Reklama

Mój syn ma zamieszkać w domu jakiegoś obcego faceta? Dlaczego? Bo moja żona tak chce! Długo nie mogłem się z tym faktem pogodzić. Aż pewnego dnia...

Reklama

Rozwód był dla mnie szokiem – po ośmiu całkiem udanych latach moja żona Grażyna oświadczyła mi, że kogoś ma.

– Przenoszę się do Jerzego i zabieram ze sobą Michałka – usłyszałem.
Wynieść się możesz, choćby dzisiaj, ale dziecka nie weźmiesz! – krzyknąłem, kompletnie wytrącony z równowagi.

Siedzieliśmy przy kuchennym stole

Parę minut wcześniej zacząłem dyskusję o spłatach kredytu i wtedy Grażyna wyjechała z tym rozwodem. Najbardziej wkurzał mnie fakt, że niczego nie zauważyłem – wychodziło na to, że żona od miesięcy przyprawiała mi rogi, a ja o niczym nie miałem pojęcia! Wstałem, gwałtownie odsuwając krzesło. Grażyna chyba się przestraszyła. I dobrze.

– Olek, przecież i tak sąd przyzna opiekę nad Michałem mnie! – powiedziała po chwili.
– To się jeszcze okaże! – krzyknąłem.
Chyba nie zamierzasz walczyć ze mną o dziecko? Przecież ty całymi dniami pracujesz, nie byłbyś w stanie się nim zająć – wyrzuciła mi Grażyna.

Odpowiedziałem, że nie pozwolę, żeby mój syn zamieszkał z jakimś obcym facetem, ale żona nie zamierzała ustępować.

– Wyprowadzam się, Olek. Nie możesz mi tego zabronić. A Michałek przenosi się ze mną.

Zacisnąłem ręce w pięści, z ponurą miną przyglądając się krzątaninie żony. Kręciła się po mieszkaniu pakując drobiazgi naszego sześcioletniego syna i zdałem sobie sprawę, że wygląda na wyjątkowo rozpromienioną.

– Co to za facet?! – zapytałem, kiedy wyjmowała z szafy podróżną torbę.
– Jerzy. Poznaliśmy się w pracy. Olek, nie planowałam tego, nie chciałam. Po prostu się zakochałam – rozpłakała się Grażyna.
– Wzruszające! Tylko czemu zabierasz mi syna?
– Będziesz go przecież widywał, zawsze możesz...
– Nie pozwolę ci zabrać Michałka! – wszedłem jej w słowo. – Sama możesz się wynieść choćby zaraz, ale dziecko zostaje! Zajmie się nim moja mama. Chcesz naszego syna? Poczekaj chociaż do rozwodu!
– Dobrze – ku mojemu zaskoczeniu Grażyna zgodziła się ze mną i jeszcze tego samego wieczoru wyprowadziła się do kochanka.

Sama.

Zostałem z synem – przeniosła się do nas moja mama i jakoś sobie radziliśmy

Młody tęsknił za Grażyną, jednak chyba cieszyły go te nasze nowe, męskie obyczaje. Lody na śniadanie, chrupanie chipsów w łóżku, wypady na ryby – żona nigdy nie dawała młodemu zbyt wiele swobody, więc obecnie żył jak w raju.

Niestety – minęło kilka miesięcy i dostaliśmy rozwód, a Grażyna przyjechała z tym swoim fagasem po mojego syna.

– Olek, nie rób scen. Będziesz mógł go widywać, nie zamierzam robić ci trudności – szepnęła Grażyna.
– Aha, nie zamierzasz robić mi trudności? To szalenie miło z twojej strony – ironizowałem.
– Po prostu go spakuj – powiedziała.

Co było robić? Ze łzami w oczach, ciesząc się, że młody jest u mojej mamy, zacząłem wkładać do walizki jego rzeczy. Piżama w lokomotywy, sweterki, dżinsy, ulubiony miś... Grażyna czekała w przedpokoju, szeptem wymieniając jakieś uwagi ze swoim kochankiem.

Miałem ochotę podejść i dać mu w zęby, wiedziałem jednak, że takim zachowaniem sam bym sobie zaszkodził – w końcu niestabilny emocjonalnie ojciec, to żaden wzór dla sześciolatka. A skoro mogło się skończyć nawet walką o dziecko w sądzie...

Wziąłem głęboki wdech i postawiłem w przedpokoju walizkę

– Słuchaj, wiem, że to niezręczna sytuacja, ale skoro już się widzimy... Jestem Jerzy – powiedział nagle on i wyciągnął do mnie rękę.
– Aleksander – mruknąłem i kompletnie zignorowałem jego wyciągniętą dłoń.

Chrząknął wyraźnie speszony, schował rękę do kieszeni i zapatrzył się w czubki swoich butów.

„Dupek i mięczak” – pomyślałem z nienawiścią. Chwilę później, wyjmując z szafy kurteczki syna, przyjrzałem mu się uważniej. Wyglądał na porządnego faceta – szczupły, krótko obcięty szatyn w okularach.

„Ale kto go tam wie?” – skrzywiłem się.

– Nie musisz się fatygować. Odbierzemy Michałka prosto od twojej mamy – powiedziała Grażyna, gdy wychodzili.
– Chciałbym się z nim pożegnać – zaprotestowałem.
– Po co? Przecież widzicie się w sobotę! Nie zamieniaj tego wszystkiego w jakiś łzawy dramat, Olek! – krzyknęła Grażyna.

Nie odpowiedziałem, bo dosłownie się we mnie gotowało

– Cześć – powiedziała tymczasem moja była żona i zamknęła za sobą drzwi kluczem, którego wciąż mi nie oddała.

Z czystej złośliwości, dwa dni później zmieniłem zamki, jednak fakty wciąż były niezmienne – mój ukochany, sześcioletni syn zamieszkał pod dachem praktycznie obcego faceta! Pierwszy samotny wieczór był koszmarny – wypiłem cztery piwa i zasnąłem na fotelu, w pokoju syna. Obudziłem się w środku nocy, w pierwszej chwili myśląc, że mały jest chory, a ja czuwam przy jego łóżku.

I dopiero jakąś minutę później dotarło do mnie, że Michałek śpi w nowym mieszkaniu, a mnie już zawsze będą musiały wystarczać te nasze krótkie, weekendowe spotkania...

Dzień później, parę minut po dwudziestej drugiej, pojechałem do centrum.

Wiedziałem już, że cały ten cholerny Jerzy pracuje z moją żoną

Grażyna była menedżerem w jednej z drogich, modnych restauracji. Zaparkowałem samochód w pobliżu niewielkiego parku i pieszo ruszyłem w stronę wąskiego, brukowanego zaułka. Restauracja była pełna – wiedziałem, że w piątkowy wieczór na stolik bez wcześniejszej rezerwacji czekało się ponad pół godziny.

Przeszedłem się pod oknami, zajrzałem do środka. Nigdzie ani śladu Jerzego. Czego właściwie od niego chciałem? Nie wiem... Może pogadać? A może po prostu w końcu dać mu w mordę? Zasłużył sobie! Przecież musiał wiedzieć, że Grażyna jest mężatką, że ma małe dziecko...

„Zakochali się w sobie, też mi usprawiedliwienie!” – piekliłem się w duchu.

Przed dwudziestą trzecią lokal zaczął pustoszeć. Obszedłem restaurację i zaczaiłem się na jej tyłach – w ciasnym, wąskim podwórzu. Liczyłem na to, że Jerzy wymknie się na papierosa.

Wiedziałem, że pali i mogłem tylko mieć nadzieję, że nigdy nie robi tego przy moim dziecku. Oparłem się o spiętrzone drewniane skrzynki i zapatrzyłem się w ciężkie, metalowe drzwi od kuchni lokalu, kiedy w wąskim przejściu na podwórze pojawiło się trzech rosłych, zakapturzonych mężczyzn.

– Ty, gościu, patrz jaki jeleń nam się napatoczył! – zarechotał jeden z nich.

Zanim w ogóle zorientowałem się, co jest grane, wszyscy trzej ruszyli w moją stronę

– Dawaj portfel, tatuśku – warknął najwyższy z nich i pchnął mnie na beton.

Rozwaliłem sobie łokieć, ale wściekłość na Jerzego urosła teraz do czystej furii. Chwyciłem za leżącą na ziemi deskę i rozkwasiłem gościowi nos.

– Oż ty, gnoju jeden! – krzyknął, ruszając na mnie z pięściami.

Nie wiem, ile czasu się z nimi biłem i co właściwie by się ze mną stało, gdyby nagle nie otworzyły się drzwi od zaplecza restauracji i ktoś nie przyszedł mi z pomocą. Dobrze się bił – od razu zwalił tego z grubym karkiem i zabrał się za okładającego mnie pięściami dresa. Parę minut później gnojki, które mnie napadły czmychnęły z podkulonymi ogonami, a ja zorientowałem się, że z pomocą nie ruszył mi żaden z młodych kucharzy, ale... Jerzy.

On też dopiero teraz mnie poznał.

– Aleksander? Co tu robisz? – zdziwił się, nieporadnie usiłując zatamować lejącą się z nosa krew.
– Sam nie wiem... Chyba chciałem dać ci w mordę.
– Już dostałem – zażartował. – Chodź, wypijemy jakieś piwo. Jasne, że wciąż jesteś na mnie zły, ale chodzi o Michałka. Nie powinniśmy skakać sobie do gardeł za każdym razem, kiedy się spotkamy – powiedział nowy facet Grażyny.

Zawahałem się, ale nie ustąpił

– No chodź, Grażyny dzisiaj nie ma w pracy. Napijemy się, pogadamy jak facet z facetem. Tylko z tym mordobiciem poczekaj na inną okazję, co? Dzisiaj solidnie już oberwałem.
– Czemu właściwie mi pomogłeś? – zdziwiłem się. – Po pierwsze, nie miałem pojęcia, że to twój tyłek ratuję z opresji. Strasznie tu ciemno. A po drugie, mieliśmy już w ostatnich tygodniach kilka napadów w okolicach restauracji i zrobiliśmy się czujni. W naszym interesie jest wygonienie stąd tych bandziorów, bo obrabiają nam klientów – wzruszył ramionami.

Usiedliśmy przy piwie. Ku mojemu zdumieniu rozmowa nawet nam się kleiła. On opowiedział mi, jak poznał Grażynę i przez ile czasu się wahał, żeby w ogóle coś z nią zaczynać. Ja zwierzyłem mu się ze swoich obaw odnośnie mojego syna.

Nienawidzę myśli, że Michałek mieszka z obcym facetem – powiedziałem.
– Wyobrażam sobie, stary. Z mojej strony mogę ci jednak obiecać, że nie stanie mu się żadna krzywda. To świetny dzieciak, naprawdę go lubię. To co? Rozejm? – zaproponował i wyciągnął do mnie rękę.

Tym razem ją uścisnąłem. Jasne – to jeszcze nie przyjaźń, ale z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że tamtego wieczoru narodziła się między nami jakaś nić porozumienia. Na początek dobre i to. Najważniejsze, że z Jerzego całkiem porządny gość. Nie taki znowu dupek, jak wcześniej myślałem.

Aleksander, lat 34

Czytaj także:

Reklama
  • „Miałam oddać szpik swojemu siostrzeńcowi, kiedy… zaszłam w ciążę. Musiałam dokonać przerażającego wyboru”
  • „Mój mąż myślał tylko o pracy i pieniądzach. Doszło do tego, że nasz syn chciał mu… zapłacić, żeby spędzał z nim czas”
  • „Rodzice nigdy się mną nie interesowali. Zarabiali góry pieniędzy i myśleli, że to wystarczy. Pozwałam ich o alimenty”
Reklama
Reklama
Reklama