„Zaszłam w ciążę tuż przed studiami. Kocham swoje dziecko, ale jest mi żal straconych szans i marzeń”
„Bardzo kocham moją córeczkę, jednak każdego roku, kiedy przychodzi październik i widzę, że studenci rozpoczynają kolejny rok nauki, czuję w sercu delikatne ukłucie żalu”.
- redakcja mamotoja.pl
Czy żal mi niespełnionych marzeń, niezrealizowanych ambicji? Trochę…Wiem jednak, że postąpiłam słusznie.
Już dawno zaplanowałam, że będę studiowała w dużym mieście, kierunek, który pozwoli mi zdobyć dobry zawód. Stomatologia w Warszawie nadawała się idealnie. Bardzo się starałam, aby nic nie przeszkodziło mi w realizacji planów. Dużo się uczyłam, chodziłam na korepetycje, i w końcu udało mi się osiągnąć cel.
Rodzice byli dumni, że mają taką ambitną córkę
Koleżanki, jedne mi zazdrościły, inne wzruszały ramionami, dziwiąc się, że wybieram taki trudny, jak twierdziły, kierunek. Zdawałam sobie sprawę, że może być ciężko, ale nie zrażało mnie to. W nagrodę rodzice pozwolili mi pojechać z moim chłopakiem Wiktorem do jego mamy, do Włoch. Wyjechała tam 10 lat temu, do pracy i już została.
Rozwiodła się z mężem i wyszła za mąż za Włocha. Wiktor był u niej tylko dwa razy, bardzo nie lubił jej męża. Teraz też twierdził, że albo pojedziemy razem, albo wcale. Jego mamie chyba ogromnie zależało, bo dzwoniła nawet do moich rodziców z zaproszeniem dla mnie. Pierwszą połowę sierpnia spędziliśmy więc z Wiktorem we Włoszech.
Było wspaniale, opaliłam się jak jeszcze nigdy. Owoców różnego rodzaju też najadłam się za wszystkie czasy. Poza tym zwiedziłam duży kawał Włoch. Wróciłam zachwycona i szczęśliwa. Po powrocie do domu załatwiłam sobie pracę w pobliskiej knajpce jako kelnerka. Chciałam mieć na początek studiów trochę swoich pieniędzy, bo moim rodzicom nigdy się specjalnie nie przelewało. Przyszedł piękny wrzesień, dzień w dzień świeciło słońce, było ciepło jak w pełni lata.
Ja jednak nie czułam się dobrze, ciągle byłam słaba, brakowało mi sił
Sądziłam, że jestem przepracowana, bo nasza knajpka czynna była do ostatniego klienta, potem jeszcze musiałyśmy posprzątać, przygotować wszystko na kolejny dzień. Klientów było dużo, cieszyłyśmy się wszystkie, że tak jest, bo to większy zarobek, ale można było być zmęczonym.
Jednak kiedy zaczęłam wymiotować, kiedy zapach smażonego mięsa albo ostrych przypraw powodował, że natychmiast biegłam do łazienki, zaczęło to być coraz bardziej uciążliwe. Dziewczyny próbowały mi pomagać lub kryć przed szefową, ale nie zawsze się to udawało. W końcu pani Halina zaczęła mi się podejrzliwie przyglądać.
– Coś ci dolega, Kasiu? – zapytała.
– Chyba czymś się zatrułam – tłumaczyłam się.
– Oj nie wiem – pokręciła głową z niedowierzaniem. – To mi nie wygląda na zatrucie. Nie pomyślałaś kochana, że możesz być w ciąży?
Na te słowa tylko pokręciłam głową. O tym nie pomyślałam nawet przez chwilę.
„Jak to w ciąży? Przecież nie mogę być w ciąży. Idę na studia. Od października zaczynam nowe życie w Warszawie, nie chcę być w ciąży!”.
– Nie, to niemożliwe – wyszeptałam, ale po głowie przebiegały mi wspomnienia z Włoch.
Mogłam być w ciąży – raptem zdałam sobie sprawę, że to jest możliwe. Okres spóźniał mi się już prawie trzy tygodnie. Powinnam go dostać około dwudziestego trzeciego sierpnia, zawsze miałam bardzo regularne miesiączki. Różnica mogła być dzień do przodu lub dzień do tyłu, nie więcej.
Dotychczas sądziłam, że to przez ten wyjazd do Włoch, zmianę klimatu i takie tam, ale teraz? Dwa dni przechodziłam jak w transie.
Wiedziałam, że powinnam zrobić test, ale bałam się wyniku
Trzeciego dnia Jola, przyjaciółka, z którą razem pracowałyśmy na zmianie, zapytała:
– Kaśka, co z tobą, blada jesteś jak nieboszczyk. Co się stało?
– Chyba jestem w ciąży – wykrztusiłam i rozpłakałam się.
Jolka milczała długą chwilę.
– Musisz zrobić test – stwierdziła spokojnie.
– Boję się.
– Nie możesz się bać. Problem sam się nie rozwiąże.
Jeszcze tego samego dnia w łazience Joli zrobiłam dwa testy. Oba wyniki były pozytywne.
Byłam w ciąży, a za dwa tygodnie rozpoczynał się rok akademicki
Wszystkie moje plany w jednej chwili stanęły pod znakiem zapytania. Jolka patrzyła na mnie ze współczuciem.
– Co zamierzasz zrobić ? – zapytała w końcu.
– Nie mam pojęcia.
Naprawdę nie wiedziałam, co robić, przecież byłam przygotowana na studia, kupiłam już trochę rzeczy, miałam nawet zaklepany akademik, a teraz co? Za kilka miesięcy zostanę mamą.
– Musisz powiedzieć Wiktorowi – odezwała się Jolka.
Pokiwałam głową. Racja, musiałam mu powiedzieć, a wcale nie byłam pewna, jak on na tę wiadomość zareaguje. Okazało się, że Wiktor był równie przestraszony jak ja. Chodziliśmy ze sobą dopiero od kilku miesięcy i żadne z nas nie myślało jeszcze o rodzinie i dzieciach. Mój chłopak, co prawda, studiował zaocznie i był ode mnie dwa lata starszy, ale przyzwyczajony do przysyłanych przez matkę pieniędzy nie miał ani stałej pracy, ani chęci jej podjęcia.
Ja natomiast czułam przez skórę, że jeżeli wyjadę do Warszawy, bardzo szybko zostanę sama z dzieckiem.
Wydawało mi się wtedy, że muszę Wiktora pilnować
Jego matka delikatnie sugerowała aborcję, ale wolałam udawać, że w ogóle nie rozumiem, o co jej chodzi. Po pierwsze wiedziałam, że aborcja jest niedozwolona, a po drugie nie chciałam zabijać swojego dziecka. Nie mogłabym tego zrobić, nie potrafiłabym potem z tym żyć.
Wyobrażałam już sobie swoje maleństwo, zastanawiałam się, czy to będzie chłopiec czy dziewczynka. To prawda, że nie pragnęłam jeszcze dziecka, ale skoro już było, to chciałam je urodzić. Rodzicom bałam się powiedzieć, wstyd mi było, że tak ich zawiodłam. Postanowiłam spróbować ogarnąć i studia, i ciążę, w końcu chyba nie ja pierwsza.
Jednak już po miesiącu pobytu w Warszawie, mieszkania w akademiku i biegania codziennie na mnóstwo zajęć byłam pewna, że mimo najszczerszych chęci nie podołam. Nie dość, że czułam się nie najlepiej, delikatnie mówiąc, to cały czas zadręczałam się, co tam robi Wiktor.
Koleżanki w ogóle nie rozumiały moich rozterek, one interesowały się tylko chłopakami i imprezami, oprócz nauki. Czułam, że jestem coraz słabsza, zaczęłam mieć zawroty głowy. W końcu lekarz z zatroskaną miną powiedział:
– Pani Katarzyno, przykro mi, ale ma pani anemię. Powinna pani odpocząć, zadbać o siebie i o dziecko. To teraz najważniejsze.
Rozpłakałam się na te słowa.
– I co ja mam zrobić, doktorze?
– Może urlop dziekański? – zasugerował.
Wiadomo było jednak, że decyzję muszę podjąć sama. I podjęłam
Nie było innego wyjścia, poza tym na studiowanie nie miałam już sił. Załatwiłam sobie na uczelni zdrowotny urlop dziekański i wróciłam do domu. Rodzice byli zszokowani, ale bardzo się starali nie dać mi odczuć, jak ich zawiodłam. Wspierali mnie ze wszystkich sił. Moje koleżanki, jedne rozpoczęły studia, inne pracę, chodziły na randki i do dyskoteki. Czerpały z życia pełnymi garściami, a ja leżałam w łóżku i pielęgnowałam swoją ciążę.
Trudno powiedzieć, żebym była z tego powodu ogromnie szczęśliwa, tym bardziej że pomiędzy mną a Wiktorem bywało różnie. Raz był dla mnie czuły i troskliwy, a potem nie pokazywał się cały tydzień. Ja reagowałam bardzo nerwowo i natychmiast skakaliśmy sobie do oczu. Wiosna była w pełnym rozkwicie, kiedy na świat przyszła nasza córeczka Maja.
Wynajęliśmy z Wiktorem kawalerkę i zamieszkaliśmy razem
Szybko zrozumiałam, że na studia, a już z pewnością na stomatologię, nie wrócę. Wiktor był dobrym ojcem, nie mogłam mu nic zarzucić w tym względzie, bardzo kochał Maję, ale nie był typem mężczyzny, który w pełni zabezpieczy byt rodzinie. Sam zachowywał się jeszcze trochę jak dziecko. Studiował zaocznie, pracował dorywczo, zarabiał niewiele, a ja zajmowałam się małą.
Gdyby nie pomoc moich rodziców i matki Wiktora nie wiem, jak dalibyśmy sobie radę. Gdy Majka skończyła półtora roku oddałam ją do żłobka, a sama podjęłam pracę. Wiktor trochę protestował, ale twardo postawiłam na swoim.
– Dobrze wiesz, że potrzebujemy pieniędzy. Zarobisz tyle, żeby nas utrzymać?
Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie zarobi, więc nic już nie mówił. Wyszło na to, że moje studia rozwiały się jak sen złoty, prawie już o nich nie myślałam, musiałam pracować, wychowywać dziecko, dbać o dom.
Dziś Maja ma już siedem lat i we wrześniu pójdzie do pierwszej klasy. Bardzo kocham moją córeczkę, jestem spełniona w roli mamy, jednak każdego roku, kiedy przychodzi październik i w telewizji przypominają, że studenci rozpoczynają kolejny rok nauki, czuję w sercu delikatne ukłucie żalu z powodu niezrealizowanych marzeń. Październik nie jest moim ulubionym miesiącem ani jesień ulubioną porą roku.
Katarzyna, lat 26
Czytaj także:
- „W środku nocy do naszych drzwi zapukała policja. Moja 14-letnia córka chciała się zabić Uratował ją anonim z Internetu"
- „Kiedy rodziłam, mąż był u kochanki. Okazało się, że… obydwie byłyśmy w ciąży w tym samym czasie”
- „Koleżanka płaci teściowej za opiekę nad własnym wnukiem. Przecież to jego babcia. Powinna to robić z miłości"