Dziś w Zabierzowie pogrzeb Mareczka. Słowa zrozpaczonego dziadka łamią serce, ma wyrzuty sumienia
Po śmierci 4-latka, który utonął na w zbiorniku z wodą na przedszkolnym placu zabaw, wciąż na jaw wychodzą coraz to nowe i szokujące fakty. Wiadomo już, że na tym placu zabaw nigdy nie powinno się bawić żadne dziecko… I że osoby, które zajmowały się dziećmi, w większości nie mały do tego uprawnień. W dniu tragedii nad bezpieczeństwem 59 dzieci czuwały zaledwie 2 opiekunki.
Właściciel przedszkola „Radosne Nutki” wiedział, że na placu zabaw jest niezabezpieczony, głęboki na 5 metrów zbiornik, ale nie wiedział, że jest w nim woda, która sięga wysokości 3 metrów.
Ne wiedział też, że plac zabaw wymaga dopuszczenia go do użytku.
Przedszkole zapewnia, że dzieci są tu bezpieczne...
Po tragedii rodzina 4-letniego Marka otrzymała z przedszkola SMS z kondolencjami.
Potem władze „Radosnych Nutek” zorganizowały z rodzicami swych podopiecznych spotkanie. By publicznie wyrazić smutek z powodu tragedii i… zaoferować pomoc psychologiczną. A także zapewnić, że wszyscy mogą być spokojni o bezpieczeństwo swoich dzieci.
Dziadek: „Wy zapomnicie, a my będziemy z tym żyć”
Na spotkanie przyszli dziadek i babcia Mareczka. Nie mogli słuchać, jak prezes przedszkola mówił, że odbiorów technicznych placów zabaw nie regulują żadne przepisy…
„Pan teraz ściągnął tu rodziców, by ratować siebie. A mojego wnuka już nie ma. Cóż z tego, że wysłaliście kondolencje smsem, to nam dziecka nie wróci. Za miesiąc, za rok, państwo zapomnicie o tym, a my będziemy z tym musieli żyć....” – mówił dziadek Marka, pan Krzysztof.
Mężczyzna nie może też darować sobie, że tego dnia nie odebrał wnuczka wcześniej z przedszkola. Bo wtedy chłopiec by żył.
Prawda jest jednak taka, że chłopiec żyłby, gdyby na placu zabaw nie było głębokiego, źle zabezpieczonego zbiornika z wodą.
2 opiekunki czuwały nad 60 dziećmi
Jak podaje portal RMF24, jedynie 1 na 5 opiekunek zatrudnionych w „Radosnych Nutkach” miała stosowne uprawnienia. W dniu, w którym zginął Mareczek, nad bezpieczeństwem 59 dzieci czuwały jedynie 2 opiekunki.
Mając pod opieką taką liczbę maluchów, nawet nie zauważyły, kiedy Marek stanął na przegniłą płytę paździerzową przykrywającą zbiornik z wodą. Dotąd nie wiadomo, ile czasu upłynęło od chwili, w której doszło do tragedii, do powiadomienia służb.
Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania śmierci. Tydzień po tragedii nikt nie usłyszał jeszcze zarzutów.
Dziś, 5 października – tydzień po tragedii, odbędzie się pogrzeb 4-letniego Marka. Msza żałobna rozpocznie się o godzinie 13, po czym nastąpi złożenie trumny do grobu.
Źródło: rmf24
Piszemy też o:
- Kisi się z mężem, 2 dzieci i sublokatorką w 1 pokoju. W dodatku nie lubi sprzątać. Czy tak powinny mieszkać dzieci?
- Sebastian Majtczak na pewno wie, że przez niego Oliwierek zginął w męczarniach. Walczy z wyrzutami sumienia na Karaibach?
- Chciała, by ojcem jej dziecka został 10-latek? Daria wciąż robi karierę w sieci