Reklama

Jestem jedynakiem. Od zawsze wiedziałem, co będę robić w życiu: przejmę od rodziców gospodarstwo sadownicze. Nauka i szkoła nie bardzo mnie interesowały. Tata bardzo chciał, żebym poszedł do technikum rolniczego, potem na studia, ale to były jego plany, nie moje.

Reklama

Szkołę rzuciłem po gimnazjum

I zacząłem pracować przy jabłkach. Rodzice trochę marudzili, ale jak zobaczyli, że sobie radzę, to w końcu dali mi spokój. Bo do jabłek naprawdę miałem rękę. A do tego dryg organizacyjny. Sam nauczyłem się szczepić drzewa i kazałem przebudować magazyn tak, że teraz funkcjonował dużo sprawniej.

Tata zatrudnił mnie na etat i płacił mi całkiem porządną pensję. Jako pierwszy we wsi zrobiłem prawo jazdy. Samochód – nowe audi – dostałem od rodziców na 18. urodziny. Dwa lata temu tata zaczął mnie wysyłać w interesach w Polskę.

Dzięki temu wiosną ubiegłego roku poznałem Lilkę. Jej tata prowadzi firmę transportową. Podpisywaliśmy umowę na wynajem ciężarówek, a potem pan Tadeusz zaprosił mnie na obiad. Lilka wpadła mi w oko od razu – wysoka, szczupła, z burzą jasnych włosów. W czasie tej pierwszej wizyty nie zamieniliśmy ani słowa. Dwa tygodnie później przejechałem przez pół Polski, choć w tamtym rejonie nie miałem żadnego interesu. Zadzwoniłem do ojca Lilki.

– Panie Tadeuszu, akurat jestem przejazdem w okolicy. Mogę wpaść na herbatę? – zapytałem.

Oczywiście zostałem zaproszony i ugoszczony obiadem. Lilka podawała do stołu, ale dalej się do mnie nie odzywała. Ale ja miałem plan. Zanim przyszedłem na obiad, przebiłem gwoździem oponę. Zapasowe koło schowałem w krzakach. Gdy po obiedzie i deserze poszedłem do auta, urządziłem przedstawienie. Skłamałem, że zapasowe koło wyjąłem ze schowka, gdy odkurzałem auto.

– Pewnie zostało w garażu. Niezły pasztet. Zna pan jakiś zakład w okolicy? Może przyjadą? – spytałem ojca Lilki.
– Panie Dominiku. Ciemno się robi, do domu ma pan daleko. Proszę zostać na noc. Rano zadzwonimy do wulkanizatora. A teraz się wódeczki napijemy!

Nie dałem się prosić. Przecież dokładnie o to mi chodziło. Wypiliśmy z panem Tadkiem kilka kieliszków.

– Cały dzień siedziałem za kółkiem, na jakiś spacer bym poszedł… Ktoś chętny? – zaproponowałem.

Cóż, nie ukrywam, że oczekiwałem konkretnej odpowiedzi. I nie zawiodłem się.

– Oj, panie Dominiku, ja to mam jeszcze trochę roboty. Ale myślę, że Lilka chętnie pokaże panu okolicę. Pięknie tu u nas nad rzeką jest. Lilka!

Dziewczyna chyba stała pod drzwiami, bo zjawiła się w ciągu kilku sekund

Wziąłem to za dobrą monetę. Poszliśmy drogą w stronę rzeki. Przez dłuższą chwilę żadne z nas się nie odzywało. Szukałem w głowie jakiejś dobrej odzywki, ale nagle miałem kompletną pustkę w głowie.

– Zdajesz w tym roku maturę? – zagaiłem w końcu.

Skinęła głową. Znowu zapadła cisza.

– Z jakich przedmiotów?

Lilka nagle się zatrzymała.

– Na pewno chcesz rozmawiać o mojej edukacji? A może wolisz się zabawić? Jak tak, to idziemy.

Ta propozycja trochę mnie zaskoczyła, ale oczywiście się zgodziłem. Poszliśmy znowu w stronę wsi. Za sklepem spożywczym stała koślawa buda. Usłyszałem muzykę. Przed drzwiami Lilka zatrzymała się i zdjęła z włosów gumkę. Potrząsnęła głową i odgarnęła loki za uszy.

– Tęskniliście? – zawołała po wejściu do środka i ruszyła prosto na parkiet.

Stałem oszołomiony na progu. W tej niepozornej budzie urządzona była regularna dyskoteka. Z parkietem i barem pełnym mocnych alkoholi.

– To kolega mojego taty, Dominik. Trochę sztywny, ale może się rozkręci – zawołała jeszcze Lilka i zniknęła gdzieś w tłumie na parkiecie.

Zamówiłem w barze piwo. Po drugim postanowiłem, że muszę zacząć działać. Przecież jestem całkiem niezłym tancerzem. Czemu więc sterczę jak idiota przy tym barze? Ruszyłem w tłum. W końcu ją zobaczyłem. Zacząłem tańczyć tuż za nią.

– No, jesteś w końcu. Myślałem, że już nigdy się nie zjawisz – zawołała Lilka i odwróciła się do mnie twarzą.

Tańczyliśmy kilka minut. Nagle muzyka zamilkła i po chwili z głośników popłynął wolny kawałek. Wtedy już odzyskałem pewność siebie. Złapałem Lilkę za rękę i przyciągnąłem do siebie. Przylgnęła do mnie całym ciałem. Wracaliśmy do domu, trzymając się za ręce.

– Popraw mnie, jeśli się mylę, ale wcale nie byłeś tu dziś przejazdem i nie złapałeś gumy, prawda?
– Przyznaję się do winy, wysoki sądzie – pokiwałem głową. – A moje całkiem dobre koło zapasowe jest w krzakach, o tam – pokazałem ręką kępę przy przystanku autobusowym.

Lilka zaczęła się śmiać.

– Wariat z ciebie, wiesz? – szepnęła, a ja zacząłem ją całować. Zatrzymaliśmy się pod furtką.

– Nie wiem, co wymyślę następnym razem, ale obiecuję, że niedługo znowu przyjadę – zapewniłem ją.

Lilka związała znowu włosy i pobiegła do domu.

– Wróciliśmy, idę się położyć! – zawołała i zniknęła.

Musiałem wypić jeszcze z panem Tadeuszem kieliszek. Potem jego żona pokazała mi pokój i łazienkę. Leżałem w łóżku i łudziłem się, że Lilka do mnie przyjdzie, ale nic takiego się nie wydarzyło. Rano już jej nie spotkałem, pojechała do szkoły. Pan Tadeusz zawiózł moją dziurawą oponę do wulkanizatora. Zjadłem śniadanie i po godzinie byłem gotów do drogi.

Byłem zły, że nie wziąłem wieczorem od Lilki numeru telefonu

Jej ojca nie miałem śmiałości o to poprosić. Pożegnaliśmy się i ruszyłem do domu. Stanąłem przy przystanku, żeby zabrać koło zapasowe. Do felgi gumą do żucia przyklejona była kartka z numerem telefonu i serduszkiem. Gdyby ktoś mnie wtedy zobaczył, to uznałby, że zwariowałem. Bo zacząłem skakać i głośno się śmiać. Przez dwa tygodnie pisaliśmy do siebie z Lilką i dzwoniliśmy.

– Jak cię zaraz nie zobaczę, to umrę – narzekałem. – Może powiem twojemu ojcu, że mi się podobasz i już?
– Chyba oszalałeś! Mam teraz zdać tę przeklętą maturę. Do tego czasu nie wolno mi się z nikim spotykać. Taki mamy układ. Przyjedź do miasta. Urwę się z paru lekcji – powiedziała.

Następnego dnia popędziłem 300 km przez Polskę, żeby zjeść z Lilką obiad. Bartek, mój przyjaciel, pukał się w głowę, jak usłyszał, co zrobiłem.

– Chłopie, ty się chyba naprawdę zakochałeś! – wydziwiał.

Takich podróży odbyłem w następnym miesiącu kilka. Potem zaczęły się egzaminy. Lilka poprosiła mnie, żebym jej nie przeszkadzał. Zadzwoniła pod koniec maja.

– Już po wszystkim! – zawołała. – Ustne zdałam, na wyniki pisemnych trzeba poczekać, ale nie mam się czym martwić. A teraz wakacje! Jadę z kumpelami na Hel. To co, widzimy się?

Nie musiała mi tego dwa razy powtarzać.

Na wyjazd namówiłem Bartka, żeby mieć jakieś alibi

– Tato, wezmę trochę wolnego. Jedziemy z Bartkiem nad morze, dobra? W sadzie czerwiec i lipiec to spokojniejsze miesiące, robota zaczyna się w sierpniu, a wrzesień to prawdziwe szaleństwo.

Dlatego tata się zgodził. Lilka napisała mi, że mieszka na kempingu w Jastarni. W pensjonacie w centrum wynajęliśmy z Bartkiem dwa pokoje. Osobne, bo miałem pewne plany… Spotkałem się z Lilką jeszcze tego wieczoru. Zaprosiła nas na ognisko. Cztery maturzystki oraz ja i Bartek.

Gdy je zobaczyłem, nie miałem wątpliwości, że mój kumpel nie będzie się nudził i że mogę się zająć swoimi sprawami. Poszliśmy na długi spacer. Całowaliśmy się jak szaleni.

– Kąpiemy się? – zawołała nagle Lilka i zanim zdążyłem odpowiedzieć, zrzuciła T-shirt, spodenki i pobiegła do morza w samych figach.

Zatkało mnie, ale tylko na chwilę. Zrzuciłem szybko ubranie i pobiegłem za nią. Gdy się do mnie przytuliła, prawie zwariowałem.

– Kocham cię, wiesz? – wyszeptałem jej do ucha. – Jeszcze nigdy się tak nie czułem. Naprawdę.

Nie kłamałem. W szkole chodziłem z kilkoma dziewczynami, ale to nigdy nie było to co teraz. Trzeciego dnia pobytu w Jastarni Lilka przyznała mi się, że jest dziewicą.

– Bardzo chcę, żeby to się stało właśnie z tobą. Ale musisz dać mi czas, dobrze? – poprosiła.

Cóż, byłem gotów czekać na nią całą wieczność… Na szczęście nie trwało to aż tak długo. Ostatniego wieczoru odprowadziłem ją na kemping. Pocałowaliśmy się na pożegnanie, ale Lilka nie puszczała mojej ręki. Spojrzałem jej w oczy.

– Zabierzesz mnie do siebie? – zapytała cichutko. Złapałem ją na ręce i zacząłem biec w stronę pensjonatu. – Puść mnie, wariacie, bo mi kości połamiesz – piszczała Lilka.

W końcu zabrakło mi tchu i musiałem ją postawić na ziemi. Dalej poszliśmy, trzymając się za ręce.

To była piękna noc

Leżałem i patrzyłem na jej jasne włosy rozrzucone po poduszce. W świetle księżyca świeciły jak złoto. Tej nocy byłem pewien, że spędzimy razem resztę życia. W lipcu pojechałem do rodziców Lilki. Powiedziałem im, że w czasie moich poprzednich wizyt coś między nami zaiskrzyło i że chciałbym się z nią spotykać. Lilka, cała w pąsach, wydukała, że nie ma nic przeciwko.

Od tamtej pory w każdy weekend pędziłem do niej. W dzień spacerowaliśmy, kąpaliśmy się w rzece. W nocy, gdy wszyscy już spali, Lilka wślizgiwała się do mojej sypialni. We wrześniu przyjechała do mnie. Jej tata zgodził się, żeby nam pomogła przy zbiorach. Nauczyłem ją prowadzić traktor.

– No proszę, będzie z niej gospodyni – cieszył się mój tata.

Gdy skończyły się zbiory, Lilka pojechała do domu. Miała pracować u ojca w biurze i chodzić na kurs księgowości. Odwiedzałem ją najczęściej, jak mogłem. W grudniu uznałem, że nie ma na co czekać.

Kupiłem pierścionek

Rodzice byli zachwyceni, gdy powiedziałem im, że zamierzam poprosić Lilkę o rękę. Mama upiekła wielki placek i kazała mi go zawieźć jej rodzicom. Lilce nie powiedziałem, jaki mam plan. To miała być niespodzianka. Gdy pani Maria już chciała zacząć zbierać naczynia po kolacji, poprosiłem ją, żeby usiadła. Wstałem, podszedłem do mojej ukochanej i wziąłem ją za rękę.

Liliano, czy zrobisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?

Wyjąłem z kieszeni pierścionek i uklęknąłem. Lilka oblana rumieńcem wyciągnęła do mnie rękę i pozwoliła założyć sobie pierścionek na palec. Zakryła usta dłonią i zaczęła nerwowo chichotać. W końcu wybąkała „tak”. Spojrzałem na jej rodziców.

– Pani Mario, panie Tadeuszu. Czy mamy wasze błogosławieństwo?

Rodzice Lilki spojrzeli na siebie. Potem na mnie. Tata miał tak poważną minę, że przez chwilę zacząłem się bać. Ale po chwili rozpromienił się i otworzył ramiona.

- Witaj w rodzinie, synu! – zawołał.

W drugi dzień świąt Bożego Narodzenia rodzina Lilki przyjechała do nas z wizytą

Zostali do sylwestra. Nasze mamy całymi godzinami planowały nasz ślub i wesele. Byłem pewien, że rok 2018 zmieni w moim życiu wszystko. Gdy już byliśmy zaręczeni, uznaliśmy, że ze ślubem nie będziemy się spieszyć. Chcieliśmy wszystko starannie przygotować.

Po rozważeniu wielu za i przeciw zgodziliśmy się, że ślub weźmiemy w Boże Narodzenie w rodzinnej miejscowości Lilki. A potem zamieszkamy w domu moich rodziców. Wiosną na niewykończonym dotąd poddaszu zaczął się remont. Mieliśmy tam mieć swoje samodzielne mieszkanie z oddzielnym wejściem.

Lilka od czas od czasu przyjeżdżała nadzorować remont. Kazała przestawiać ściany, powiększać okna. Pozwalałem na wszystko, chciałem, żeby była szczęśliwa. Po zaręczynach przestaliśmy już udawać, że ze sobą nie sypiamy. Moja mama tylko raz po cichu zapytała mnie, czy uważamy.

– Bo nic tak nie psuje ślubu jak panna młoda z brzuchem – wyrecytowała.

Zapewniłem ją, że jesteśmy ostrożni

Szczegółów znać nie musiała. Lato Lilka spędziła w domu. Przekazywała sekretariat firmy taty swojej następczyni. Biegała na przymiarki sukni ślubnej, dopinała szczegóły menu. Przyjeżdżałem do niej prawie w każdy weekend. We wrześniu przyjechały meble do naszego mieszkania. Wszystkie wybrane przez Lilkę. I opłacone przez naszych rodziców, bo dostaliśmy je w prezencie ślubnym.

Gdy pewnego dnia zobaczyłem na naszym podwórku ojca Lilki, wystraszyłem się, że stało się nieszczęście. Wybiegłem mu na spotkanie, ale brutalnie mnie odepchnął i pobiegł do biura ojca.

– Mietek! – darł się pan Tadeusz. – Mietek!

Gdy wpadł do gabinetu, rzucił na stół pierścionek zaręczynowy.

– To koniec! Żadnego ślubu nie będzie! Twój syn to oszust i zdrajca! Wszystkich was puszczę z torbami, nie daruję! Skrzywdził moją jedyną córeczkę, nie daruję! Pan Tadeusz miotał groźby i przekleństwa, a tata spojrzał na mnie.

– Wiesz, o czym on mówi? – zapytał. Spuściłem głowę.
– Obawiam się, że tak.

Ale ja to wszystko załatwiłem, skąd oni się dowiedzieli?

Tata opadł na fotel i ukrył twarz w dłoniach. Wybiegłem na podwórko i próbowałem dodzwonić się do Lilki. Ale jej telefon był wyłączony.

Wszystko zaczęło się w czerwcu. W tamten piątek cały dzień pracowałem i nie miałem czasu nic zjeść. Po południu ruszyłem do Lilki, ale byłem tak głodny, że postanowiłem zatrzymać się na obiad. Znalazłem przyjemny zajazd. Mieli doskonałe pierogi. I bardzo miłą kelnerkę Klaudię. W drodze powrotnej zatrzymałem się na kawę. Prawie nie było gości, więc ucięliśmy sobie z Klaudią miłą pogawędkę. W kolejne weekendy już zawsze zatrzymywałem się w zajeździe na obiad. I na kawę.

– Straszna ulewa, może zostaniesz na noc? Mamy na piętrze pokoje gościnne – zaproponowała Klaudia.

Rzeczywiście, przez całą Polskę przewalały się wtedy okropne burze, a ja do domu miałem jeszcze prawie 200 km. Postanowiłem zostać. Zamówiłem butelkę wódki. O 22 Klaudia zamknęła zajazd i zaczęła pić ze mną. Skończyliśmy razem.

Rano obiecałem sobie, że to się więcej nie powtórzy. Ale tydzień później, gdy jechałem do Lilki, znowu padało. Zostałem do soboty rano. Narzeczonej skłamałem, że coś mnie zatrzymało w domu. I że przyjadę dopiero na obiad. Przez całe lato coraz częściej docierałem do Lilki dopiero w sobotę. A do domu rodzinnego w poniedziałek.

Zabawa skończyła się jesienią

Zastałem Klaudię całą we łzach.

– Jestem w ciąży – wyrzuciła z siebie.

Wystraszyłem się na dobre. Dziecko? Jakie dziecko? Przecież ja się zaraz żenię. Z miłością mojego życia. W ten weekend w ogóle nie dotarłem do Lilki. Musiałem przekonać Klaudię, że nie możemy być razem i że nie może urodzić tego dziecka.

Obiecałem jej, że dam jej pieniądze na zabieg w Czechach. Do narzeczonej zadzwoniłem dopiero w sobotę. Przeprosiłem, że tym razem nie przyjadę, bo mamy w domu epidemię grypy żołądkowej. Nie zauważyłem, że Lilka dzwoniła do mnie w piątek kilka razy.

I nie przyszło mi do głowy, że gdy nie mogła się dodzwonić do mnie, zadzwoniła do mojej mamy, która zapewniła ją, że wyjechałem z domu w piątek po 16 i pewnie lada chwila będę na miejscu. Wróciłem do domu.

W tygodniu kilka razu rozmawiałem z Lilką. Obiecałem, że przyjadę w sobotę. Po drodze zajechałem do Klaudii.

Dałem jej pieniądze na podróż do Czech i zabieg

Obiecała mi, że zrobi tak, jak się umówiliśmy.

– Rozumiesz, że nie możemy już się spotykać? To koniec. W grudniu biorę ślub, bardzo ją kocham. Przecież nigdy nic ci nie obiecywałem – tłumaczyłem.

Klaudia kiwała głową. Wydawało się, że wszystko jest załatwione. Wieczorem w sobotę zacząłem dostawać od niej SMS-y. „Kocham cię”, „Nie chcę zabijać naszego dziecka”. Wystraszyłem się. W drodze powrotnej zajechałem do zajazdu. Krzyczałem.

– Wybij mnie sobie z głowy, rozumiesz? Nic dla mnie nie znaczysz i nigdy nie znaczyłaś! Nigdy nie będziemy razem. I nie chcę mieć nic wspólnego z tym bękartem!

Na koniec wyjąłem z teczki 5000 zł.

– Rozumiemy się? – zapytałem. Kiwnęła głową.
– Pojedziesz do Czech? – znowu kiwnięcie. – To masz i więcej nie chcę cię widzieć – rzuciłem jej pieniądze w twarz.

Nie miałem wtedy pojęcia, że pod zajazdem w samochodzie siedzi detektyw, który śledził mnie przez cały weekend.

Wynajęła go Lilka, bo zaczęła podejrzewać, że mam kogoś na boku

Gdy z piskiem opon odjechałem sprzed zajazdu, wszedł do środka. Nie musiał nawet bardzo naciskać. Klaudia wszystko mu opowiedziała. Zapewniła go też, że ciąży nie usunie i pozwie mnie o alimenty. Tego wszystkiego dowiedziałem się dopiero kilka dni później. Od ojca, który czerwony ze wstydu musiał wysłuchać od pana Tadeusza o moich wyczynach.

Od tej pory rodzice ze mną nie rozmawiają. Mama chodzi z czerwonymi od łez oczami. Odezwała się do mnie tylko raz:

– A to dziecko uznasz i będziesz dla niego ojcem. Bo ono nic nie zawiniło. Rozumiesz?

Meble z naszego mieszkania wróciły do fabryki. Tata zabrał mi do niego klucze. Z Lilką nie udało mi się ani razu porozmawiać. Gdy pojechałem do nich do domu, przy furtce powitał mnie jej ojciec z widłami. Jak mam powiedzieć Lilce, że ciągle kocham tylko ją?

Dominik, 24 lata

Czytaj także:

Reklama
  • „Mój mąż jest o mnie chorobliwie zazdrosny. ŚLEDZI MNIE kiedy jestem z córką, a potem przekonuje, że martwił się o dziecko!”
  • „Moje dziecko chodzi do państwowego przedszkola i jeździ na wakacje tylko raz w roku. Czuję się jak najgorsza matka!”
  • „Jestem w drugiej ciąży, a w ogóle się z tego nie cieszę. Chciałam zająć się karierą i pasją, a teraz nic z tego!”
Reklama
Reklama
Reklama