„Bratowa zignorowała moją prośbę i na wesele przyszła z rozwrzeszczanymi dziećmi. Dałam jej nauczkę” [LIST DO REDAKCJI]
Wyraźnie napisaliśmy z narzeczonym, że nie życzymy sobie gości w towarzystwie bąbelków. Nie chciałam wrzasków, bieganiny i rozbitych naczyń. No i co, tak trudno było się dostosować? A potem płacz i pretensje.
Nie było miejsc dla dzieci, nie było specjalnego menu. Mniejsza z tym, czy chcieliśmy zaoszczędzić, czy po prostu nie życzyliśmy sobie rozwrzeszczanej dzieciarni na naszej imprezie. Nie rozumiem, jak można wpakować się na czyjeś wesele - z dziećmi, które nie były zaproszone?!
Wzięła dzieci na wesele, więc pożałowała
Jestem osobą, która raczej się nie patyczkuje, kiedy sytuacja tego wymaga. Na naszym weselu miało nie być żadnych dzieci. Nie przepadam za dziećmi, nie wyobrażam sobie, żeby plątały mi pod nogami podczas pierwszego tańca albo latały po sali, wrzeszczały i przeszkadzały gościom. A jak któreś by coś rozbiło, szarpnęło obrus, wpadło do stawiku? Po prostu nie i koniec. Jako państwo młodzi mamy prawo decydować, kto przyjdzie na naszą imprezę.
Na zaproszeniach wyraźnie zaznaczyliśmy, że serdecznie zapraszamy, ale bez dzieci poniże 12. roku życia. Wszystko miło i kulturalnie. Naprawdę nie spodziewałam się, że ktoś mógłby tak po prostu to zlekceważyć.
Moja bratowa aktualnie jest sama, bo brat pracuje za granicą. Ale to jej nie usprawiedliwia, mogła znaleźć opiekę dla dzieci, przyjść sama i się dobrze bawić. Ale najwyraźniej miała problem ze zrozumieniem. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom, kiedy wparowała do kościoła z dwójką swoich dzieci. To maluchy, 3 i 5 lat, jedno od progu zaczęło zawodzić. Zagotowałam się.
Myślałam, że może tylko do kościoła je wzięła, ale nie. Kiedy oczekiwaliśmy na gości już pod salą, przyjechała razem z dzieciarnią. Nie wytrzymałam. Wyprosiłam ją i tyle. Najpierw uprzejmie, ale nadal nie rozumiała. Powiedziałam stanowczo, że dzieci nie mają wstępu, tak było napisane, więc albo wchodzi sama, albo dziękujemy i do widzenia. Wszyscy to widzieli, było jej wstyd i słusznie. Odwróciła się poszła, obrażona na cały świat.
Nie żal mi w ogóle ani jej, ani tych dzieci. Poczułam się zlekceważona i miałam prawo tak postąpić. To w końcu moje wesele, jedyna taka okazja, miało być po mojemu i już.
Aneta
Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.
Zobacz też:
- „Jestem wściekła na męża za to, co zrobił z noworodkiem. Przyłapałam go, ale on nie widzi problemu”
- "Zostawiłam męża samego z dzieckiem na tydzień. To było najlepsze, co mogłam zrobić"
- "Ogarniam cały dom i dwójkę dzieci, a mąż każe mi jeszcze iść na etat. Ciągle narzeka, że do niczego się nie dokładam"