Reklama

Nie będę udawać, że pracuję, bo to kocham. Owszem, nie narzekam na swoją pracę, ale to przede wszystkim jest moje źródło dochodu, dodam – jedyne źródło dochodu, bo tatuś nie poczuwa się do opłacania alimentów ani do niczego innego. Dlaczego więc ja i moje dziecko mamy jeszcze płacić za to, że sama utrzymuję rodzinę?

Reklama

Mama Hani zawsze obecna, ja – nigdy

Raz jedyny udało mi się wyrwać na przedstawienie w przedszkolu. Odkąd Matylda poszła do szkoły, nie byłam jeszcze na żadnym występie ani wycieczce. Niby wiem, że nie powinnam się obwiniać, w końcu pracuję na nasze utrzymanie, ale z drugiej strony złość we mnie kipi.

Są w naszym otoczeniu matki, które nie pracują, bo... nie chcą. Nie muszą, mają pieniądze albo po prostu są leniwe, nie wiem. Taka mama Hani np. zasłania się częstymi chorobami córki i tym, jak wiele robi w domu. Myślałaby kto. A ja to nic nie robię? Dziecko mi nie choruje?

Nie pracuje – jej sprawa. Ale dlaczego to ma się odbijać na moim dziecku? Ona może być na każdym wydarzeniu i jej córeczka jest cała w skowronkach, a moja płacze po kątach, że mama znów się spóźniła albo nie przyszła. I potem słyszę, że mama Hani jest taka wspaniała, bo zawsze przychodzi. Udziela się, to fakt, ale ja, na litość boską, nie unikam celowo szkolnych wydarzeń! Pracuję.

Może szkoła powinna wziąć pod uwagę sytuację pracujących rodziców, zwłaszcza samotnych, i nie organizować pieczenia pierników o 9 rano? Albo jasełek o 12?

W tym roku znów mnie nie będzie. Serce mi pęka.

Eliza

Jeśli chcesz się podzielić swoją historią, napisz do nas: redakcja@mamotoja.pl. Czytamy wszystkie listy i zastrzegamy prawo do wyboru najciekawszych oraz do ich redagowania lub skracania.

Zobacz też:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama