Reklama

Dramat rozegrał się na jednym z osiedli mieszkaniowych w Melbourne w Australii. Kiedy ojciec odnalazł syna – na ratunek było już za późno. Żył tylko kolega, który powtarzał: „Pomóż mi Boże, pomóż mi Boże”.

Reklama

Ojciec znalazł syna przygniecionego przez bramę

Kiedy ojciec wyszedł szukać syna, zobaczył go już z daleka przy bramie do osiedlowego garażu. Im bliżej podchodził, tym wyraźniej widział, że chłopcy już wcale się nie bawią. Podbiegł i na widok przygniecionych dzieci próbował je uwolnić, ale na próżno.

Już wtedy wiedział, że jego syn nie żyje. Na jego oczach z ust chłopca wypłynął strumień krwi.

– Gdy dotknąłem jego ręki, była zimna – powiedział zrozpaczony ojciec dziennikarzom 7News. – Cały był zimny.

Ojciec: „Pół godziny to teraz wieczność”

Wujek chłopca nie może uwierzyć w to, co się stało. Rodzinny dramat budzi w nim ogromny żal, ale i złość. – Ta brama nie była w żaden sposób zabezpieczona – mówił w rozmowie z dziennikarzami.

Ojciec nie może sobie wybaczyć, że pozwolił wtedy wyjść synowi z domu.

– Pozwoliłem mu wyjść na pół godziny. Te pół godziny to teraz wieczność – wyznał.

Jego jedyny synek bardzo dobrze się uczył, uwielbiał grać w piłkę i marzył, że w przyszłości zostanie lekarzem. Zamiast przygotowań do 10. urodzin chłopca, rodzina musi teraz myśleć o pogrzebie dziecka.

Piszemy też o:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama