„Żyłam pod dyktando teściowej, która nie pozwalała nam nawet robić prania. Doceniłam jej pomoc, gdy urodziłam syna”
„Urządziła nam mieszkanie, wchodziła do sypialni, o której tylko zachciała, nie pozwalała nawet decydować o stopniu czystości naszej podłogi, czy o ubraniach do prania. Zajęła się również naszymi finansami. Miałam po dziurki w nosie mieszkania z tą babą...”.
- redakcja mamotoja.pl
Mieszkanie na piętrze willi urządzone było ze smakiem, niczego w nim nie brakowało.
– Masz doskonały gust – chwalili znajomi, zakładając, że to moja zasługa.
Uśmiechałam się i dziękowałam, chociaż aż mnie skręcało z bezsilnej złości. Nie wybierałam mebli, ozdób ani dywanu, nie miałam na to szans. Gustowne wnętrze było dziełem Małgorzaty, mojej teściowej.
– Wprowadzicie się na piętro, nie ma sensu pakować pieniędzy w wynajem mieszkania – zdecydowała, jak tylko dowiedziała się o zaręczynach.
Ucieszyłam się, bo dom teściów był duży i stał w uroczym ogrodzie, zawsze marzyłam o czymś takim. Adrian studził mój zapał. Marudził, że nie chce mieszkać z rodzicami, a szczególnie z matką.
– Jest strasznie apodyktyczna, do wszystkiego się wtrąca – ostrzegał.
Trudno mi było w to uwierzyć. Małgorzata nie wpisywała się w stereotyp teściowej zazdrosnej o synka i prymat w domu. Elegancka, zadbana, miała mnóstwo spraw, pracowała i lubiła podróże. Takie osoby nie muszą żyć cudzym życiem, wystarczająco zadowala ich własne. Nie miałabym nic przeciw temu, żeby za trzydzieści lat wyglądać i czuć się tak jak ona.
– Jest bardzo fajna, bez problemu się dogadamy, zobaczysz – starałam się nie podzielać obaw Adriana.
– Nie wiesz, o czym mówisz. Będziemy mieszkać u rodziców, a to oznacza konieczność dostosowania się do wymagań. W domu rządzi matka, nami też będzie.
– Przyznaj się, masz złe wspomnienia ze szczenięcych lat? – spytałam wesoło.
– Trzymała cię żelazną ręką?
– Żebyś wiedziała.
– Nie sadzę, żeby nadal chciała cię wychowywać, jesteśmy razem prawie dwa lata i nigdy nie zauważyłam, żeby dyktowała ci, co masz robić, a czego nie.
– Oby ten stan utrzymał się jak najdłużej – mruknął Adrian.
Nie wyglądał na przekonanego, ale uległ presji. Jeszcze przed ślubem wprowadziliśmy się na piętro okazałej willi.
Zachwyciłam się. Mieszkanie było przestronne, widne i urządzone z gustem. Nie miałam nic do powiedzenia w sprawie wystroju, nawet nie wiedziałam, że mieszkanie było urządzone, zastałam je gotowe, Małgorzata zrobiła to w tajemnicy.
– Niespodzianka! – oznajmiła. – Myślę, że się wam spodoba, to przemyślana całość, niczego bym w niej nie zmieniła.
Spojrzała na mnie znacząco, dając do zrozumienia, że wątpliwości nie wchodzą w grę, ma być tak, jak jest. Adrian milczał, więc czym prędzej podziękowałam i rozpłynęłam się w pochwałach. Mieszkanie było śliczne, ale już na wstępie Małgorzata dała mi odczuć, że nie jestem u siebie. Sygnał był subtelny, lecz doskonale czytelny, zrobiło mi się nieprzyjemnie.
– Matka uważa że powinniśmy być jej wdzięczni za wszystko, co dla nas zrobiła – Adrian doskonale rozumiał, co czuję.
– Pozwolili nam tu zamieszkać, wiele osób dałoby się pokroić za takie warunki.
– Może i tak – nie mogłam się zdecydować, czy moje parcie do samodzielności jest równoważne z niewdzięcznością.
Bezradnie popatrzyłam na piętrzące się na podłodze tekturowe pudła, w które zapakowaliśmy skromny dobytek.
– Co z tym zrobimy? – spytałam Adriana.
– Nie mam pojęcia, w kuchennych szafkach nie ma miejsca, są szklanki, miski, talerze, kieliszki. Matka o niczym nie zapomniała. Możemy się wypchać naszymi bezpretensjonalnymi kubkami.
– Nie ma mowy, bardzo je lubię. Zaraz zrobię dla nich miejsce.
Wyjęłam część zastawy od teściów.
– Oddaj to rodzicom – poprosiłam. – I podziękuj.
– O nie, chodź ze mną.
– Boisz się? – spytałam przekornie, śmiejąc się.
– Nie, ale chciałbym, żebyś zobaczyła reakcję mamy. Po co masz mieć złudzenia.
Adrian przesadzał, Małgorzata nawet okiem nie mrugnęła, kiedy oddaliśmy jej pudło z talerzami.
– Twoja matka ma klasę – powiedziałam z uznaniem.
– Chwilowo się wstrzymała, aż się zdziwiłem. Może rzeczywiście się zmieniła, zobaczymy, jak będzie, ale nie rezygnowałbym z opcji wyprowadzki. Nie przyzwyczajaj się za bardzo do tego adresu.
Pierwszym zgrzytem była sprawa porządków. Ogarnialiśmy z Adrianem mieszkanie, niezbyt przykładając się do polerowania kafelków czy przecierania podłogi. Było czysto, ale nie perfekcyjnie, po prostu domowo i tak nam się podobało.
Spaliśmy jeszcze, kiedy Małgorzata wparowała do sypialni w towarzystwie obcej kobiety dzierżącej odkurzacz.
– Rany – Adrian nakrył głowę poduszką.
Chciałam pójść w jego ślady, ale jakoś nie miałam śmiałości. Małgorzata zwróciła się do mnie.
– To jest pani Justyna, od lat pomaga nam w domu, poprosiłam ją, żeby zajęła się waszym bałaganem. Zacznie od zaraz, nie ma na co czekać.
– Nie trzeba, zrobimy wszystko sami – Adrian odsłonił zaczerwienioną twarz.
Brwi Małgorzaty podjechały do góry.
– Tak jak do tej pory? Dziękuję, ale raczej nie. Czekałam, aż się zadomowicie, nauczycie porządku, ale widzę, że jest jak za twojego dzieciństwa, Adrianie. Czego mama nie zrobi, tego nie ma. Pani Justyno, proszę ich nie słuchać, do dzieła. A wy się ubierzcie, późno już jest.
Potraktowała nas jak dzieci, o które trzeba zadbać wbrew ich woli
Od tej pory było tylko gorzej. Pani Justyna buszowała po naszym mieszkaniu, kiedy chciała, zabierając bez pytania do prania nie schowaną do szafy odzież.
– Hej, to przecież moje spodnie, będą mi potrzebne – jęczał Adrian.
– Trzeba było je włożyć do szafy. Pani Justyna zabiera wszystko, co leży na meblach i podłodze.
– Nie będzie mnie uczyła porządku – zdenerwował się Adrian. – To nie jest jej dom!
– Ani nasz – powiedziałam cicho, bo w tej właśnie chwili do mnie dotarło, że mieszkając kątem u teściów, musimy się dostosować do wymagań Małgorzaty.
Nie my decydowaliśmy o stopniu czystości podłogi i kolejności prania. Nie mówiąc o wydatkach, bo Małgorzata wzięła się i za to. Twierdziła, że nauczy nas gospodarności. Nie było dziedziny, w którą by się nie wtrąciła, robiła to z wdziękiem i klasą, jakby mimochodem, budząc w nas obojgu złość i coś w rodzaju przekonania, że nie potrafimy samodzielnie żyć, w każdym razie nie bez niej.
Uciekliśmy. Bez żalu porzuciliśmy wspaniałe mieszkanie na piętrze willi teściów. Nowe lokum było więcej niż skromne, ale byliśmy u siebie, mogliśmy powiesić spodnie Adriana choćby na żyrandolu, jeśli taka byłaby nasza wola. Małgorzata nigdy nas nie odwiedziła, ale nie obraziła się, prezentując klasę, którą tak ujęła mnie przy pierwszym spotkaniu. Ta kobieta była fascynująca, szkoda, że tak trudno było z nią wytrzymać.
Dwa lata później urodziłam Olafa
Adrian pracował, ja poszłam na macierzyński i całe dnie byłam sama z dzieckiem. Macierzyństwo okazało się trudne. Synek miał kolkę, płakał, nie dawał chwili wytchnienia. Myślałam, że zwariuję, chociaż Adrian pomagał mi jak mógł, wstając do małego w nocy. Stałam się drażliwa. Kiedy więc Małgorzata jak co tydzień zadzwoniła z pytaniem, czy wszystko w porządku, zamiast odpowiedzieć uprzejmą formułką, wybuchnęłam.
Nie przebierałam w słowach, wylewając frustrację i nie szczędząc jej nagiej prawdy.
– Zaraz przyjadę – powiedziała tylko.
Musiała się śpieszyć, bo po pół godzinie już siedziała na brzeżku zarzuconej tetrą, butelkami i smoczkami kanapy, jedynego mebla, który się do tego nadawał. Rozsiewała dyskretny zapach dobrych perfum.
– Daj mi małego, weź prysznic, uczesz włosy i idź spać. W tej kolejności – rozkazała, wyciągając ręce po dziecko.
Postawiłabym się jej, ale byłam wykończona, przyjęłabym pomoc od każdego. Oddałam synka babci i zakopałam się w niepościelonym łóżku. Małgorzata zajrzała do mnie z Olafem na rękach.
– Przyślę do was panią Justynę, nie można żyć w takim bałaganie – oznajmiła, taksując wzrokiem pomieszczenie.
Nie miałam siły się z nią kłócić, skorzystałam z okazji i odpłynęłam w sen.
Małgorzata znów wkroczyła do naszego życia, przyjeżdżała po pracy odciążyć mnie, a w weekendy zabierała nas do siebie.
Olaf uwielbiał dziadków, szczególnie upodobał sobie Małgorzatę, łapał ją za nos i obśliniał jej elegancki kostium z wielkim zapamiętaniem.
Przyjęłam też pomoc w postaci cotygodniowych porządków robionych przez panią Justynę. Oboje z Adrianem, nauczeni przykrym doświadczeniem, pilnowaliśmy, by nie zostawiać ubrań na wierzchu, więc współpraca układała się harmonijnie.
– Jeszcze trochę i matka całkiem wychowa nas po swojemu – powiedział w zamyśleniu Adrian, składając równo spodnie.
– W niektórych sprawach miała rację.
Adrian odwrócił się do mnie.
– No to będziesz zadowolona, bo mama dzwoniła, żeby przypomnieć o mieszkaniu w willi. Czeka na nas.
Wyobraziłam sobie jak to będzie mieć ją na wyciągnięcie ręki i pokręciłam głową.
– Twoja mama jest naprawdę wspaniałą kobietą. Ale wiesz, chyba lepiej będzie, jeśli zostaniemy u siebie.
Krystyna, 32 lata
Czytaj także:
- „Przyłapałam syna i jego kolegów na oglądaniu sprośnych zdjęć. Okazało się, że byli na nich rodzice jednego z chłopców”
- „Córka po stracie babci ma okropną traumę. Widziała śmierć na własne oczy, zamknęła się w sobie i przestała mówić”
- „Zabrałem syna na wyprawę, żeby zrobić z niego prawdziwego faceta. Tymczasem to ja okazałem się słabeuszem bez wyobraźni”