Rosie, córeczka Lucy i Luke’a, zmarła 12 sierpnia w wieku zaledwie 14 miesięcy po tym, jak tata znalazł ją nieprzytomną w łóżku w ich domu w Albury (Australia). Rodzice nie wiedzą, dlaczego ich dziecko odeszło. Ale zrobią wszystko, aby się dowiedzieć.

Reklama

Dziewczynka już czuła się lepiej

Dzień przed śmiercią Rosie jej matka została w domu, aby opiekować się swoją „bardzo ospałą” córką. Zimą Rosie kilkukrotnie chorowała i wtedy ponownie złapała infekcję. Zarówno Rosie, jak i 3-letnia Ella, druga córka pary, często przynosiły tej zimy przeziębienia z przedszkola. Każda została zakażona Covidem i wirusem RSV.

Kiedy mała Rosie wyzdrowiała, w połowie lipca została zaszczepiona. Dostała wówczas wysypki, która jednak ustąpiła. Miesiąc później dziecko zmarło.

Lucy powiedziała, że ​​w noc poprzedzającą śmierć Rosie zwymiotowała, ale niepokojące objawy szybko minęły.

Jej mama nigdy nie zapomni dnia, w którym jej 26-letni partner poszedł obudzić dziewczynkę.

Zobacz także

„Obudziliśmy się w sobotę, Luke wszedł do pokoju Rosie i usłyszałem najgorszy krzyk, jaki można sobie wyobrazić”.

Pogrążeni w żałobie rodzice, którzy mają jeszcze 9-letniego syna Harry'ego, szukali odpowiedzi na pytanie, co stało się z ich córeczką. Od koronera wiedzą, że wokół mózgu i żołądka Rosie znaleziono płyn. Po śmierci Rosie zabrali Ellę i Harry'ego do szpitala w Albury, a po przeprowadzeniu badań stwierdzono, że Ella uzyskała pozytywny wynik testu na obecność wirusa, który może powodować wirusowe zapalenie opon mózgowo-rdzeniowych. Lucy i Luke podejrzewają, że ten sam wirus mógł zaatakować Rosie.

Źródło: DailyMail

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama