Reklama

Często jeżdżę komunikacją miejską i płaczące dzieci mnie nie dziwią. Sama jestem mamą dwóch nastolatków, więc coś tam wiem na ten temat. Ale tamten pisk był nie do wytrzymania. Czy matka miała prawo zrobić to, co zrobiła?

Reklama

Biedne dziecko czy biedna mama?

Ciągle myślę o tej sytuacji. Było gorąco, ścisk, wszyscy mieli już dość tego autobusu. Małe dziecko w wózku darło się wniebogłosy, ciężko było tego słuchać. Matka ewidentnie nie umiała sobie poradzić, obok miała jeszcze starszego synka, na oko 6-letniego. Chłopczyk też był zniecierpliwiony, kręcił się i wyginał, marudził. Ona z tym wózkiem, we wrzasku, miała jakieś ciężkie siatki, stała zlana potem. No po prostu współczułam tej kobiecie, bo wiem, jak to jest.

Widziałam, że mama próbuje coś zrobić, uciszyć jakoś tego małego w wózku, nachylała się nad nim, mówiła, a raczej syczała do niego. Zdegustowane spojrzenia innych ludzi na pewno jej nie pomagały. I nagle to się stało.

Ten starszy chłopczyk bez przerwy walił w przycisk do otwierania drzwi. W połączeniu z piskiem młodszego to stawało się do wytrzymania. Kiedy zamachnął się kolejny raz, matka nagle się wydarła. Nie krzyknęła, tylko wydarła się tak, że aż ludzie podskoczyli. To było jak ryk z głębi piekła. Nie żartuję. Ja sama złapałam się za serce, przestraszyłam się tak, że aż mnie coś zakłuło. Zapadła cisza w całym autobusie, ludzie patrzyli w szoku.

Ciszę przerwał kierowca autobusu. Wychylił się i zaczął krzyczeć, że ta kobieta go przestraszyła, a on przecież prowadzi. Nikt już więcej się nie odzywał, dzieci cicho chlipały.

Nie wiem, czy bardziej współczuć tym maluszkom, czy tej matce. Do jakiego stanu musiało ją to wszystko doprowadzić? Co dzieje się w ich domu, gdy nikt nie widzi? Ciągle wracam do tego myślami i jest mi naprawdę smutno.

Monika


Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama