Reklama

Mama Hani rozstała się z jej tatą. Ojciec dziewczynki po rozstaniu zachował pełnię praw rodzicielskich. Zgodnie z umową, zabrał dziecko do siebie podczas zimowych ferii. Tylko że w dniu, w którym umówili się na powrót dziewczynki do mamy – nie przywiózł Hani.

Reklama

Miesiące tęsknoty i strachu

Mama Hani powiadomiła policję. Funkcjonariusze zaczęli szukać dziecka. 21 marca udało im się ustalić miejsce pobytu dziewczynki. Okazało się, że tata zabrał ją do Bułgarii. Ponad 1000 km od mamy.

Nie wiadomo, jak wytłumaczył dziecku, dlaczego nie może wrócić do domu, do mamy i brata. Ani jak długo zamierzał utrzymywać miejsce pobytu dziecka w tajemnicy – przed byłą partnerką i przed policją, która od miesięcy poszukiwała dziewczynki.

Policja uznała, że dziecko jest bezpieczne?

Pani Katarzyna umierała ze strachu o dziecko.

"Ojciec stanowi zagrożenie dla córki. Zrobi jej krzywdę, dojdzie do tragedii" – pisała w mediach społecznościowych.

Jak podaje portal bielskobiala.pl, funkcjonariusze z Bielska-Białej prowadzili poszukiwania trzeciego (najniższego stopnia) – zarówno dziecka, jak i jego ojca. Nie ogłoszono Child Alertu, prawdopodobnie dlatego, że uznano, iż dziecku nie grozi żadne niebezpieczeństwo.

Dziecko udało się odnaleźć dzięki współpracy z Biurem Międzynarodowej Współpracy Policji Komendy Głównej Policji. A także dzięki osobom prywatnym zaangażowanym w poszukiwania. Mama Hani napisała:

„Jest tyle osób, którym muszę podziękować za pomoc i zaangażowanie w tę wciąż trwającą batalię. Znalezienie dziecka bez was było prawie niemożliwe. Stosunkowo w tak 'krótkim' czasie uznaje to niemalże za cud. Kiedy pozbieram się po tym wszystkim, to wrzucę post ze specjalnymi podziękowaniami. Sztab ludzi pracował nad tym, żeby odnaleźć Hanię”.

Źródło: bielskirynek.pl, bielskobiala.pl

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama