„Za plecami męża pożyczyłam córce 30 tys. zł, a ona nie kwapiła się do oddania. Jarek wpadł w szał, gdy się dowiedział. Dopóki nie wyszedł na jaw jego sekret”
Nasza najstarsza córka wszystko musiała mieć najlepsze i najdroższe. W porządku, jeśli kogoś na to stać, ale ona żyła ponad stan. Wkrótce wpadła w spiralę długów, a na liście wierzycieli znaleźliśmy się i my.
- redakcja mamotoja.pl
Kobieto, jak ty jedziesz? Okulary sobie kup! – krzyk wściekłego faceta i dźwięk klaksonu wyrwały mnie z zamyślenia.
Mąż o niczym nie wie
Byłam dobrym kierowcą, ale myśl o czekającej mnie trudnej rozmowie z córką sprawiła, że omal nie staranowałam samochodu z pierwszeństwem przejazdu. „Muszę się opanować” – zjechałam na pobocze i wzięłam głęboki oddech. Od kilku dni zachodziłam w głowę, w jaki sposób zmusić córkę do zwrotu ponad 30 tysięcy złotych. Kolejny ustalony przez nas termin minął miesiąc temu, a ona słowem nie zająknęła się na ten temat. Zięć też udawał Greka, a przecież doskonale wiedział, że oddałam im wszystkie małżeńskie oszczędności, których teraz bardzo potrzebowaliśmy.
Najgorsze, że zataiłam pożyczkę przed mężem. Jarek nie miał pojęcia, że po wybudowaniu domu nasze najstarsze dziecko ledwo wiąże koniec z końcem. Sądził, że skoro Martę stać na kosztowne wykończenie wnętrz, to ma również na rachunki i chleb dla własnych dzieci. Niestety, wraz z budową domu nasza córka straciła resztki zdrowego rozsądku. Wszystko musiała mieć najlepsze i najdroższe. Nawet wzięty w leasing samochód, który nijak nie nadawał się na środek transportu dla rodziny z trójką dzieci. Marta i jej mąż Dawid nie mogli, jak my 40 lat temu, postawić domu i żyć na kartonach, dorabiając się powoli każdego kawałka parkietu czy mebla. Nie, oni musieli mieć wszystko od razu!
Włosy stanęły mi dęba, gdy usłyszałam o ich długach. Tych w banku, na kartach kredytowych, ale także u znajomych.
– Jak zamierzacie to wszystko spłacić? Przecież musicie jeszcze z czegoś żyć i regulować rachunki – spytałam przerażona.
– Mamuś, pod koniec roku dostanę premię, Dawid ma awansować… – trajkotała Marta, jakby te drobne kwoty mogły wyrównać zaległości, których ciągle przybywało. Gdyby nie wnuki, machnęłabym ręką, ale Sabina, Antek i Staś musieli mieć co jeść i gdzie spać, nim ich rodzice nie zmądrzeją, więc zapytałam, ile potrzebują.
– Teraz… 32 tysiące – zawahała się córka.
– Ile?! Przecież mówiłaś, że potrzebujesz jedynie na rachunki za prąd i na jedzenie…
– Nie tylko… Musimy jeszcze opłacić zaległą wodę, ułożenie kostki brukowej przed domem, montaż rolet zewnętrznych. Przecież wiesz, że ich potrzebowaliśmy… – dukała, wymieniając zaległości za usługi.
Z ciężkim sercem wypłaciłam pieniądze z banku. Trzymałam je na wypadek, gdybyśmy potrzebowali ich z Jarkiem dla siebie lub dla naszej młodszej córki Anity, która była na studiach doktoranckich. Dałam je Marcie pod warunkiem, że co trzy miesiące będzie spłacać choćby po dwa tysiące. Starsza córka od najmłodszych lat była bardzo operatywna i dopóki nie poznała Dawida, nie należała do rozrzutnych. Potrafiła sumiennie oszczędzać na wymarzony samochód czy większościowy wkład na zakup kawalerki, ale przy mężu zmieniła się nie do poznania. „Jestem tego warta” – śmiała się, parodiując reklamę, gdy kupowała kolejną parę butów czy wyjeżdżała na wczasy do Tajlandii na rok przed rozpoczęciem budowy domu.
Sam mnie okłamał
Dotąd jedynie martwiła mnie jej niefrasobliwość, bo sądziłam, że córka wreszcie się opamięta, ale teraz straciłam cierpliwość. Nie czekając, aż wyjdzie się ze mną przywitać, zaparkowałam na podjeździe i ruszyłam do drzwi.
– Marta, po prostu musisz oddać mi te pieniądze! – wypaliłam, nim jeszcze zdążyła się ze mną przywitać. – Ojciec ich teraz bardzo potrzebuje, a ja nie mam siły… – chciałam powiedzieć coś jeszcze, ale zamarłam w połowie zdania, bo na kanapie w ich gościnnym pokoju zobaczyłam Jarka.
– Kochanie… – jęknęłam.
W jednej chwili poczułam, jak uszła za mnie cała złość. „No to teraz mi się dostanie” – przebiegło mi przez głowę. Mąż tak bardzo liczył na te pieniądze. Od dziewięciu lat, czyli od chwili, kiedy stracił stałą pracę z powodu likwidacji firmy, część roku żył z nami, a część w Szwajcarii, gdzie razem z trzema kolegami z byłej firmy zatrudniał się na budowach. Przez te lata dorobił się zwyrodnienia kręgosłupa i kłopotów z nerkami. Dlatego wspólnie ze znajomymi postanowili wrócić na stałe do kraju i do wyuczonego zawodu. Chcieli produkować na małą skalę stalowe i miedziane dodatki do drzwi, okien i mebli, na które teraz był szczególny popyt. Potrzebowali jednak wkładu własnego, żeby bank udzielił im pożyczki na rozpoczęcie działalności. Jarek, który wszystkie sprawy finansowe pozostawiał mnie, był przekonany, że mam potrzebne dla niego pieniądze. Sam obiecał dołożyć 28 tysięcy z zarobionych przez ostatnie miesiące.
– Iwonka, o jakich pieniądzach mówisz? – zdziwił się.
Miałam ochotę zapaść się pod ziemię ze wstydu, bo nigdy dotąd, naprawdę nigdy, nie okłamałam męża.
– O twoich… naszych – poprawiłam się i natychmiast zmieniłam temat, pytając go o powód wizyty u córki.
– Wydałaś wszystkie nasze oszczędności? Wszystko, co udało nam się odłożyć po wyprawieniu ślubu Marcie, i nic mi nie powiedziałaś?! O czym jeszcze mi nie mówisz?! – poderwał się, ignorując moje pytanie.
Z nerwów zaschło mi w gardle, zobaczyłam mroczki przed oczami… Niewiele brakowało, a padłabym na podłogę z hiszpańskiego gresu, gdyby do domu nie wpadł uradowany zięć i nie oznajmił, że ma dla taty 13 tysięcy złotych, a resztę „załatwi” w ciągu najbliższych trzech dni.
– Dla taty, czyli dla kogo? – poczułam, jak przytomnieję.
– No, dla taty – Dawid wskazał na Jarka.
– Zaraz przeleję na konto. Jeszcze raz bardzo dziękuję za wsparcie – dodał wzruszony, ale dla mnie tego było już za wiele.
– Oskarżyłeś mnie o zatajenie prawdy, a sam pożyczyłeś im pieniądze za moimi plecami!
– Mamuś ciszej, dzieci śpią – Marta próbowała wejść mi w słowo.
Może liczyła, że mnie uspokoi, ale tylko dolała oliwy do ognia. Nakrzyczałam na męża, córkę i zięcia za ich głupotę, bo co by było, gdyby komuś z naszej czwórki albo któremuś z naszych dzieci stało się coś poważnego? Nie mielibyśmy żadnych oszczędności, bo wszystko przejadły dwie nieodpowiedzialne osoby.
– Dosyć tego! – tupnęłam nogą. – Oszczędzam na wszystkim, żeby mieć choć trochę zaskórniaków na wypadek, gdyby Anicie przeciągnęły się studia doktoranckie i potrzebowała naszej pomocy. Jeżdżę gruchotem, nie kupiłam sobie żadnej nowej rzeczy, nie pamiętam już nawet, kiedy byłam na wakacjach, bo ciągle z ojcem dokładamy do waszych zachcianek! Dalej tak być nie może! Nie stać was? To nie kupujcie! A ty? – spojrzałam groźnie na męża. – Nie jesteś lepszy ode mnie!
Wyszłam, a właściwie wybiegłam, trzaskając drzwiami, za które sama zapłaciłam. Zdenerwowana z trudem trafiłam kluczykami do stacyjki, ale nie zareagowałam, kiedy Jarek próbował mnie zatrzymać. Musiałam ochłonąć, więc nim wróciłam do siebie, wyłączyłam komórkę i zrobiłam długi spacer wzdłuż naszego jeziora.
Zrozumieliśmy, jak bardzo oddaliła nas od siebie pogoń za pieniędzmi
Gdy dotarłam do domu, Jarek czekał na mnie z bukietem kwiatów i skruszoną miną. Chciał coś powiedzieć, ale przerwałam mu i stanowczo zakazałam jakiegokolwiek dalszego wspierania ukochanej córeczki. Marta zawsze była oczkiem w głowie tatusia, ale dorosła i musi nauczyć się brać odpowiedzialność za własne czyny.
– Zrobimy tak… – zaproponował Jarek, gdy do reszty ochrypłam. – Kiedy odzyskamy nasze pieniądze, większość zainwestujemy w firmę, ale nim to się stanie, wyjedziemy sobie gdzieś tylko we dwoje. Nie będzie to Tunezja czy Egipt, ale może wystarczy nam polskie morze przed sezonem? – spojrzał mi głęboko w oczy.
– Jestem jak najbardziej za – odwzajemniłam jego spojrzenie i rozpromieniłam się.
Poczułam, jak spada z moich ramion ogromny ciężar, a mąż jakby czytał w moich myślach, bo objął mnie i przytulił do siebie tak, jak robił to dawniej. Nim stracił pracę i wyjechał za granicę. W tamtej chwili chyba oboje zrozumieliśmy, jak bardzo oddaliła nas od siebie pogoń za pieniędzmi i strach przed ich brakiem. Pewnie gdyby nie rozrzutność córki, szybko byśmy się o tym nie dowiedzieli.
– Odtąd będzie inaczej – obiecaliśmy sobie, i muszę przyznać, że na razie udaje nam się dotrzymać słowa.
Owszem, dbamy o stan konta w banku, choć przy własnej firmie trudno mówić o stabilizacji finansowej, ale bardziej skupiamy się na naszej relacji niż na pieniądzach. I za to doświadczenie jestem wdzięczna Marcie, choć długo jeszcze jej o tym nie powiem. Ona też powinna wreszcie odrobić życiową lekcję i zrozumieć, co jest naprawdę ważne.
Iwona, lat 65
Zobacz także:
- „Mąż wykrzyczał, że nigdy nie chciał się ze mną żenić. Wpadliśmy, więc teściowa i matka go zmusiły – przekupiły go pracą u mojego ojca”
- „Synowa wychowuje mojego wnuka na życiową kalekę. Wszystkiego mu zabrania. Babcia pozwoliła mu się wyszaleć”
- „Była synowa robi wszystko, by wnuki o mnie zapomniały. Na alimenty mojego synka umiała naciągnąć, a mnie mówi, że jej nie szanuję!”