Zawiesiłam karierę na kołku i całkowicie poświęciłam się rodzinie. Czy byłam z tego powodu nieszczęśliwa? Przeciwnie. Czułam się spełniona, widząc dzieci zdrowe i zadowolone. Wiedziałam, że to stan przejściowy. Mąż też był zadowolony – obiadki palce lizać i na czas, mieszkanie zawsze wysprzątane, żadnych obowiązków ani problemów z dziećmi.

Reklama

Od ponad dwóch lat już tak pięknie nie było, bo mąż zaczął pracować w kilku miejscach, żeby zarobić na utrzymanie rodziny. Dlatego prawie nie było go w domu, a kiedy wracał późnym wieczorem, był tak zmęczony, że nie miał ochoty nawet na rozmowę. Było mi go żal, zwłaszcza że pieniądze zarobione takim kosztem, nie były aż tak duże.

– Za rok bliźniaczki pójdą do szkoły, ja wrócę do pracy, a ty już nie będziesz tak dużo pracował – pocieszałam go, przytulając.

Chciałam mu zrobić niespodziankę, ale to on mnie zaskoczył

Latem wyjechałam z dziećmi do dziadków na wieś. Miałam trochę tam pobyć, lecz po paru dniach wpadłam na pomysł ożywienia życia intymnego i spędzenia kilku romantycznych wieczorów z mężem. Zostawiłam dzieci na wsi i niespodziewanie wróciłam do domu. Chciałam męża mile zaskoczyć.

Zaskoczyłam jednak przede wszystkim siebie. I raczej niemiło. Mój „zapracowany” mąż już przeżywał romantyczne chwile z rudą zdzirą o rozmiarze stanika 75D. Po ciąży to zdecydowanie nie był mój rozmiar.

Zobacz także

W pewnym sensie udało mi się go jednak zaskoczyć. Gdy stanęłam w drzwiach sypialni, mąż na mój widok najpierw znieruchomiał jak kobra przed atakiem, potem jednak odzyskał kontrolę nad ciałem i wyskoczył energicznie z łóżka, zasłaniając nieudolnie pewne partie nagiego ciała. Ruda wolała pozostać w naszym małżeńskim łożu!

Wstrząs psychiczny, jakiego doznałam, był ogromny, zwłaszcza że niespodziewany. I tylko rozwód mógł go nieco złagodzić.

Jak mogłam niczego nie zauważyć? – wyrzucałam sobie. I jeszcze było mi żal męża, że tak dużo pracuje, gdy tymczasem on przyjemnie spędzał czas z kochanką.

Mój świat utracił barwy i przepełniony był cierpieniem. Zostałam z dwójką dzieci, świeżym rozwodem, niewielkimi alimentami, bez pracy, pieniędzy i tak zwanych perspektyw, bo wypadłam z rynku pracy. Nie było dla mnie etatu. W rozmowach kwalifikacyjnych zawsze spadałam kilka punktów niżej, ponieważ byłam samotną matką. Ewentualni pracodawcy nawet nie robili mi nadziei.

Ale nie poddawałam się. Wciąż szukałam pracy. Jakiejkolwiek, byleby zarobić na utrzymanie. W końcu coś znalazłam.

Musiał pomyśleć, że jestem wariatką

Znajomy obiecał podrzucić mnie samochodem do dość odległej od centrum miasta firmy. Miał przyjechać po mnie o umówionej godzinie autem koloru grafitowego. Spóźniłam się, wyszłam z domu kilka minut po czasie. Ujrzałam pod bramą szary samochód z otwartym bagażnikiem, do którego mój znajomy z jakiegoś powodu wetknął głowę. Podeszłam bliżej i powiedziałam:

– Hej! Przepraszam, że musiałeś czekać.

Z bagażnika dobiegło:

– Cześć, nic nie szkodzi.

Wsiadając do auta, pomyślałam, że ma dziwny głos, ale to pewnie dlatego, że dochodził z wnętrza bagażnika.

Byłam tego dnia w podłym nastroju. Prawie nie spałam ze zdenerwowania przed rozmową kwalifikacyjną. Od rana bolała mnie głowa, nie mogłam się skupić i przewidywałam najgorsze. I choć nigdy nie skarżę się obcym, to właśnie wtedy zebrało mi się na żale.

– Macie ze mną tylko kłopot. Przepraszam was. Mam nadzieję, że dostanę tę robotę, bo już nie mam skąd pożyczyć pieniędzy i chyba przyjdzie mi skończyć marnie.

W tym momencie za boczną szybą auta pojawiła się zdumiona twarz znajomego, który spytał, co tam robię. Nieco zaskoczona odparłam, że czekam na niego. Mówiąc to, ujrzałam obok niego innego mężczyznę.

– Stoję dalej – wyjaśnił znajomy.

Rany boskie! – nagle mnie oświeciło. Wlazłam obcemu facetowi do auta i nadaję. Co on sobie o mnie pomyślał?

