Zabrali matce chore dziecko za wpis na Facebooku?
Bruno ma 5 lat. Dwa lata temu zdiagnozowano u niego głęboki autyzm. 1 marca okazało się, że matka nie może odebrać go z przedszkola, bo dziecko trafiło do sierocińca. Wszystko dlatego, że Angelika Domańska, matka chłopca, zamieściła w sieci komentarz dotyczący rozszerzonego samobójstwa?
Sprawę nagłośniły takie media jak „Polityka”, „Gazeta Wyborcza” czy radio „Tok FM”. W publikacjach na temat dramatu matki i dziecka dziennikarze podkreślają, że policja mogła zwyczajnie zemścić się w ten sposób na aktywistce, która nie raz protestowała przeciw decyzjom rządu.
Dziecko ma głęboki autyzm, mama ma depresję
Bruno żyje we własnym, autystycznym świecie. Nie mówi. Jest też niejadkiem. Tylko jego mama wie, co podać mu do jedzenia. Tylko ona też wie, jak go uspokoić.
Angelika Domańska leczy się na depresję. Dotąd radziła sobie z opieką nad synem, swoje życie podporządkowała opiece nad dzieckiem, które bardzo jej potrzebuje. Udało się jej znaleźć pracę i miejsce dla Bruna w przedszkolu specjalnym.
Kiedy pod wpisem na temat samobójstwa w warszawskim metrze pani Angelika napisała, że myśli o rozszerzonym samobójstwie – policja zaczęła działać natychmiast. Po telefonie z policji w szpitalu przebadał ją psychiatra, według którego kobieta nie zamierza popełnić żadnego samobójstwa. Jednak mimo to, gdy chciała potem odebrać dziecko z przedszkola, okazało się to niemożliwe. Policjanci byli pierwsi. Wyprowadzili chłopca tylnym wyjściem.
„Czy pan nie rozumie, że mój synek jest chory?”
Zdesperowana matka pojechała na komendę, by dowiedzieć się, gdzie trafił jej syn. Dyżurny początkowo nie chciał udzielić jej żadnych informacji. Angelika Domańska oświadczyła, że nie ruszy się z komendy, dopóki nie dowie się, gdzie jest dziecko.
Zobacz także
„Czy pan nie rozumie, że mój synek jest chory?” – zapytała policjanta ze łzami w oczach. Dopiero wtedy dyżurny, po konsultacji z innymi funkcjonariuszami, podał jej adres placówki, do której zawieźli Bruna.
Matka natychmiast pojechała do sierocińca. Tam nie pozwolono jej zobaczyć dziecka. Wysłuchano jedynie informacji na temat tego, co chłopiec jada i jak należy go uspokajać.
Chłopiec kulił się, dygotał, uderzał rękami w głowę
Zobaczyła syna dopiero na drugi dzień. Bruno kulił się, drżał na całym ciele, bił się rączkami w głowę.
„Patrzył na mnie z wielkim wyrzutem, że go tu oddałam. Nie mogłam przy nim ryczeć, ale w środku wszystko we mnie płakało” – mówi pani Angelika.
Kobieta może odwiedzać dziecko, ale nie może zabrać go do domu. Ta sytuacja może trwać całe miesiące… Sąd wszczął sprawę o wgląd w to, jak Angelika Domańska sprawuje opiekę nad małoletnim synem. Kurator sądowy ma przeprowadzić wywiad środowiskowy wśród sąsiadów pani Angeliki.
Policja w sytuacji zagrożenia życia dziecka działa błyskawicznie?
Policja nie komentuje związku odebrania kobiecie dziecka z jej aktywnym udziałem w protestach. Przed laty Angelika Domańska brała udział w marszach „czarnych parasolek”, protestach przeciw zawłaszczeniu TK i sądów, jawnie wyrażała też sprzeciw wobec haseł nacjonalistycznych (to właśnie ją miał za to zrzucić ze schodów Robert Bąkiewicz).
Nadkomisarz Sylwester Marczak, rzecznik stołecznej policji, podkreśla jedynie, że gdy zagrożone jest życie dziecka, policja musi reagować jak najszybciej.
W tym przypadku reakcję policji wywołał komentarz pan Angeliki o rozszerzonym samobójstwie.
„Nie zrobiłabym tego. Rodzice osób z niepełnosprawnościami chodzą na terapie i mają różne myśli. Sezon jesienno-zimowy jest trudny” – powiedziała Angelika Domańska na łamach „Gazety Wyborczej”.
Źródło: Gazeta Wyborcza, Tok FM, Polityka
Piszemy też o: