonkursowe odbywają się co dwa tygodnie, potem musisz ćwiczyć z dzieckiem w domu. Ale spokojnie, można nagrywać filmiki dla ułatwienia – wyjaśniła.

No dobrze. Powiedziałam A, to wzięłam się i za B.

Stawiłyśmy się więc z Polą na pierwszych zajęciach

Zdziwiłam się, jak serio traktują tę sprawę organizatorzy. Pani od choreografii wcale nie była miła i cała ta nauka poruszania się ani trochę nie sprawiała wrażenia zabawy. Miałam nadzieję, że może szycie strojów będzie przyjemniejsze, ale wiązało się to z niekończącą się ilością wypraw do krawcowej celem dokonywania poprawek.

Pola się niecierpliwiła, a ja miałam wrażenie, że tracę niepotrzebnie czas. Agata dała mi listę kosmetyków przetestowanych na własnej skórze przez Oktawię. Co ciekawe, wcale nie były to produkty specjalnie dla dzieci. Pianka i lakier do włosów, samoopalacz, cały zestaw kosmetyków kolorowych typu cienie czy tusz do rzęs, łącznie z – uwaga! – sprayem utrwalającym makijaż!

Miałam poważne wątpliwości, czy to nie zaszkodzi skórze mojego dziecka.

Może mieć na początku podrażnienia – przyznała Agata. – Ale to minie. I pamiętaj o kremie nawilżającym codziennie na noc. Taka mała rada od trzeciej wicemiss województwa.

Trzecia wicemiss województwa właśnie bawiła się z moją córką w ogrodzie. Dziewczynki wchodziły po zjeżdżalni od strony ślizgu i jak dotąd ani razu im się nie udało dotrzeć na górę, bo co chwila opadały i zjeżdżały tyłem na kolanach. Kiedy Agata to zobaczyła, wybiegła na taras.

– Oktawia! Złaź natychmiast! Co ty wyprawiasz?! – nakrzyczała na córkę.
– Nic im nie będzie – chciałam ją uspokoić. – Tu jest nisko.
– Tu chodzi o siniaki! – krzyknęła do mnie Agata i popędziła do córki.

Chwilę potem słuchałam wykładu o tym, że na sześć tygodni przed konkursem należy bezwzględnie zrezygnować z wszystkich aktywności, które mogą spowodować siniaki, zadrapania czy inne urazy. Bo potem bardzo trudno je zamaskować.

Bo wygrana w konkursie to przepustka do kasy i sławy

Konkurs miał się odbyć pod koniec maja. Jak można zabronić dziecku bawienia się na placu zabaw przez połowę kwietnia i cały maj? A to nie był koniec ograniczeń. Niby regulamin konkursu nie określał maksymalnej wagi dziecka, ale Agata jako weteranka twierdziła, że wyżej oceniane są szczupłe dzieci.

– Wyglądają zdrowiej, no i potencjalni reklamodawcy nie chcą zatrudniać małych grubasków. Musicie absolutnie wykluczyć słodycze – doradziła. – Oktawia nie je nawet pieczywa, makaronu ani pizzy. To dla jej zdrowia! – dodała, widząc moją sceptyczną minę. – Je same zdrowe rzeczy! Aha, tylko żadnych barwiących owoców typu porzeczki czy wiśnie. Ząbki muszą być bielutkie!

Ja też gotowałam zdrowo, ale Pola i ja uwielbiałyśmy razem piec ciastka na niedzielę

To były takie nasze magiczne, wspólne momenty. Ze smutkiem pomyślałam o rezygnacji z tego rytuału. Myślałam, że może córeczka sama zrezygnuje z udziału w konkursie, ale nie chciała. Ciągle pokazywały sobie z Oktawią kroki, których się nauczyły na lekcjach choreografii, oglądały na zdjęciach swoje sukienki i ćwiczyły chodzenie przed lustrem.

W połowie maja obie dostały zaproszenie na urodziny koleżanki z zerówki. Miały się odbyć w sali zabaw, takiej z trampolinami, basenami z kulkami i dziesiątkami innych atrakcji. Kiedy odbierałyśmy dziewczynki z przedszkola, wreszcie nie mówiły o konkursie piękności.

– Wejdę na najwyższą zjeżdżalnię! – emocjonowała się Pola. – A ja będę skakać na trampolinie! I wisieć na takiej linie! – przekrzykiwała ją Oktawia.
– Dziewczynki, to jest dzień przed wyborami miss – zauważyła Agata, oglądając zaproszenie. – Nie możemy tam pójść – orzekła.

Nawet ja zaprotestowałam. Jak to „nie możemy tam pójść”?! Agata zrobiła minę dyrektora, który ma do przekazania wiadomość, że właśnie zwalnia pracownika i przypomniała dziewczynkom, że po pierwsze, na takiej imprezie można nabić sobie guza albo siniaka, po drugie, można tam zostać poczęstowanym tortem, który może spowodować niestrawność, a po trzecie – trzeba się przecież wyspać i wypocząć przed tym najważniejszym dniem.

– Dniem konkursu – oznajmiła.
– Ale ja chcę iść – Pola nie dała się przekonać. – Mamo? Mogę iść do Martynki? Prooooszę!
– Kasia… – Agata spojrzała na mnie znacząco, nakazując mi wzrokiem być konsekwentną i odmówić córce.
– Porozmawiamy o tym w domu, skarbie – wybrnęłam z sytuacji.

Rozmowę jednak zaczęłyśmy już po drodze. Pola była zrozpaczona stanowczym zakazem Agaty i bardzo się bała, że skoro Oktawia nie może iść na przyjęcie do koleżanki, to ja jej również zabronię.

Nie, ty możesz iść. Martynka to twoja przyjaciółka – powiedziałam córce w domu, zastanawiając się, jak wybrnę z tego przed Agatą.

Nie było łatwo. Kiedy Agata dowiedziała się od córki, że Pola jednak idzie do Martyny, zadzwoniła do mnie z pretensją, że jestem niekonsekwentna i rujnuję cały jej plan.

– Jaki plan? – zapytałam zdezorientowana. – Planem ma być dobra zabawa, a w tym wypadku impreza u koleżanki jest tak samo ważna jak konkurs – odparowałam.

I wtedy dowiedziałam się, że chyba nie wiem, o czym mówię, bo wygrana w takim konkursie jest przepustką do lepszego życia, szansą na sukces i wrotami do pieniędzy oraz sławy modelki. Wtedy dotarło do mnie, że ta „zabawa” to była tylko zasłona dymna. Przypomniałam sobie Oktawię, której nie wolno było włazić po zjeżdżalni, jeść wiśni ani pizzy i która musiała poddawać się smarowaniu ciała samoopalaczem, czy spędzać godziny nieruchomo przed lustrem podczas czesania i malowania.

Widziałam spot. Oktawia wcinała w nim czekoladki…

Czy to na pewno były jej marzenia? Może samo tańczenie na scenie z parasolką tak, ale robienie z siebie starej-maleńkiej, żeby wpaść w oko przedstawicielom agencji reklamowych? Zaczęłam w to wątpić. Moja córka poszła na urodziny i rzeczywiście, nabiła sobie siniaka na nodze podczas wyskakiwania z basenu pełnego piłeczek.

Nie zamierzałam niczym go maskować. Był widoczny pod muślinową spódniczką w kolorze pudrowego różu. Nie utrwaliłam też córce fryzury, jakoś nie mogłam się przemóc, by spryskać ją lakierem. Miała naturalne, rozpuszczone włoski. Zrezygnowałam też z makijażu oczu, pozwoliłam jej jedynie użyć poziomkowego błyszczyka. Oktawia za to wyglądała olśniewająco.

Miała wysoko upięty kok i posypaną brokatem grzywkę, a jej suknia była miniaturową wersją kreacji, którą pewna znana aktorka miała na sobie podczas gali rozdania Oscarów. Do tego mama nauczyła chodzić ją w bucikach na obcasie, choć nie mam pojęcia, gdzie takie dostała. Nie zapytałam, bo wyraźnie mnie ignorowała za to, że „złamałam zasady” i jej córce było przykro, ponieważ była jedynym dzieckiem nieobecnym na imprezie w sali zabaw.

– Gratulujemy! – powiedziałam do Oktawii po konkursie. – Pierwsza wicemiss! Wspaniały wynik!
– Następnym razem Oktawia wygra – zapewniła nas Agata, najwyraźniej niezadowolona z drugiego miejsca córki.
– A wy? Startujecie we wrześniu? Już za trzy tygodnie ruszają zapisy… – poinformowała.

Spojrzałam na Polę, która właśnie pokazywała Oktawii swojego siniaka i opowiadała, jak było w sali zabaw. Ona też usłyszała pytanie Agaty i skrzywiła się lekko.

– Ja już nie chcę – pokręciła głową. – Gryzł mnie kołnierzyk i miałam niewygodne buty.
No cóż, konkursy nie są dla każdego… – Agata wyglądała na urażoną odpowiedzią Poli.

Jej córka nie miała szansy się wypowiedzieć. Stała tam, śliczna jak porcelanowa laleczka i tak samo nieruchoma, a ja pomyślałam, że jest mi jej żal. Właśnie zaczynał się sezon na owoce barwiące zęby, a ona nie mogła ich nawet spróbować. Co to za życie dla sześciolatki? Potem dowiedziałam się, że w wakacje Oktawia zagrała w reklamie słodyczy. Widziałam ten spot.

Wcinała na nim czekoladowe słodkości i mówiła do swojej filmowej mamy, że poprosi o jeszcze.

„Mama” rzecz jasna dawała jej z uśmiechem więcej słodyczy. Występ w reklamie robił wrażenie, a Oktawia naprawdę zaczęła robić karierę jako dziecięca modelka. Pomyślałam ze smutkiem, że z tymi słodyczami i pobłażliwą mamą w reklamie jest zupełnie odwrotnie niż w życiu małej miss.

– Mamusiu, mogę jeszcze ciasta z borówkami? – wyrwała mnie z zamyślenia umorusana na twarzy Pola.
– Jasne, córeczko! Jutro upieczemy drugie! – odpowiedziałam.

Katarzyna, lat 32

Czytaj także:

Reklama
  • „Usunęłam ciążę, żeby leczyć raka. Nie chciałam osierocić dwóch synków. Sąsiedzi wyzywali mnie od morderczyń”
  • „Powiedziała, że jedzie do koleżanki. Była w Czechach i usunęła moje dziecko, o którym nawet mi nie powiedziała”
  • „Matka zarzuca mi, że faworyzuję syna. Nastawiła córkę przeciwko mnie i chce, żeby z nią zamieszkała”
Reklama
Reklama
Reklama