– Bardzo pana przepraszam… – jąkałam się zawstydzona, gramoląc się z powrotem. – Stał pan pod klatką… Pomyliłam samochody… Byłam pewna, że to auto znajomego… Jeszcze raz przepraszam.

– Nic nie szkodzi, miło było z panią pogawędzić – odparł nieznajomy.

Jeszcze się ze mnie natrząsa, złośliwiec! – pomyślałam i wycofałam się speszona.

– No, to mam dziś przechlapane – powiedziałam do znajomego. – Rozmowa, na którą jadę, też pewnie będzie stratą czasu.

Gdy dotarłam na miejsce, skierowano mnie do dyrektora personalnego. Weszłam do jego gabinetu, spojrzałam na siedzącego za biurkiem mężczyznę i pomyślałam, że dopadła mnie jakaś fatalna seria pomyłek.

– Czy ja znów się pomyliłam? – zapytałam, patrząc na faceta od bagażnika.

– Nie sądzę – odpowiedział beznamiętnie – pani w sprawie pracy, prawda?

Nie było sensu odpowiadać. Już nie miałam na nią szans. Kto przyjmie taką porąbaną babę, która gotowa jest się sama zgubić.

– Jest pani przyjęta – powiedział po chwili, przeglądając moje dokumenty.

– Jak to przyjęta? – spytałam jeszcze bardziej zaskoczona niż wówczas, kiedy okazało się, że siedzę w jego samochodzie. – Nic pan nie chce o mnie wiedzieć?

– Wiem już wszystko, mam tu przecież pani papiery – odpowiedział. I dodał: – Potrzebujemy takiego fachowca jak pani.

– Musi pan jeszcze wiedzieć, że mam dzieci.

– To nic niezwykłego. Ja też mam…

Nie wierzyłam własnym uszom. Miałam pracę! Życie bywa zaskakujące, prawda?

Od pierwszego dnia bardzo się starałam. Byłam dokładna i solidna. Praca nie tylko zabezpieczała mnie materialnie, lecz również satysfakcjonowała. Dzięki niej zaczęłam powoli wychodzić z dołka.

W końcu odnalazłam prawdziwą miłość

W czasie służbowych spotkań z dyrektorem bardzo starałam się zatrzeć pierwsze wrażenie. Chciałam, by widział we mnie pracownika kompetentnego, umiejącego poradzić sobie z każdym problemem i kreatywnego. Zależało mi, żeby nie żałował decyzji o zatrudnieniu mnie w firmie. Dyrektor doceniał moje zaangażowanie, a to motywowało mnie do jeszcze lepszej pracy.

Kilka miesięcy później zauważyłam, że dyrektor darzy mnie szczególną sympatią. Początkowo sądziłam, że w ten sposób docenia moją pracę, lecz niebawem zorientowałam się, że bardzo subtelnie próbuje mi coś powiedzieć. Kiedy zaczęłam o tym intensywnie myśleć i zorientowałam się, że interesuję go jako kobieta, wówczas trochę się pogubiłam. Szczerze mówiąc, krępowało mnie to. Starałam się unikać spotkań sam na sam, choć zauważyłam, że niespodziewanie pojawiła się fascynacja tym mężczyzną. I że jest między nami porozumienie bez słów. Jednak zdrowy rozsądek podpowiadał mi: żadnych romansów w pracy!

Pewnego razu sekretarka dyrektora poinformowała mnie, że szef mnie wzywa. Gdy weszłam do gabinetu i zamknęłam za sobą drzwi, moje życie diametralnie się zmieniło.

Szef opowiedział mi nieco o swoim życiu. Okazało się, że jest wdowcem. Dwoje życiowych rozbitków o potrzaskanych sercach spotkało się wpół drogi i pokochało. Po tylu cierpieniach, jakich los nam obojgu nie oszczędził, znów jesteśmy szczęśliwi.

Nasz ślub był cudownym przeżyciem. Wyjątkowym. Niezapomnianym. Stworzyliśmy wspaniałą patchworkową rodzinę, w której wychowujemy pięcioro naszych dzieci.

A my z miłością każdego dnia z szaroczarnych kawałków naszego pękniętego życia kleimy wspólnie kolorowy witraż. Jestem pewna, że będzie piękny.

Jagoda, lat 35

Zobacz także:

Reklama
  • „Mam 5-letnie dziecko ze zdrady. Moja kochanka zmarła, a żona każe mi oddać córeczkę do sierocińca. Ta kobieta nie ma serca”
  • „Córka latami obwiniała mnie o rozwód. Nie wiedziała, że odszedłem, bo dowiedziałem się, że nie jest moją córką”
  • „Martę poznałam na porodówce. To ona była kochanką, z którą mąż mojej przyjaciółki miał dziecko”
Reklama
Reklama
Reklama