Reklama

Po pierwszych zleconych badaniach, takich normalnych, standardowych, wyszło coś, czego absolutnie się nie spodziewaliśmy. I przestało być tak dobrze. Stanęliśmy przed trudnym wyborem: albo żona, albo dziecko. Szanse na uratowanie obojga lekarze określili jako niewiarygodnie nikłe, czyli praktycznie żadne. Chemia w czasie ciąży z pewnością zabije płód, ale bez chemii rak zabije Anię w ciągu roku. Może nawet szybciej.

Reklama

Obiecałem, że będę dobrym ojcem

Ja byłem zdecydowany, żeby ratować żonę. Tylko że w tej sprawie miałem jedynie głos doradczy, a liczyło się przede wszystkim jej zdanie. Ania przekonywała mnie, ja ją, ale wiedziałem, że w końcu postawi na swoim, i wcale nie było mi łatwo jej wybór zaakceptować. Ale musiałem. I musiałem obiecać jej jeszcze różne rzeczy. Że nie będę rozpieszczać naszej córki, że będę ją kochać bez zastrzeżeń i nigdy nie będę jej o nic obwiniać.

– O nic, rozumiesz? – dopytywała się żona.

Rozumiałem i obiecywałem, chociaż nie byłem pewien, czy dam radę.

Karolina urodziła się miesiąc przed planowanym terminem. Jakby los chciał podarować Ani ten miesiąc na bycie mamą, na nacieszenie się córeczką. Chyba coś w tym było, bo żona umarła dokładnie w dniu, na który zaplanowany był poród.

Zostałem sam. Z maleńką córeczką. I całą masą obietnic do spełnienia.

Czas mijał mi na staraniu się, by dotrzymać słowa i być dobrym ojcem.

Gdy Karolina poszła do liceum, trochę się martwiłem, jak da sobie radę w nowej szkole, jak jej pójdzie z nauką, i czy szybko znajdzie koleżankę, może nawet przyjaciółkę. Rok później zmartwiłem się jeszcze bardziej, kiedy po zaledwie dwóch tygodniach września przyprowadziła do domu… chłopaka.

Miałem nadzieję, że skupi się na nauce, a romanse zostawi na później, na przykład na po studiach. Ale nic nie powiedziałem, tylko przywitałem się uprzejmie i zapytałem chłopaka, jak ma na imię.

– Aleksandra – odpowiedział.

Lekko mnie zatkało. Z początku myślałem, że się przesłyszałem.

– Aleksander? – wolałem się upewnić.

– Tak jest zapisane w dokumentach, ale wolę formę żeńską – pozbawił mnie wątpliwości.

– Coś jak Jan Maria, tylko samo Maria? – próbowałem drążyć temat.

Westchnął ciężko.

– Wie pan, bardzo chętnie o tym porozmawiam przy najbliższej okazji, ale teraz musimy z Karolą zrobić matmę…

– Jasne – zgodziłem się potulnie. – Matma jest przecież najważniejsza.

– Ja uważam, że język polski – Aleksander uśmiechnął się leciutko.

Poszli do pokoju Karoliny i zamknęli drzwi.

Nic z tego nie rozumiałem

Na wyjaśnienia musiałem czekać do kolacji.

– LGBT – rzuciła córka przy wieczornym posiłku – coś ci to mówi?

Przeleciałem w myślach wszystkie kluby piłkarskie, ale oprócz PSG, czyli Paris Saint-Germain, nic mi się nie skojarzyło.

– Tu chyba nie chodzi o żaden klub piłkarski? – upewniłem się.

Pokręciła głową.

– Ach, wy, faceci, i ta wasza piłka kopana – westchnęła z politowaniem. – Skoro masz takie pierwsze skojarzenie, to nie wiem, czy w ogóle ogarniesz temat…

– Spróbuj – zachęciłem ją.

– Słyszałeś na pewno o gejach i lesbijkach… – naprowadzała mnie powoli.

– Owszem, coś mi się obiło o uszy.

– No to oprócz nich są również osoby określanie ogólnie jako nieheteronormatywne, czyli na przykład transpłciowe. I Ola jest właśnie taką osobą. A LGBT – od angielskiego Lesbian, Gay, Bisexual, Transgender – to skrót określający całą ich społeczność.

– Oj, córcia, trochę za szybko dobiłaś do brzegu – zmartwiłem się. – Nie załapałem.

Znów westchnęła, jeszcze ciężej.

– Potrzebuję kasy, tato – zmieniła temat.

– Muszę kupić kilka książek.

– Do szkoły?

– Poniekąd. A wracając do tematu, który dla mnie właściwie też jest nowy, to Ola jest moją koleżanką, nową w klasie, może nawet zostaniemy przyjaciółkami, więc proszę cię, żebyś traktował ją należycie.

– Należycie? Czyli jak? – byłem naprawdę zdziwiony jej uwagą.

– To znaczy normalnie. Jak moją koleżankę.

– Ale przecież…

– Tu nie ma żadnych „ale” – podkreśliła z naciskiem. – To moja koleżanka. Koniec tematu.

– A jak tam matma? – chciałem wiedzieć.

Uśmiechnęła się szeroko.

– Ola jest łebska i wszystko mi wytłumaczyła. Klasówkę napiszę na luzie. Więc spoko.

Na luzie czy bez, napisała na czwórkę z plusem. Aleksander dostał szóstkę, widać nie zdołał jej przekazać całej swojej wiedzy matematycznej. Co zresztą byłoby niemożliwe w tak krótkim czasie, więc nie bądźmy chciwi. Naprawdę podobało mi się, że pomaga Karoli w lekcjach. Natomiast inne rzeczy podobały mi się zdecydowanie mniej…

Uznałem, że ten Olek ma na córkę zgubny wpływ

Kiedy przyszła paczka z księgarni, córka zaprezentowała mi swoje nowe lektury. Dwie pozycje z antropologii, studia nad płcią i coś o gender, dwie z socjologii, o tej samej tematyce, i coś z psychologii społecznej, o niezwykle skomplikowanym tytule.

– Córuś, ale czy to są lektury dla ciebie?

– Ola mi podsunęła – wyjaśniła. – Też jest zdania, że niektóre rzeczy mogą być za trudne dla takiego laika jak ja, ale obiecała, że pomoże mi je zrozumieć.

Jak dla mnie Karolina mogłaby pozostać laikiem w wielu sprawach. Gender? Studia nad płcią? Czemu ją to w ogóle interesuje? Taka moda, faza dojrzewania? Przejdzie jej czy powinienem się zacząć martwić?

– Ale po co ci to wszystko? – dociekałem.

– Zależy mi na tym, żeby lepiej rozumieć innych ludzi – stwierdziła. – I żeby odkryć swoją tożsamość płciową.

No i masz ci los! Kolejne dziwo.

– Ale przecież ty masz dopiero szesnaście lat, córcia… – jęknąłem.

– Więc chyba pora, żebym się dowiedziała, kim jestem i kim chcę być – ucięła dyskusję. Zabrała książki pod pachę i pomaszerowała do swojego pokoju.

Po prostu się o nią bałem

Poszukiwanie tożsamości płciowej? Co to za wymysły? Tożsamość kojarzyła mi się z dowodem osobistym i matematyką, ale na pewno nie z płcią. Byłem zdezorientowany i zaczynałem być zły. Taka prawda, zirytowałem się. Nie na córkę. Obiecałam żonie, że nigdy za nic nie będę jej obwiniał. Więc nie obwiniałem. Uznałem, że to ten dziwny chłopak ma na córkę taki zgubny wpływ. Może matmę zna i zdolny z niego korepetytor, ale wolałbym, żeby się skupiali na tym. A on mącił Karolinie w głowie. Tylko brakuje, żeby zaczęła eksperymentować. Nastolatki zaraz wszystko biorą do siebie.

Nie wiedziałem, czy sugerowanie takich lektur dorastającej dziewczynie to jakaś nowa forma podrywu czy… nie wiem… swego rodzaju akwizycja? Próba przerobienia normalnego dziecka w kogoś spod znaku LGB… coś tam? Szukanie nowych wyznawców, jak w sekcie?

Dwa razy po tej rozmowie próbowałem pociągnąć Karolę za język, ale sznurowała usta coraz bardziej. Układ, który funkcjonował między nami od czasu jej urodzin, zaczął szwankować. Wcale mi się to nie podobało.

Córka stała się zamknięta w sobie, opryskliwa, prawie przestała ze mną rozmawiać, poza zdawkowymi uwagami na temat szkoły, posiłków, zakupów czy innych obowiązków domowych. Odnosiłem wrażenie, że jest na mnie zła, że ją rozczarowałem. Czym? Tym, że się o nią martwiłem? Że chciałam, by była jak inne dziewczyny? Nie chodzi o to, że już teraz

sen mi z oczu spędzało, że córka nie da mi wnuków, a zamiast męża będzie miała żonę. Nie, tak daleko nie wybiegałem myślami w przyszłość. Po prostu bałem się o nią. Każda odmienność jest tępiona, a na pewno musi mierzyć się z krytyką, niechęcią, ostracyzmem. Jako ojciec chciałem usuwać z drogi swojego dziecka każdy pyłek, więc nie mogło mi się podobać, że z własnej woli wkracza na bardzo kamienistą ścieżkę. Ale bałem się też szczerze z nią porozmawiać. Czy raczej kompletnie nie wiedziałem, jak się do tego zabrać. Jakbyśmy nagle zaczęli mówić innymi językami.

Sytuacja była patowa. Nie wiedziałem, co robić, żeby jej nie pogorszyć. Obiecałem żonie, że będę każdy mniejszy czy większy problem przegadywać z córką, i dotąd to się doskonale sprawdzało. Ale skoro Karola nie chciała ze mną rozmawiać…

W porządku, nie to nie, pogadam sobie w takim razie z Aleksandrem.

Nie mogłem zrozumieć, kim ona naprawdę jest…

Trzy dni później znowu do nas wpadł – tym razem chodziło o fizykę. Przyszedł ze szkoły razem z Karoliną, ale wysłałem ją zaraz do sklepu po jedzenie dla kota.

– Przy okazji kup jakieś orzechy do pogryzania, żeby wam się lepiej myślało przy nauce.

Pobiegła, a ja siadłem z jej dziwnym kolegą przy stole w kuchni. Czasu miałem raczej mało, więc nie owijałem w bawełnę.

– Mam parę pytań. Odpowiesz?

Aleksander kiwnął głową.

– Postaram się, w miarę moich możliwości.

– Kim jesteś? O co chodzi z tym twoim imieniem? Czego chcesz od Karoliny?

– Z grubej rury… Ale w porządku. Mam rodziców, rozumiem. Jestem osobą transpłciową. Urodziłam się jako chłopiec, ale już od najmłodszych lat czułam, że mi to nie pasuje. Generalnie chodzi o to, że osoby takie jak ja odczuwają wyraźną i trwałą niezgodność pomiędzy swoją płcią biologiczną a psychiczną. Czy dokładniej rzecz ujmując, między doświadczaną tożsamością płciową a biologicznie definiowaną płcią.

– Poczekaj… – uniosłem dłoń. – Trochę za mądrze jak dla mnie. Jesteś chłopakiem czy dziewczyną? Czy sam nie wiesz kim?

Uśmiechnął się smutno.

– Jestem dziewczyną, czuję się dziewczyną, ale uwięzioną w ciele chłopaka. Masakra…

– Domyślam się – mruknąłem.

– Nie sądzę – odparł, czy raczej odparła, bo żeby ułatwić sobie kwestie z odmianą, zacząłem myśleć o niej po prostu jak o osobie. Mniejsza o płeć biologiczną. Ale rodzaj gramatyczny był żeński. Tak wilk był syty i owca cała. – Za dwa lata skończę 18 lat i będę mogła podjąć starania o zmianę płci. Rodzice niby mnie nie wyklęli, ale matka wciąż się martwi, a ojciec prawie się do mnie odzywa. Zawsze marzył o synu, a ja chcę mu go odebrać, tak on to widzi.

– No dobrze – powiedziałem po krótkim namyśle. – Ale o co chodzi z Karolą? Czemu się jej uczepiłaś, czemu ją przekabacasz na swoją stronę?

Ola spojrzała na mnie z politowaniem. Szesnastoletnia osoba.

– No co, co? Od kiedy cię poznała, oddaliliśmy się od siebie. Boję się, co będzie dalej. Sama wiesz, że ludzie odbiegający od ogólnie przyjętych standardów mają pod górkę. Boję się, że znajomość z tobą skłoni Karolę do poszukiwań własnej odrębności płciowej, że będzie się jej doszukiwać na siłę…

Ola parsknęła śmiechem.

– Transpłciowość nie jest zaraźliwa. Tym się nie da zarazić jak ospą – chichotała.

– Proszę się nie martić, znajomość ze mną nie może Karoli zaszkodzić. Poszerzyć horyzonty, pogłębić empatię, owszem, ale…

– Mnie to nie bawi – mruknąłem.

Spoważniała.

– Sorry. Karolina jest wspaniałą i niezwykłą dziewczyną, ale zapewniam pana, że pod względem preferencji jest najzupełniej typowa i standardowa. Kobieca dziewczyna, która woli chłopaków.

– Dlatego się z tobą spiknęła?

Szybkie spojrzenie i strzał:

– Ja akurat wolę dziewczyny.

Boże drogi… Totalnie się pogubiłem.

– Spoko. Karolinie podoba się ktoś inny. My się po prostu przyjaźnimy. Znaczy… Cofam to „po prostu”. Mam nadzieję, że to prawdziwa przyjaźń, taka na zawsze. Jeżeli… – spojrzała na mnie znacząco.

– Jeśli tego nie popsuję? – domyśliłem się. – Postaram się. I dzięki.

– Służę uprzejmie. Jeszcze coś? – Ola uśmiechnęła się, ukazując dołeczki w policzkach. Urocze bez względu na płeć.

– Skoro pytasz… Czy ja dobrze zrozumiałem? Karola się zakochała?

Aleksandra uniosła ręce.

– Tajemnica zawodowa, znaczy między przyjaciółkami. Będzie ją musiał pan sam podpytać. Chyba nie tylko o to zresztą…

– Już jestem! – dobiegł od drzwi głos Karoliny.

Wróciła ze sklepu, objuczona siatkami. Szykowała się długa nauka…

Dla mnie też.

Dlaczeg się ode mnie odsunęła?

Powiedzmy, że wyjaśniłem sobie sprawy z Olą, którą coraz łatwiej przychodziło mi traktować jak dziewczynę. Miałem jednak cały czas problem z Karoliną, jej chłodnym stosunkiem do mnie i tym nagłym zainteresowaniem tematem, który typowych szesnastolatek raczej nie powinien intrygować. Wiedziałem, że czeka nas poważna rozmowa, ale zabierałem się do niej jak pies do jeża.

Zdecydowałem się przy okazji kolejnego zamówienia na książki, jakie mi przedstawiła.

– Karola, nie mam nic przeciwko twojej edukacji, ale… no, usiądź na chwilę, chciałbym porozmawiać…

– Niby o czym? – burknęła opryskliwie.

Nie poznawałem jej. Naprawdę zrobiła się mocno nieprzyjemna. Skoro zdaniem Oli była taka wspaniała i niezwykła, chyba miałem w tym swój udział, przecież ją wychowałem. A traktowała mnie jak wroga.

Westchnąłem.

– O twoim zainteresowaniu sprawami osób takich jak Ola. Wydaje mi się nieco nadmierne.

– Ooo? – zdumiała się przesadnie. – Już nie „dziwny chłopak”, tylko Ola? Skąd ta zmiana?

– Być może stąd, że ona chce ze mną rozmawiać. A ty nie.

Karola zmarszczyła brwi.

– Gadaliście? O czym? O mnie?

– O tobie również.

– I co ci wygadała?

– Nic. Umie dochowywać tajemnic. Starała się mnie uspokoić, ale... i tak się martwię.

– Czym? Tym, że ją lubię?

– A lubisz?

– No pewnie! Przyjaźnimy się. Dlatego tak się na tobie zawiodłam. Mój rodzony tata, mój wzór cnót wszelkich i bohater, a zachowuje się jak nietolerancyjny, twardogłowy buc, który zamierza mi dyktować, z kim mogę się zadawać, a z kim nie.

– Tak o mnie myślisz? – przeraziłem się. A potem zdenerwowałem. – Buc? Czy ty za dużo sobie nie pozwalasz, moja panno?

Korala wywróciła oczami.

– Tato, błagam cię…

– Ja też cię błagam, córciu. Bądź ze mną szczera. Ta cała Ola… czy ty ją lubisz… no wiesz… w taki sposób?

Karolina zrobiła wielkie oczy.

– W jaki taki?

Mówi się trudno, raz kozie śmierć.

– No… seksualny – wyrzuciłem z siebie.

Karolina zaczęła się śmiać tak bardzo, że mało nie spadła z krzesła.

– No co, co?

– Nic, tato, nic… – wyjęczała, łapiąc oddech – nic z tych rzeczy! Ona mnie fascynuje z czysto naukowego punktu widzenia.

– Przepraszam, że jak?

Córka spoważniała.

– Kiedy poznałam lepiej Olę i jej znajomych, kiedy sobie poczytałam o ich problemach, dylematach, zdecydowałam, że chcę w dorosłym życiu pomagać takim ludziom. Żeby nie musieli kłamać, udawać i cierpieć całe życie, żeby nie musieli się maskować, męczyć w nie swojej skórze, żeby… się nie zabijali… – zakończyła smutno.

Miałem naprawdę mądrą i wrażliwą córkę

Pokiwałem w zadumie głową. Ola miała rację: dostrzegałem ledwie wierzchołek góry lodowej, nie miałem pojęcia, z czym się muszą borykać osoby odbiegające od ogólnie rozumianej normalności.

– Czyli co… medycyna? Zostaniesz chirurgiem? Specjalistką od takich operacji?

Karolina znowu wywróciła oczami.

– Tato, no weź, to się nie zmieniło i raczej nie zmieni, nawet za sto lat. Mdli mnie na widok krwi, więc chirurgia odpada. Chcę im pomagać wcześniej, przed ewentualną operacją, kiedy naprawdę mają przerąbane, i to non stop. Kiedy nie dość, że są pogubieni, to jeszcze pod ostrzałem. Taka operacja to poważna decyzja życiowa. Trzeba poważnie się zastanowić. Nie przez miesiąc czy dwa, ale nawet lata, bo to zmiana diametralna. Mama też stanęła przed dylematem i wybrała mnie. Chcę spłacić ten dług, ratując jak najwięcej osób.

– Córcia… – głos zamarł mi w gardle. Łzy podeszły do oczu. – To nie dług, to dar…

– Wiem, wiem… – otarła oczy, odchrząknęła. – Na policjanta, strażaka czy lekarza się nie nadaję. Ale chcę być psychologiem. O ile się dostanę na studia, bo psychologia to mocno oblegany kierunek.

– Oczywiście, że się dostaniesz – zapewniłem ją żarliwie. – Wierzę w ciebie i zawsze będę w wierzył.

– Czyli zamówisz je dla mnie? Te książki?

– Zamówię.

I jeszcze kilka dla siebie. Z gatunku, jak rozmawiać z dorastającą córką, gdy jest się samotnym ojcem i wdowcem. Bo przecież muszę się jakoś dowiedzieć, w kim moja córcia się zakochała. Co to za jeden, czy na nią zasługuje, bo może to jakiś…? Oj, chyba więcej niż kilka. Cały wór książek mi się przyda. Z radami i przykładami z życia.

Artur

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama