Reklama

Rzuciłam pracę, żeby być z Tymonkiem, sama tego chciałam, poświęciłam się dla niego, ale nie wiedziałam, że to jest takie wyczerpujące. Gdyby nie mąż, chyba bym wylądowała w wariatkowie. Na myśl o drugim dziecku aż mnie coś skręca.

Reklama

Dwójka dzieci to dla mnie za dużo

Byłam gotowa naprawdę na wiele, wiedziałam, że nie będę spać, że trochę się zaniedbam i pewnie stracę większość znajomych. Ale po dwóch latach w domu z dzieckiem czuję, jakby przejechał po mnie walec. I w dodatku on wciąż po mnie jeździ!

Tymon jest dzieckiem wymagającym, płaczliwym, mało śpi, potrzebuje nieustannej uwagi. Na początku po porodzie funkcjonowałam trochę jak w transie – karmienie, bujanie, sprzątanie, ogarnianie domu i tak w kółko. Chyba jechałam jeszcze na poporodowej adrenalinie. Po roku miałam dość. Mąż nawet podejrzewał depresję, ale jakoś się dźwignęłam. Tylko co z tego, skoro ja już nawet nie przypominam dawnej siebie. Przytyłam 10 kg, u fryzjera byłam może 3 lata temu, chodzę w porozciąganych ciuchach, przestałam czytać książki. Wyglądam jak kocmołuch, moją głowę zaprząta jedynie dzisiejszy obiad, lista zakupów i góra prania. Oto, co zrobiło ze mnie macierzyństwo.

Marzyłam o dwójce dzieci, mąż też, bo oboje mamy rodzeństwo. Wiem, że teraz jest najlepszy moment, żeby postarać się o brata lub siostrę dla Tymonka. Jednocześnie czuję, że kolejna ciąża mnie dobije. Urodzę i utonę w pieluchach. Przepadnę. Jak dobrze pójdzie, może za jakieś 10 lat odzyskam coś ze swojego życia. A może nie. Boję się i nie chcę tego. Mąż już przestał naciskać, widzi, co się ze mną dzieje, mam w nich duże wsparcie.

Ale gdzieś tam w głowie ciągle tli się to moje marzenie o większej rodzinie. Jestem w kropce. Może robię coś nie tak i macierzyństwo w rzeczywistości nie jest wcale takie ciężkie?

Julia

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama