Lindsey i Kyle Seitz postanowili opowiedzieć przed kamerami o swoim życiu po śmierci dziecka. Właśnie ukazała się też książka autorstwa Lindsay, którą zadedykowała pamięci synka. Rodzice zmarłego chłopca uważają, że funkcjonariusze i urzędnicy po tragedii robili wszystko, by zniszczyć ich rodzinę.

Reklama

Nie wiedział, że dziecko jest w samochodzie

Tego koszmarnego dnia Kyle przyjechał po pracy do żłobka. Po synka. Pewny, że rankiem go tam zostawił. Okazało się jednak, że dziecko cały dzień spędziło przypięte do fotelika samochodowego w rozgrzanym aucie. W tym samym, którym Kyle wyjechał w południe po kanapki i którym przyjechał do żłobka… Miał nie widzieć dziecka w lusterku, gdyż fotelik Bena był przypięty na tylnym siedzeniu, tyłem do kierunku jazdy.

Gdy dziecko trafiło do szpitala, lekarze stwierdzili zgon z powodu hipotermii.

Rozpacz, żałoba i… wciąż wielka miłość

To, co się potem działo, trudno opisać słowami. Rozpacz po stracie syna, miesiące śledztwa, rozprawa sądowa, ingerencje organizacji rządowych i społecznych…

Lindsay przyznaje, że obawiała się, iż jej mąż może tego wszystkiego nie wytrzymać i popełnić samobójstwo. Mimo że to on przyczynił się do śmierci ich syna, kobieta wyznała, że nie wyobrażała sobie rozstania. Choć urzędnicy z Departamentu ds. Rodzin i Dzieci nie raz wywierali na nią presję, by zabrać córki i zostawić Kyle’a.

Zobacz także

„Bardzo go kocham. On teraz jest silniejszy… Po traumie i latach żalu, oboje jesteśmy spokojniejsi” – mówi kobieta.

Kiedy Lindsay miała 20 lat, zdiagnozowano u niej chorobę dwubiegunową — kobieta podkreśla, że zawsze mogła liczyć na wsparcie ze strony męża. Że mogąc na sobie polegać, stworzyli szczęśliwą, kochającą się rodzinę. I przetrwali, mimo dramatu, który ich spotkał latem 2014 roku.

Ojciec: „To było jak najgorszy sen”

Kyle przyznaje, że śmierć jego ukochanego syna było jak najgorszy sen.

„Na samym początku naprawdę wydawało się, że to, co się stało, to jakieś zerwanie z rzeczywistością” – mówi mężczyzna. Potem, by móc żyć dalej, musiał rozpocząć długi proces wybaczenia sobie śmierci syna. Przez wiele lat sądził, że to niemożliwe.

„Kiedyś ktoś zapytał mnie, czy wierzę w kochającego, przebaczającego Boga. Odpowiedziałem, że tak, wierzę. I ten ktoś wtedy powiedział, że skoro Bóg może mi wybaczyć to, co zrobiłem, to dlaczego ja miałbym sobie nie wybaczyć?” – wyznaje Kyle. Dodając, że każdego dnia odczuwa ogromny ból.

Takich rodzin będzie coraz więcej…

Rodzice Bena uważają, że sposób, w jaki ich rodzina została potraktowana przez funkcjonariuszy i urzędników, pozbawiony był empatii. Traktowano ich jak osoby zagrażające własnym dzieciom. Ich córki były przerażone, że mogą zostać odebrane rodzicom.

Według statystyk w Stanach Zjednoczonych każdego roku około 20 dzieci umiera wskutek hipotermii, pozostawionych przez bliskich w rozgrzanych samochodach. Lindsey i Kyle Seitz zwracają uwagę, że każdego roku w takiej sytuacji jak oni znajdą się kolejne rodziny… Że nie dość, że te rodziny będą musiały zmierzyć się z rozpaczą, to jeszcze będą posądzani o najgorsze intencje wobec swych dzieci.

„Jest maj i to straszne, ale w tym miesiącu, i w przyszłym, jakaś rodzina będzie przeżywać to samo, co my. Jeszcze nie wiemy, kim jest ta rodzina…” – mówi Kyle.

Źródło: dailymail.com

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama