Reklama

Na początku wszystko było pod kontrolą. Kolorowe balony, pięknie udekorowany tort, roześmiane buzie dzieci. Naiwnie myślałam, że dam radę. Przecież to tylko kilka godzin, co złego może się stać? Pierwsze pół godziny było nawet przyjemne. Rodzice odstawili swoje pociechy, życzyli mi powodzenia i zniknęli, zostawiając mnie na polu bitwy. A potem... potem tornado uderzyło z pełną mocą.

Reklama

Urodziny Stasia zmieniły się w koszmar. Skąd dzieci mają tyle energii?

Najpierw dzieci zaczęły skakać po kanapie, urządzając zawody, kto wyżej. Poduszki lądowały na podłodze. Dla mnie spoko, ale w końcu ktoś przewrócił wazon, a kawałki szkła rozsypały się po całym salonie. Zanim zdążyłam je pozbierać, w powietrzu zaczęły fruwać chipsy, a meble pokryły się pomarańczowym pyłem z Cheetosów. Potem było tylko gorzej.

Dzieci mają dziwne pomysły

Wpadłam do kuchni po ściereczki, żeby zebrać rozlany sok, ale gdy wróciłam, okazało się, że trójka dzieci zniknęła. Po chwili usłyszałam szuranie i chichoty dobiegające z korytarza. W łazience dwóch chłopców chlapało się wodą, a dziewczynka testowała, ile papieru toaletowego zmieści się w muszli klozetowej. Gdy próbowałam ich powstrzymać, uciekli z piskiem, zostawiając po sobie mokrą podłogę i zatkany odpływ.

Dzieci nie mają w domu zakazów?

W salonie sytuacja wcale nie wyglądała lepiej. Ktoś uruchomił odkurzacz i urządził zabawę w berka, ganiając inne dzieci po całym pokoju. W ferworze gry chłopcy przewrócili talerz z ciasteczkami, a kawałki ciasta oblepiły dywan. Małpy w zoo mają więcej kultury, niż niektóre dzieci. Czy nikt nie daje im dobrego przykładu? Czy naprawdę już wszystko wolno? Nie wierzyłam koleżankom, kiedy opowiadały o podobnych historiach z urodzin.

W trakcie urodzin przyszli sąsiedzi. Było za głośno, za dziko, za długo

Największa katastrofa wydarzyła się jednak pod koniec imprezy. Kiedy większość dzieci jadła tort, troje chłopców postanowiło sprawdzić, co się stanie, jeśli wsadzą brudne ręce do akwarium. Woda szybko zmieniła się kolor, a rybki Stasia dostały pewnie zawału. Wtedy rozległ się dzwonek do drzwi. Nasi ulubieni sąsiedzi stali na progu z wyrazem niezadowolenia na twarzach. Ich spojrzenia mówiły wszystko – za głośno, za dziko, za długo. Przeprosiłam, choć wiedziałam, że niewiele to zmieni.

Po imprezie został nam brudny dywan i ledwo żywe rybki

Dzieci bawiły się dalej, niewzruszone tym, że moje nerwy wiszą na ostatnim włosku. Teraz, kiedy impreza dobiegła końca, stoję pośrodku pobojowiska. Resztki tortu na dywanie, pogniecione balony, zaginione skarpetki (czy ktoś naprawdę wyszedł stąd boso?). Zastanawiam się, czy było warto.

I choć przez chwilę mam ochotę przysiąc, że to ostatnie przyjęcie w naszym domu, widzę Stasia, który przytula mnie mocno, z szerokim uśmiechem na twarzy. W jego oczach widać czystą radość.

Dla niego to były najlepsze urodziny na świecie.

No i jak tu się nie uśmiechnąć? Czy to ja zwariowałam, czy świat oszalał?

Sara

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama