Nauczyciele są od nauki tabliczki mnożenia, czytania, omawiania lektur. Nie od pouczania rodziców. A może się mylę?
Zostawiła liścik w śniadaniówce
Szanowna Redakcjo, proszę o potwierdzenie, że mam rację, albo o wyprowadzenie mnie z błędu. Moim zdaniem wychowawczyni mojego syna posunęła się za daleko i pomyliła swoją rolę nauczyciela z rolą rodzica. To ja jestem matką i decyduję, co je moje dziecko.
Tymczasem ona postanowiła się wtrącić, jak jakiś kontoler. Uważam, że nauczyciel nie ma prawa zaglądać dzieciom do śniadaniówek i komentować. A już tym bardziej pouczać rodziców.
Wczoraj po szkole znalazłam w śniadaniówce syna karteczkę z odręcznie napisaną wiadomością. Wychowawczyni napisała, że na przyszłość prosi o zwrócenie uwagi na zawartość lunchboxa i wkładanie tam zdrowszych przekąsek. 'W szkole dbamy o kształtowanie zdrowych nawyków żywieniowych, niezdrowe przekąski utrudniają nam pracę'. I na końcu uśmieszek. Zagotowałam się!
Wszystko dlatego, że tego dnia dałam synkowi do śniadaniówki kilka chipsów. Utrudniam pracę nauczycielom! Przepraszam, ale to tylko i wyłącznie moja sprawa, co daję synowi do jedzenia.
Ciekawa jestem komentarzy innych Waszych czytelniczek. Czy komuś zdarzyło się coś podobnego? Czy ja przesadzam?
Żaneta
Zobacz też: