Reklama

Urodziłam moją Kasię w wieku szesnastu lat. Ktoś by powiedział: patologia. Ale nie byłam z żadnej patologii. Tak się stało i już. Choć początkowo nie było łatwo, dziś niczego nie żałuję. Gdyby nie moi cudowni rodzice, nie dałabym sobie rady. Zapewne oddałabym Kasię do adopcji, zostawiła w szpitalu, albo, co jeszcze gorsze, próbowała usunąć ciążę. Sama byłam przecież jeszcze dzieckiem, przerażoną, naiwną smarkulą. Ojciec Kasi był ode mnie dwa lata starszy, ale też nie miał pojęcia o życiu ani o wychowaniu dziecka. Poza tym jego rodzice nie bardzo pragnęli, żeby się w to wychowanie angażował. Miał studiować prawo, robić karierę, a nie zajmować się zmienianiem pieluch.

Reklama

– Nie chcę tego dziecka! – płakałam w domu – nie dam sobie rady, nie potrafię.

Mama spokojnie tłumaczyła, że oni we wszystkim mi pomogą.

– Do końca życia byś żałowała, gdybyś zdecydowała się na aborcję – powtarzała cierpliwie.

Wtedy miałam do niej żal, zarzucałam jej, że nie myśli o mnie, tylko o tym dziecku. Dziś wiem już, jaka ta moja mama była mądra, dobra, kochana. Kiedy czytam czasem w gazetach albo oglądam w telewizji zwierzenia dziewczyn, które w młodym wieku zaszły w ciążę i ojciec lub matka wyrzucili je z domu, wydaje mi się to niepojęte. Wtedy dopiero zdaję sobie sprawę, jakie szczęście miałam w życiu, że urodziłam się w takiej właśnie rodzinie, jak moja.

Kiedy Kasia przyszła na świat, nie miałam pojęcia, jak się nią opiekować, bałam się wziąć na ręce takie maleńkie, kruche ciałko. I znowu to mama przeprowadziła mnie przez pierwsze miesiące życia mojej córeczki. To ona nauczyła mnie ją kochać. Dzięki rodzicom i ich pomocy zdałam maturę, a kiedy Kasia poszła do przedszkola, ja zaczęłam studia. Zaoczne, ale jednak.

Okazało się, że pierwszy mąż tylko udawał, że akceptuje Kasię

Na studiach poznałam Andrzeja. Wiedziałam, że mu się podobam, on mnie zresztą też. Chciałam się z nim spotykać, ale najważniejsza była Kasia. Kiedy zaprosił mnie na randkę, nie potrafiłam udawać.

– Muszę uzgodnić z mamą, czy zaopiekuje się Kasią – powiedziałam.

– Kasią? – Andrzej był zaskoczony.

– Moją córeczką – odpowiedziałam i dodałam – ma sześć lat.

– Niemożliwe. Masz taką dużą córkę?

– Skoro mówię, to znaczy, że mam – mruknęłam. – Sądzisz, że udaję?

– Nie, nie, nie… – zawahał się. – A męża też masz? – zapytał.

– Nie mam – roześmiałam się – i nigdy nie miałam.

Zaczęliśmy się spotykać. Andrzej początkowo chyba miał trochę wątpliwości, nie potrafił nawiązać dobrej relacji z Kasią. Chwilami odnosiłam wrażenie, że jest zazdrosny o moją miłość do córki, ale powtarzałam sobie, że na pewno mi się wydaje. A jednak coś w tym było, już wtedy. Pobraliśmy się z Andrzejem, kiedy Kasia skończyła osiem lat. Zaraz też zamieszkaliśmy razem w mieszkaniu, które odziedziczyłam po babci. I natychmiast zaczęły się konflikty, jakby ślub wszystko odmienił. Andrzej opędzał się od Kasi jak od natrętnej muchy. Był zadowolony tylko wtedy, kiedy siedziała zamknięta w swoim pokoju. W końcu zapytał, czy moja córka nie mogłaby zamieszkać z dziadkami.

– Zwariowałeś? – aż się we mnie zagotowało na te słowa.

– Dlaczego? – zapytał. – Miałaby bliżej do szkoły. Chodzilibyśmy do nich w niedzielę na obiady. Wtedy byście się widywały.

– Ty naprawdę zwariowałeś – teraz już nie zapytałam, tylko stwierdziłam.

– Naprawdę nie rozumiem cię.

– Nie rozumiesz? To bardzo źle o tobie świadczy, mój drogi – wysyczałam – ale jeśli sobie życzysz, to ci wyjaśnię. Kasia jest moją córką, rozumiesz? Moją, a nie moich rodziców. Jest dla mnie najważniejsza na świecie. I będzie mieszkała ze mną. Zrozumiałeś? Mieszkała, a nie spotykała się raz na tydzień.

Ta rozmowa spowodowała, że między nami zaczęło się psuć. W dodatku kilka dni później okazało się, że Kasia wszystko słyszała. Chodziła smutna i zamyślona, aż wreszcie zapytała nieśmiało:

– Mamo, czy oddasz mnie do dziadków?

– Skąd ci to przyszło do głowy? – przeraziłam się.

– Bo słyszałam. Przypadkiem słyszałam. Ja naprawdę nie podsłuchiwałam, mamusiu – zaczęła się tłumaczyć.

– Co słyszałaś?

– Jak Andrzej mówił, że najlepiej, żebym zamieszkała u dziadków.

– Andrzej nie ma tu nic do gadania – odpowiedziałam zdenerwowana, ale natychmiast starałam się uspokoić. – Pamiętaj, Kasiu, zawsze o tym pamiętaj, że to ty jesteś dla mnie najważniejsza na świecie. Jesteś moją córką, przyjaciółką, najukochańszym dzieckiem. I zawsze, dopóki nie dorośniesz, będziemy mieszkały razem.

– Kocham cię, mamo. Wiesz, ja bardzo kocham babcię i dziadziusia, nawet wujka Jacka, ale nie chcę mieszkać bez ciebie.

– Nie będziesz, kochanie – zapewniłam córeczkę.

Następnego dnia pokłóciłam się z Andrzejem. Nie potrafiłam tego w sobie dusić, musiałam mu wygarnąć. Od tej pory zaczęliśmy się kłócić coraz częściej, głównie właśnie o moją córkę. Andrzej wiecznie miał jakieś uwagi. Zaczynałam się zastanawiać, czy gdybyśmy mieli razem dziecko, też zachowywałby się podobnie. Może problem nie leżał w tym, że Kasia nie była jego córką, może Andrzej był po prostu egoistą i pragnął wygód jedynie dla siebie.

Rozwiedliśmy się dwa lata później, nie mogłam z nim dłużej wytrzymać. Dobrze, że przynajmniej mieszkanie było moje, więc zostałyśmy w nim z córką. Mój mąż przy wyprowadzce zabrał ze sobą telewizor, sprzęt nagłaśniający, komputer i jeszcze trochę drobnego sprzętu. Twierdził, że należą do niego, bo on je kupił.

– I tak zostawiam ci mieszkanie – oznajmił bezczelnie.

Kasia długo chodziła osowiała. Dziwiło mnie to, bo przecież dla wszystkich było jasne, że nie lubili się z Andrzejem. Zrozumiałam dopiero wtedy, kiedy zapytała:

– Mamusiu, czy to przeze mnie rozstaliście się z Andrzejem?

– Przez ciebie? – spojrzałam zdziwiona.

– Nie udawaj, mamo, dobrze wiem, że przeszkadzałam Andrzejowi. Może gdyby mnie nie było, gdybym mieszkała z dziadkami, to by się wam udało.

Znowu musiałam przekonywać swoje dziecko, że nie ma dla mnie nikogo ważniejszego niż ona.

– Mężów można mieć wielu, Kasiu – tłumaczyłam – ale dziecko ma się na całe życie. A jeszcze taka córka jak ty, którą ma się prawie od dzieciństwa, jest wyjątkowo wyjątkowa – puszczałam do niej oczko i zaśmiewałyśmy się obie.

Od czasu kiedy zamieszkałyśmy we dwie, zaprzyjaźniałyśmy się jeszcze bardziej. Kasia była już nastolatką, a ja nadal młodą kobietą. Razem chodziłyśmy na zakupy do galerii, razem chodziłyśmy do kina, na lody, do ZOO, nawet do wesołego miasteczka. Czasem Kasia zadawała mi tylko pytanie:

– Mamo, może powinnaś poszukać sobie nowego męża? Może mój pan od matematyki by się nadał – proponowała.

– A daj ty mi spokój z twoim panem od matematyki – opędzałam się. – Na co mi brać sobie taki kłopot na głowę?

– Może przynajmniej odprowadzałby samochód do przeglądu? – chichotało moje dziecko.

– Może? A jeśli nie? – pytałam, udając powagę. – A skarpetki takiemu trzeba prać – dodawałam.

Po raz pierwszy wzięto nas za siostry, kiedy Kaśka skończyła szesnaście lat. Było lato, pojechałyśmy nad morze, żeby tam obchodzić jej urodziny. Ja, być może dlatego, że bardzo wcześnie zostałam mamą, nigdy nie byłam nadopiekuńczą kwoką, już od dawna traktowałam Kasię bardziej jak koleżankę niż córkę. Ona z kolei nigdy nie była pyskatą, rozwydrzoną nastolatką, biegającą po dyskotekach. Wolała spędzać czas ze mną niż z rówieśnikami. Jadłyśmy lody na plaży, kiedy usłyszałyśmy za plecami.

– Zobacz, stary, jakie fajne laski.

Obejrzałyśmy się, chcąc sprawdzić, czy to do nas, a wtedy wysoki blondyn dodał.

– To siostrzyczki.

– Udajemy siostry, mamuśka? – szepnęła Kasia.

– Ooo nie – zaprotestowałam i, zwracając się do chłopaków, powiedziałam: – Moja córka jest jeszcze niepełnoletnia panowie.

Obaj aż zamrugali ze zdziwienia.

– Akurat, córka? – mruknął jeden.

Roześmiałyśmy się obie.

– Chodź, stary, jaja sobie z nas robią

Z Rafałem zaczęłam spotykać się właściwie po przyjacielsku. Bardzo zabiegał o moją sympatię. Pracowaliśmy razem od pewnego czasu, ale ja początkowo nawet nie widziałam jego starań. To Kaśka, która pewnego razu wpadła po mnie do pracy, szepnęła mi na ucho.

– Ale ten facet na ciebie leci, mamuśka.

Wzruszyłam ramionami lekceważąco. Córka puściła do mnie oczko.

– Tylko mu się przyjrzyj.

Nie miałam ochoty się przyglądać, przecież go znałam. Ale kiedy zaprosił mnie na kawę, zgodziłam się. Potem była druga kawa, kino, kolacja. W każdym razie okazało się, że mieliśmy wiele wspólnych zainteresowań, wiele wspólnych tematów.

– Zaprosisz mnie do siebie? – zapytał kiedyś.

– Ale nie mieszkam sama – zastrzegłam.

– Wiem, z tą siostrą, która po ciebie kiedyś przyszła.

– To nie jest moja siostra, to moja córka – wyjaśniłam spokojnie.

– Żartujesz sobie? – Rafał spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– Nie, nie żartuję.

– To ileż ty miałaś lat, jak ją urodziłaś? Dziesięć?

– No nie, trochę więcej – roześmiałam się. – Szesnaście.

– O rany – jęknął – i jak to jest, jak się ma szesnaście lat i maleńkie dziecko? Ja w tym wieku grałem z chłopakami w piłkę.

– Początkowo było strasznie, potem już wspaniale, a dzisiaj – zawahałam się – dzisiaj mam najlepszą na świecie przyjaciółkę.

Rafał z Kasią bardzo się zaprzyjaźnili. Pomagał jej w matematyce, grali razem w warcaby, a czasem, kiedy przychodził do nas na weekendy, Kaśka zmywała się do dziadków.

– Kasiu, nie musisz – przekonywałam ją.

– Ja wiem, mamuśka – odpowiadała – nie muszę, ale chcę. Zostawiam wam wolną chatę. Nie przejmuj się – dodawała, widząc mój zatroskany wyraz twarzy – ja już nie mam dziesięciu lat.

Kiedy Rafał mi się oświadczył, zawahałam się

– Musisz mi dać trochę czasu do namysłu – poprosiłam.

– Nie kochasz mnie? – spytał.

– Kocham, ale muszę porozmawiać z Kasią. Jakby nie było, jej też to dotyczy.

– Nie bardzo rozumiem, ale szanuję.

Kasię też zdziwiły moje wątpliwości.

– Chciałabym znać twoje zdanie – próbowałam jej wyjaśnić.

– Na temat Rafała, czy na temat swojego zamążpójścia? – roześmiała się.

– I to, i to.

– Mamuśka, jesteś kochana, najlepsza, ale ja niedługo dorosnę, będę miała swoje życie. Teraz pomyśl o sobie.

– A tak z drugiej strony – dodała jeszcze – to lubię Rafała. Fajny jest.

Wyszłam za Rafała. Jest wspaniałym mężem i prawdziwym przyjacielem dla Kasi. Ostatnio Kaśka zaczęła napomykać o studiach w Londynie. Ma trochę oszczędności, przez pewien czas alimenty od jej ojca odkładałyśmy na oddzielne konto. Dziadkowie obiecali, że pomogą. Tylko ja nie chcę żyć bez swojej córeczki. Rafał co prawda napomknął o drugim dziecku, ale boję się. Na moją odpowiedź, że jestem już za stara, roześmieli się oboje.

– Przecież masz dopiero trzydzieści pięć lat – zauważyła córka. – Ludzie, którzy cię nie znają, uważają, że jesteś moją siostrą.

Niedawno Kasia poleciała do Londynu. Znajomy Rafała załatwił jej tam pracę, zanim rozpocznie studia, chciałaby trochę zarobić. Ogromnie tęsknię za córką, mimo że codziennie rozmawiamy przez internet. Ona też tęskni, ale przecież nie możemy całego życia spędzić razem. Moja Kasia musi rozwijać się, poznawać nowych ludzi, a ja muszę ją w tym wspierać.

Agata, 37 lat

Reklama

Czytaj także:
„Moi biologiczni rodzice oddali mnie do adopcji. Nie chcieli rezygnować z luksusowego życia”
„Wychowałem syna samotnie, bo jego matka od nas uciekła. Teraz po latach chce mi go odebrać... Po moim trupie”
„Dziecko było naszym nieosiągalnym marzeniem. Nie przypuszczałam, że >>mamusią

Reklama
Reklama
Reklama