Reklama

Pacjentka, którą odwiedziłam, była słaba i bezradna, ale dobrze rokowała. Potrzebowała tylko czasu i opieki, by odzyskać siły. Nie byłoby w tym nic szczególnie dramatycznego, gdyby Elżbieta nie zajmowała się sama dwójką dzieci. Nie były to maluchy, Staś miał 11 lat, a Bożenka 8, więc jakoś z pomocą zaprzyjaźnionej sąsiadki rodzina dawała sobie radę. Niestety, jakiś czas później opiekunka i jedyna pomoc skręciła nogę. Założono jej ortezę i zaczęła kuśtykać, podpierając się szwedką. Wtedy Staś przejął jej obowiązki, robił zakupy, opiekował się Bożenką, mianował się opiekunem rodziny. Sytuacja wymagała, by stanął na wysokości zadania, i on to zrobił, zaniedbując przy okazji własne sprawy, a szczególnie szkolne, bo zwyczajnie ze wszystkim nie zdążał.

Reklama

Nie wiedział, że jest chora?

Ojciec chłopca, którego spotkałam u pacjentki, opowiedział mi tę historię w kuchni, zniżając głos do ledwie słyszalnego szeptu. Nie chciał, żeby to, co mówi, dotarło do żony i dzieci. Ponieważ jednak nie było w tych rewelacjach żadnej tajemnicy, domyśliłam się, że trzyma coś jeszcze w zanadrzu i zamierza mnie tym uszczęśliwić.

– Nic nie wiedziałem o chorobie Elżbiety – prawie bił się w piersi. – Dopiero niedawno zacząłem coś podejrzewać, no, po prostu mnie tknęło. Złamałem niepisany zakaz Elżbiety i przyjechałem zobaczyć, co się dzieje.

Wysłuchałam go i poczułam, że nic nie rozumiem.

– Jak to możliwe, że pan o niczym nie wiedział? Nie bywał pan w domu?

– No, nie, Ela sobie tego nie życzyła – spojrzał na mnie zdziwiony i stuknął się w czoło.

– Siostra nie wie? Jesteśmy rozwiedzeni. Mieszkam gdzie indziej, ale z dziećmi widuję się regularnie. Nie zaglądam do mieszkania, czekają na mnie pod blokiem, zabieram je do nas. To znaczy do siebie – poprawił się, chcąc ukryć obecność innej kobiety w swoim życiu.

– Dzieci nic panu nie powiedziały o chorobie mamy?

– Zakazała im. Nie chciała, żebym jej współczuł. Obawiam się, że Ela wciąż nie pogodziła się z rozstaniem. Powiedziała kiedyś, że mogę wejść do domu tylko wtedy, gdy zdecyduję się wrócić. No to nie wchodziłem, a jak nie wchodziłem, to nie wiedziałem. Ostatnio Bożenka opowiadała, jak to mamę wszystko boli, ale szczerze mówiąc, nie przywiązywałem wagi do jej paplania. Elżbieta stale kwękała, szczególnie tuż przed rozstaniem lubiła szantażować mnie swoimi dolegliwościami. Nie spodziewałem się, że sytuacja jest tak krytyczna, a dzieci nie mają opieki. Jak długo to potrwa? Czy ona ma szansę wyzdrowieć?

– Oczywiście, ale trochę jej to zajmie.

– Miałem zamiar zabrać dzieci do siebie, ale Staś stanął okoniem. Chciał zostać z mamą i opiekować się nią. Kochany chłopak, tylko strasznie uparty. Właściwie zmusił mnie do podjęcia decyzji, za którą teraz płacę. Opiekuję się nimi codziennie, a mój związek się rozpada. Partnerka nie może zrozumieć, dlaczego tyle czasu spędzam u byłej żony. Wie siostra, jak to jest, zazdrosnej kobiecie trudno wytłumaczyć, że ja tu tylko sprzątam. W przenośni, oczywiście. Tyram jak dziki, zajmuję się dziećmi, pracuję, po południu robię zakupy, a wieczorami gotuję. Kładę spać córeczkę, czytam jej przed snem, pogadam chwilę z synem, sprawdzę, czy Ela ma wszystko w zasięgu ręki, i dopiero wtedy mogę iść do domu. A tam awantura albo ciche dni.

– Nie mam własnych dzieci, ale wydaje mi się, że właśnie opisał pan zwykły dzień samotnej, pracującej mamy. One też tyrają jak dzikie, ale przynajmniej wieczorami zazdrosny partner nie ciosa im kołków na głowie – nie darowałam sobie, jego żale jakoś nie wzbudzały we mnie współczucia.

– Siostra żartuje, a ja mam problem. Nie chodzi o nadmiar obowiązków, chociaż przyznam, że czasem wydają się ponad siły. Haruję, ale wiem, że warto. Robię to dla dzieci, żeby wiedziały, jak zachowuje się przyzwoity facet.

– O, to już bardziej do mnie przemawia – spojrzałam na niego z sympatią.

– Odkąd codziennie u nich bywam, dotarło do mnie wiele rzeczy – urwał niezdecydowanie. – A co tam, powiem, najwyżej siostra uzna mnie za dupka. Chodzi o szacunek. Jestem ojcem i myślałem, że nie muszę się starać, że mam go jak w banku, przypisany do roli, którą pełnię, ale Staś patrzył na mnie tak, że zwątpiłem. Teraz młody zachowuje się zupełnie inaczej. Kto by pomyślał, że na szacunek dziecka trzeba zasłużyć.

– Jak na razie same plusy, nie widzę problemu. Zachował się pan, jak należy, opiekuje się rodziną, jesteście po rozwodzie, ale żona i dzieci nadal mogą na pana liczyć.

– Z dziećmi się nie rozwodziłem! – podskoczył tak gwałtownie jak pacjent, gdy zrywam plaster z opatrunkiem. – Chodzi o to, że zajmuję się także Elżbietą, a ona źle to interpretuje. Wróciłem, jestem miły, nie kłócimy się, więc nabrała nadziei, że mnie odzyska. A to nie tak! Jestem w kropce, tylko siostra może mi pomóc. Nie proszę o wiele, o jedną lub dwie luźno rzucone uwagi, które pokazałyby Elżbiecie w prawdziwym świetle, co mną kieruje. Tylko dobro dzieci, siostro, dobro moich dzieci. Gdyby nie one, nie byłoby mnie tutaj.

Mam się wtrącać? W życiu!

Odmówiłam chłodno i stanowczo, żeby nie nastawał. Nie miałam najmniejszej ochoty mieszać się do ich małżeństwa obecnego, czy też byłego. Nie moja sprawa, niech sami ją rozwiązują. A poza tym nie byłam pewna, jak to z nimi jest. Facet się zarzeka, że nie wróci do żony, ale przesiaduje u niej i mówi, że jego obecny związek się sypie. Coś tu się kupy nie trzymało, kto wie, co jeszcze z tego może wyniknąć.

Elżbieta otoczona dobrą opieką zdrowiała szybciej, niż się spodziewałam. Pomoc pielęgniarki nie była już potrzebna, to miała być ostatnia wizyta. Zastałam ją samą.

– Andrzej pracuje, wróci jak zwykle, po południu – uśmiechnęła się.

Wyglądała na zadowoloną. Gdybym nie wiedziała o rozwodzie, pomyślałabym, że Elżbieta kwitnie w szczęśliwym małżeństwie. Mówiła pewnością kobiety, która wie, że jest kochana i może liczyć na męża.

– Nastawiłam zupę, taką, jak lubi. Rosół. Ucieszy się, bardzo jest zaniedbany, ale ja go odkarmię. Zawsze chwalił moją kuchnię, a ja jestem już wystarczająco silna, żeby ugotować to i owo.

– Będzie miał niespodziankę, należy mu się za to, jak się zachował wobec pani – kiwnęłam głową.

Elżbieta chyba nie do końca zrozumiała, bo machnęła lekceważąco ręką.

– Chodzi o rozwód? To nieważne, jestem gotowa o wszystkim zapomnieć, byle tylko wrócił.

– O, a zamierza? – pytanie było z gatunku wścibskich, jednak Elżbiecie to nie przeszkodziło, chętnie rozmawiała o Andrzeju.

– Jestem pewna, że taki ma zamiar, tylko nie wie, jak to zrobić. Niezręcznie mu przyznać się do popełnionego błędu, więc ja mu pomogę. Niech wie, że dla mnie przeszłość się nie liczy. Jestem gotowa zapomnieć, jak mnie zranił. Chcę, żeby wrócił, mamy dzieci, tu jest jego dom. Ułatwię mu to, czekam tylko na właściwy moment. Wydaje mi się, że jeszcze po prostu nie nadszedł. Andrzej wygląda na znękanego, myślę, że to wina tamtej kobiety. Wczepiła się w niego pazurami i nie puszcza, a przecież niczego jej nie obiecywał! Nawet się z nią nie ożenił!

To będzie dla niej rozczarowanie…

Pomyślałam z nagłym współczuciem o Andrzeju. Zaplątał się chłop we własne sidła. Chciał dobrze, a wyszło jak zwykle. Ciekawa byłam, jak wybrnie z tej sytuacji. Prosił mnie o pomoc, wtedy odmówiłam, ale teraz ruszyło mnie sumienie. Co mi szkodzi powiedzieć dwa słowa w jego obronie?

– Jest pani pewna, że właściwie ocenia sytuację? Mąż pomagał pani w chorobie, zajmował się dziećmi, bo jest przyzwoitym człowiekiem, ale czy to znaczy, że chce do pani wrócić?

Elżbieta natychmiast wyłowiła w moim głosie nutkę wątpliwości i wytłumaczyła ją sobie po swojemu.

– Siostra coś wie? Zwierzał się siostrze? – wypytywała. – Proszę mi powiedzieć, muszę mieć pewność. Odkąd widuję go codziennie, żyję jak na wulkanie. Miotam się między nadzieją i obawą, że wszystko to sobie wymyśliłam. Ale przecież to niemożliwe, mam oczy i widzę, jaki jest miły i kochany, zupełnie jak w pierwszych latach małżeństwa. Dobrze go znam, wiem, co myśli. Jeszcze nie powiedział, że pragnie wrócić, ale zrobi to. Chce najpierw zerwać z tamtą, przyjść do mnie i dzieci z czystym kontem. Poczekam na niego tak długo, jak będzie trzeba.

Długo nie miałam wiadomości o Elżbiecie. W moim rewirze plotki szybko się rozchodzą, lecz tym razem sąsiedzkie tam-tamy milczały, a ja się nie dopytywałam. Potem doszły mnie słuchy, że nadal jest sama, chociaż Andrzej, dobry ojciec, często bywa u dzieci, a zatem i u niej. Elżbiecie musiało być trudno przełknąć rozczarowanie, ale tak czasem bywa. Nie dostajemy wszystkiego, co byśmy chcieli.

Justyna, 48 lat

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama