„Wzięliśmy z mężem kredyt na dom. Gdy jeździłam na budowę, on mnie zdradzał. W dodatku chciał mnie ze wszystkiego oskubać”
Ten dom miał być spełnieniem naszych marzeń. A stał się koszmarem, który śni mi się po nocach. Zwłaszcza od chwili, gdy do moich drzwi zapukał komornik.
- redakcja mamotoja.pl
Wszystko zaczęło się w dniu, w którym koleżanka z pracy przyszła z informacją, że jej znajomi mają niedrogie działki do sprzedania. Za miastem, ledwie kilka metrów od pięknej plaży.
Ten dom to było moje marzenie
– Dostali spadek po jakiejś ciotce! Nie spodziewali, że tej ziemi jest tak dużo. Teraz dzielą ją na mniejsze kawałki i zaczynają sprzedaż. Po niesamowicie korzystnej cenie! Warto zainwestować.
Cena faktycznie była atrakcyjna. Nie ja jedna w biurze zaczęłam więc bardzo poważnie myśleć o kupieniu tej ziemi.
Mąż początkowo był przeciwny.
– A po co nam taka działka? – wzruszył tylko ramionami.
– No, jak to? Przecież to jest doskonała inwestycja! Zobacz, wartość waluty skacze, giełda idzie w dół, a cena ziemi tylko stale rośnie. Podobnie jak wartość diamentów… – dowodziłam.
– To ja już wolę kupić ci diament – uśmiechnął się.
– Dziękuję, ale ja wolę ziemię. Przynajmniej nikt nam jej nie ukradnie, a z biżuterią różnie bywa… – podsumowałam.
Oczywiście postawiłam na swoim. Kupiliśmy tę działkę, chociaż musieliśmy na nią wziąć niewielką pożyczkę.
– Co to za inwestycja, na którą trzeba się zapożyczać? – sarkał Jarek, ale ja byłam pewna, że dobrze robimy.
– Moim zdaniem, jak tu się zacznie ruch i ludzie będą się budować, wartość tego kawałka gruntu wzrośnie kilkukrotnie! – kalkulowałam. – Teraz to może i wygląda mało atrakcyjnie, ale kto ma głowę na karku, ten kupuje, wiedząc, że niedługo będzie tutaj osiedle.
Jarka chyba trochę przerastały te moje wywody, bo odganiał się ode mnie jak od muchy. A ja tymczasem cieszyłam się, że mam swoją ziemię. Prawdziwą, a nie tylko tę w doniczce z kwiatkami.
Chyba już wtedy powstała w mojej głowie myśl, żeby się na tej ziemi wybudować. Najpierw nieśmiała, a potem coraz konkretniejsza. „No, bo czy ja jestem gorsza?” – rozważałam, patrząc na te kilka osób z mojej pracy, które także kupiły działki w moim sąsiedztwie i teraz robiły już wykopy pod własne rodzinne gniazdko. Zanim pierwszy z kolegów zatknął wiechę na swoim domu, ja już omotałam Jarka.
A wcale nie było łatwo…
Jarek w końcu się zgodził
Mój mąż nie chciał nawet słyszeć o wyprowadzeniu się z miasta.
– A po co? Czy nam tutaj źle? – powtarzał do znudzenia.
– Może i nie jest źle, ale także nie najlepiej, prawda? – odpowiadałam. – Pomyśl, kochanie, to nie jest nasze mieszkanie, tylko gminy. I nawet go teraz nie możemy wykupić, bo znalazł się dawny właściciel kamienicy i walczy o swoje w sądzie. A jeśli wygra sprawę o odzyskanie rodzinnego majątku, to kto wie, co z nami zrobi? Może nas wywalić na bruk, i to w majestacie prawa!
– No, niezupełnie… Musi nam dać jakieś zastępcze lokum – mruknął Jarek.
– W barakach pod miastem? – wykrzyknęłam oburzona. – Dziękuję, ale nie! A poza tym, jesteś naiwny, że ktoś ci cokolwiek da w tym kraju. Słyszałeś o uwolnionych czynszach? Właściciel będzie miał prawo nam je podnieść tak, jak zechce i co? Zanim się obejrzymy, nie tylko zostaniemy bez mieszkania, ale jeszcze z długami! A tak będziemy na swoim i każdy nam będzie mógł nagwizdać…
Czułam, że Jarek się łamie, ale jeszcze nie był do końca przekonany. Rozumiałam go. Mój mąż to humanista, historyk. W naszym domu finansami zajmowałam się ja. Wyszukałam więc korzystne oferty kredytowe i przedstawiłam mu je w możliwe najbardziej przystępny sposób.
– Widzisz, że nas stać? – zapytałam z optymizmem w głosie.
– Taaak, pod warunkiem, że się nic nie rąbnie. Przy tej racie budżet domowy mamy bowiem dopięty na styk!
– A co ma się rąbnąć? – zaczęło mnie denerwować to jego czarnowidztwo.
– Boisz się, że któreś z nas straci pracę? Kredyt można przecież ubezpieczyć od takiej sytuacji! Bank zawiesi raty do czasu, aż znajdziemy nową robotę.
W końcu udało mi się jakoś przedstawić Jarkowi więcej plusów niż minusów tej sytuacji i zaciągnęłam go do banku!
Kiedy wychodziłam z niego z papierami kredytowymi w ręku, czułam się tak, jakbym zaczynała nowe życie!
– Zobaczysz, będzie cudnie! Poranki na własnym tarasie z kubkiem kawy w ręku, śpiew ptaków i szum fal za oknem… – mówiłam rozmarzonym tonem.
Dom się budował, ale moje małżeństwo runęło
Mąż nie podzielał mojego entuzjazmu. W budowę także nie za bardzo się zaangażował… Właściwie ciągnęłam ją sama, dzień w dzień użerając się z wykonawcami. Kradli, pili, partaczyli. Ot, taka zwyczajna polska robotnicza rzeczywistość. Czasami już myślałam, że nie dam rady, ale sił dodawał mi widok rosnących w górę ścian.
Wiem, że w tym czasie rzadko bywałam w domu, zaniedbując rodzinę. Ale Julia miała już szesnaście lat i nie potrzebowała mojego towarzystwa. A sześcioletnią Karolinę albo zabierałam ze sobą, albo zostawiałam pod opieką Jarka. Uważałam, że mąż powinien zrozumieć, iż jestem zajęta. W końcu nie robiłam tego wszystkiego dla siebie, tylko dla nas!
Jednak z chwilą, kiedy w naszym nowym domu zamontowano drzwi i mogłam je po raz pierwszy zamknąć, mój mąż także zamknął drzwi, ale do naszego mieszkania. Za sobą!
Nie mogłam uwierzyć, że tak po prostu ode mnie odszedł! I od dziewczynek… W dodatku do innej kobiety!
Julia od razu także poczuła się zraniona i porzucona, jeszcze bardziej niż ja. Wiadomo, jak to jest z nastolatkami. Do tej pory Jarek uważał ją za najważniejszą osobę w swoim życiu. Do tego stopnia, że nawet czasami czułam się zazdrosna o tę więź łączącą ojca i córkę. A teraz jakby przestała dla niego istnieć!
A Karolina, mimo że nie rozumiała jeszcze słowa rozwód, to przecież czuła, że coś złego dzieje między rodzicami. Zaczęła się moczyć w nocy ze stresu i nie chciała sama spać, tylko ze mną w jednym łóżku. Przystałam w końcu na to, bo tylko w ten sposób przesypiała spokojnie noc.
Ja także miałam kłopoty ze snem. Zaczęły się zaraz po tym, jak sobie uświadomiłam, że w tej sytuacji moje marzenia o domu legły w gruzach. I to dosłownie, bowiem nie będzie mnie stać na spłatę miesięcznych rat!
Początkowo bowiem sądziłam w swojej naiwności, że Jarek pomoże mi je spłacać.
– Wspólnie podjęliśmy decyzję o tej budowie! – ciskałam się do przyjaciółek. – Kredyt jest zapisany na nas oboje! Musimy go spłacać po połowie.
– No dobrze, ale właściwie jak ty to sobie wyobrażasz? – spytała mnie jedna z nich. – Że dom będzie w połowie jego i wtedy zacznie tam sobie przyjeżdżać ze swoją nową partnerką? Jak ty się będziesz czuła, spotykając ją w kuchni?
– W życiu jej tam nie wpuszczę! – zacietrzewiłam się.
– Nie będziesz miała takiego prawa. To będzie dom Jarka i będzie mógł zapraszać sobie, kogo zechce. A jeśli z nią weźmie ślub, to…
– To co?
– To ona ci nawet firanki w pokojach pozmienia! – uświadomiła mi druga.
Wizja obcej baby panoszącej się po moim wymarzonym domu spędzała mi sen z powiek. Uważałam, że Jarek powinien przepisać ten dom na mnie, ale nadal go spłacać! Tak byłoby honorowo. Zapomniałam jednak, że mój mąż stracił honor w momencie, kiedy mnie zdradził.
– Mogę go na ciebie przepisać. Nigdy mi na nim nie zależało – zgodził się. – Ale nie zamierzam spłacać kredytu! Nie stać mnie na to. Muszę płacić alimenty na Julię i Karolinę, a poza tym moja Ewa spodziewa się dziecka. Będę miał teraz większe wydatki.
Szok! Mój mąż będzie miał dziecko z tą lafiryndą? To niemożliwe! Przecież miał za chwilę przejrzeć na oczy i wrócić do mnie skruszony. A tymczasem…
– Bierzemy z Ewą ślub! – dowiedziałam się, ledwo uprawomocnił się rozwód!
To było dla mnie już za wiele. A w dodatku, po jakimś czasie Jarek zmienił zdanie co do domu i wystąpił do mnie z bezczelną propozycją.
– Wiesz, byliśmy z Ewunią w weekend na działce. Jej się bardzo podoba i lokalizacja, i ten dom. Stwierdziła, że moglibyśmy wykupić twoją część i tam zamieszkać – usłyszałam i… wymierzyłam Jarkowi siarczysty policzek!
– Co ty wyprawiasz? – odskoczył.
– A ty?! Jak śmiesz wić sobie gniazdko z tą… – powstrzymałam się od przekleństwa – w naszym domu, a ze mną nie chciałeś! Nagle ci się spodobało mieszkanie za miastem? Niedoczekanie twoje, żebym oddała wam chociaż jedną cegłę!
– Dobrze już, dobrze… – speszył się.
A we mnie wstąpił duch walki.
– Żebym miała trawę żreć, będę spłacać ten dom i mieszkać w nim z dziewczynkami! – postanowiłam.
Zazdrość i złość mnie oślepiły
Dzisiaj wiem, że to złość odebrała mi rozum, ale wtedy chciałam walczyć za wszelką cenę. Zaciągnęłam Jarka do notariusza i kazałam przepisać dom na siebie. Tutaj pojawiła się jednak pierwsza bariera. Bank uznał, że samotnie nie będę w stanie spłacać kredytu.
– Musi pani znaleźć kogoś, kto poświadczy pani kredyt, inaczej nie zgodzimy się na zmianę kredytobiorcy – usłyszałam.
– Ale przecież wzięłam pieniądze pod hipotekę! Macie dom razem z działką jako gwarancję spłaty moich zobowiązań! – zdziwiłam się.
– To dla nas za mało! – usłyszałam.
„No i co ja teraz zrobię?” – zastanawiałam się. Jarek, oczywiście, nawet przez moment nie zamierzał mi pomóc w szukaniu żyranta. Wiedziałam, co mu chodziło po głowie – przejęcie mojego domu!
W końcu postanowiłam pójść po pomoc do jedynej życzliwej mi osoby – do brata. Leszek bardzo mi współczuł podczas rozwodu i był wściekły na Jarka, że rozwalił rodzinę. Razem ze swoją żoną wspierał mnie, powtarzając, że jeśli będę miała jakiś problem, to mam do nich walić jak w dym! Teraz więc wyjawiłam im mój plan.
– Słuchajcie… Dom leży raptem trzydzieści kilometrów od Trójmiasta i kilka metrów od plaży. Zdajecie sobie sprawę z tego, co to znaczy? – powiodłam po ich twarzach wzrokiem. – Letnicy! – wypaliłam, bo najwyraźniej nie zrozumieli, do czego zmierzam. – Ten dom jest za duży dla mnie i dziewczynek. Postanowiłam go tak urządzić, aby wynajmować górę. Tam są trzy pokoje, do każdego można wstawić średnio trzy łóżka, po trzydzieści złotych od osoby za noc. To sobie policzcie!
Wychodziło prawie 9 tysięcy złotych miesięcznie…
– Bez problemu będę spłacać kredyt! – wykrzyknęłam z triumfem.
– A skąd wiesz, że ludzie do ciebie przyjadą? – Beata była sceptyczna.
– Już ja się o to postaram! Trzeba będzie zrobić reklamę, szczególnie w Internecie. No i może na początek brać nie po 30, ale po 25 złotych?… – coraz bardziej zapalałam się do swojego pomysłu.
– Gdyby to było takie proste, to wszyscy ludzie mieszkający nad morzem byliby krezusami! Tu sezon trwa krótko.
– Może masz rację, a może nie… Wiele osób przyjeżdża nad morze poza sezonem, gdy już nie ma tłumów. W każdym razie jak uważam, że opłaty za wynajem pokoi powinny pokryć kredyt.
– A czego dokładnie oczekujesz od nas? – zaciekawiła się bratowa.
– Poręczenia – powiedziałam to tak lekko, jakby to był faktycznie drobiazg.
– Twój bank ma wejść na hipotekę naszego mieszkania? – uściśliła, kiedy do niej dotarło, o co ją właściwie proszę.
– I kiedy przestaniesz spłacać kredyt, to my go będziemy musieli zacząć spłacać? Inaczej stracimy mieszkanie?
– Ja go nie przestanę spłacać! – przerwałam jej. – Dom jest już właściwie skończony. Do lata będzie zrobione wszystko i można przyjmować letników…
– A co ja z tego będę miała? – znowu wpadła mi w słowo.
– Eeee – zacięłam się. – Będziesz mogła sobie do mnie przyjeżdżać, kiedy tylko zechcesz! – stwierdziłam.
– Teraz też mogę – uśmiechnęła się bezczelnie, po czym gwałtownie spoważniała. – Chcę, abyś mnie wpisała do hipoteki jako współwłaścicielkę!
Aż się zachłysnęłam z oburzenia. „Kolejna krowa, która chce się rządzić w moim domu!”. Oczy jej się zaświeciły, gdy sobie uświadomiła, że będzie mogła zapraszać nad morze całą rodzinę. Teraz, gdy dysponowała tylko dwoma pokojami w bloku, coś takiego nie wchodziło w grę.
Poszukałam wzrokiem pomocy u brata, ale ten spuścił głowę. „Pantoflarz!” – pomyślałam wściekła.
– Zastanowię się, czy takie rozwiązanie wchodzi w grę – zaczęłam grać na zwłokę. – Wiesz, chodzi mi o moje dzieci…
– A mnie o moje! – Beata była twardym graczem.
Korowody między nami trwały przez całe lato. W tym czasie moja bratowa wykorzystała do maksimum swoją pozycję. Co parę dni do mojego domu przyjeżdżał ktoś z jej rodziny i czuł się jak u siebie. Podejrzewam, że do tej pory nigdy nie mieli tak wypasionych wakacji!
Powoli wychodzę na prostą
A jesienią… Okazało się, że mój bank nie może wejść na hipotekę jej mieszkania, bo… siedzi tam już inny bank!
– Kupiliście to mieszkanie na kredyt i nic mi o tym nie wspomnieliście? – oniemiałam. – Przecież to było jasne, że nie możecie zostać moimi żyrantami!
– Ja się na tym nie znam! – mój brat schował głowę w piasek.
A bratowa udawała głupią.
– My już właściwie spłaciliśmy je prawie w całości. Jesteśmy jeszcze winni może ze 20 tysięcy złotych. Myślałam, że twojemu bankowi to nie będzie przeszkadzało, tylko się dopisze do księgi.
– Tak, chyba pamiątkowej! – byłam wściekła. – Straciłam przez ciebie tyle miesięcy! Zwodziłaś mnie, mamiąc obietnicami, że już za chwilę dostarczysz odpowiednie dokumenty, a kiedy je w końcu dałaś, to się okazało, co się okazało! Wiedziałaś, że nie masz zdolności kredytowej, chodziło ci tylko o te wczasy w moim domu dla twojej rodzinki!
Wyszłam od nich załamana. Znikąd pomocy… W dodatku niedawno odbyła się rozprawa sądowa, podczas której Jarek zrzekł się domu na moją korzyść. Wiedziałam więc, że jeśli nawet bank zacznie go ścigać za niepłacenie połowy raty, to on z kolei pozwie mnie do sądu i wygra. Byłam w potrzasku! Nie dam rady sama spłacać rat. W końcu ostatnie miesiące, podczas których zamiast przynoszących korzyści letników gościła u mnie rodzina Beaty, pozbawiły mnie oszczędności.
Stało się. Z początkiem zimy przestałam spłacać kredyt, więc bank zdobył nakaz komornika, który wszedł mi na pensję. Myślałam, że się w pracy spalę ze wstydu! Byli tacy, co mi współczuli odejścia męża i kłopotów finansowych, ale większość uważała, że żyłam ponad stan i mam za swoje!
Nie miałam innego wyjścia – musiałam schować dumę do kieszeni, podeptać marzenia o własnym domu i wystawić go na sprzedaż. Liczę, że ktoś go wkrótce kupi, bo jest duże zainteresowanie domami w tej okolicy. Spłacę kredyt i zacznę życie od nowa. Takie zwyczajne, bez złudzeń.
Dorota, lat 44
Zobacz także:
- „Moje małżeństwa to dno. Pierwszy mąż zostawił mnie z dzieckiem, drugi miał podwójne życie, a trzeci porównywał do byłej”
- „Dzieci męża traktowały mnie jak trędowatą i oskarżały o rozbicie ich rodziny. We własnym domu czułam się jak intruz”
- „Były mąż rozpieszczał swoją córkę z drugiego małżeństwa. Do naszej nie dzwonił nawet w urodziny”