Reklama

Klaudiusz wyglądał mi na przyzwoitego faceta, w końcu bez wahania zaakceptował fakt, że jego luba miała już dziecko. Olaf miał wtedy ze cztery lata, po jego biologicznym ojcu nie było śladu, jedynie nadzieja, że kiedyś pójdzie siedzieć za niezapłacone alimenty. Naprawdę się bałem o siostrę. Byliśmy bliźniętami, ale kompletnie różnymi. Ja jestem introwertykiem, lubię łamigłówki i liczby, Monia była skrajną ekstrawertyczką, uwielbiała być w centrum uwagi całego towarzystwa, a dzięki urodzie i poczuciu humoru brylowała, gdziekolwiek się pojawiła. Niestety, „wpadła” w wieku dziewiętnastu lat. Ojciec już wtedy nie żył, mama się załamała.

Reklama

– Przecież ona miała robić studium kosmetyczne, iść do pracy. Tak marzyła o własnym salonie – utyskiwała mama. – Dziecko to radość, wiadomo, ale co z nauką? Pracą?

Mimo to pomogła Moni we wszystkim.

Olaf miał szczęście, bo Monika była świetną mamą, a w bonusie dostał jeszcze czułą, troskliwą babcię. No i wujka, bo mieszkaliśmy wszyscy razem. Ja chciałem wprawdzie studiować, ale że sytuacja się skomplikowała, zacząłem pracę w firmie znajomego. Mogłem się dokładać do rachunków, bo Monia jednak poszła do tego studium, a mama miała tylko pół etatu. Wszyscy odetchnęliśmy, kiedy pojawił się Klaudiusz. Podobał mi się, od razu zaakceptowałem go jako szwagra.

– Pobieramy się – oznajmili któregoś razu.

– I jeszcze coś: będziemy mieli kolejne dziecko! Olaf będzie miał rodzeństwo!

Fajnie było, że facet mówił „kolejne dziecko”, choć to przecież miało być jego pierwsze. Ale Olafa od początku uczyli, żeby mówił do niego „tato”, a Klaudiusz traktował go jak własnego syna. Urodziła się Marysia, potem jeszcze Stasiek. Olaf miał dziesięć lat, gdy auto Moni wpadło w poślizg.

– Mama już nie wróci, prawda? – zapytał mnie poważnie, kiedy przyszedłem posiedzieć z dziećmi, bo Klaudiusz był u Moni w szpitalu.

Siostra była w śpiączce, miała obrzęk mózgu, nie reagowała na bodźce. Wiedziałem, że młody miał rację, ale bałem się powiedzieć to na głos. Zacząłem coś mówić, że nic nie wiadomo, że lekarze nie są pewni…

– Przestań, wujek! – dziesięciolatek podniósł na mnie głos. – Chociaż ty mi powiedz prawdę! Tata i babcia powtarzają to samo, ale ja chcę wiedzieć! Mama nie wróci, prawda? Jej mózg umiera…? Widziałem program o ludziach w śpiączce w telewizji…

Mój szwagier wkrótce ożenił się ponownie

Miał rację. Musiał gdzieś coś podsłuchać, w końcu wszyscy strasznie przeżywaliśmy tę sytuację. Nadzieja na wybudzenie się Moni zgasła, kiedy siostra dostała sepsy i jej serce i płuca odmówiły posłuszeństwa.

Mama się załamała, nie była nawet w stanie pomagać Klaudiuszowi przy dzieciach.

Ja robiłem, co mogłem.

W końcu szwagier jakoś stanął na nogi, cztery lata po śmierci Moni poznał kobietę, która sama miała córkę w wieku Marysi. Dziewczynki były przyjaciółkami ze szkoły, miały wtedy po dziewięć lat, Olaf skończył piętnaście.

Kiedy Anita i jej córka zamieszkały z Klaudiuszem i dziećmi, zapytałem siostrzeńca, jak mu się podoba macocha.

– Fajnie, że tata jest szczęśliwy – odpowiedział wymijająco. – No i ona jest w porządku. Marysia i Stasiek ją lubią.

– A ty? – nie odpuściłem.

– Wujek…– westchnął, wyraźnie dając znać, że to drażliwy temat.

Nie miałem wtedy dla niego za dużo czasu.

Chciał się go pozbyć

Byłem po trzydziestce, robiłem karierę, spotykałem się z dziewczynami, szukałem mieszkania na kredyt. W firmie mnie potrzebowali, zarabiałem sporo, ale pracowałem jeszcze więcej. To był ten czas, kiedy rynek szalał na punkcie programistów nawet bez wykształcenia, a ja byłem zdolny i pracowity. Zarządzałem całym działem, przyjmowałem nowych ludzi, odbierałem telefony od potencjalnych pracowników. Ale tamtym razem to nie kandydat do pracy odezwał się po drugiej stronie.

– Cześć, stary, tu Klaudiusz – odezwał się szwagier czy raczej były szwagier, bo obecnie był już mężem innej kobiety niż moja siostra.

– Słuchaj, jest sprawa… Chodzi o Olafa.

Spotkaliśmy się na piwie. Klaudiusz postawił przede mną kufel i zaczął mówić:

– No więc, młody ma problemy. Nie wiem już, jak z nim rozmawiać. Pali, pije, nie wraca na noce. Anita już wcześniej dostawała od tego szału, a sytuacji nie poprawia to, że Olaf nam pyskuje i w domu codziennie są awantury. Dzieci boją się wyjść ze swoich pokojów, Anita płacze…

Nie bardzo rozumiałem, do czego zmierzał. Przecież to był jego syn. Co ja niby miałem zrobić z krnąbrnym siedemnastolatkiem? Przemówić mu do rozumu, skoro własny ojciec nie potrafił? Niby jak?

– Widzisz, chodzi o to, że on nie jest moim synem… – powiedział cicho Klaudiusz i nagle zrozumiałem tę całą gadkę. – Nigdy bym tak nie powiedział, ale Olaf w kółko wrzeszczy to do mnie i Anity. Wiesz, że nie jesteśmy jego rodzicami. Tego nie da się wytrzymać. Zrozum ją, wzięła faceta z trójką dzieci. Okej, dwójka jest moja, ale Olaf…

– Stary… – jęknąłem, nie chcąc tego słuchać. – Wychowałeś tego chłopaka, on mówi do ciebie „tato”, a…

– Już nie – wpadł mi w słowo. – Zaczął do mnie mówić po imieniu, do Anity też. Mówię ci, jest naprawdę nieprzyjemnie…

Obiecałem Klaudiuszowi, że porozmawiam z siostrzeńcem. Umówiłem się z nim w skate parku. Kiedyś nieźle jeździłem na desce, on też był jej fanem.

Kiedy go zobaczyłem, siedział na oparciu ławki i palił papierosa. Stłumiłem chęć zwrócenia mu uwagi i usiadłem tak samo. A potem wyciągnąłem swojego elektronika. Chłopak drgnął, jakby spodziewał się zupełnie innej reakcji.

– Nie umiem rzucić – przyznałem szczerze – ale e-papierosy mniej przeszkadzają innym. No i nie śmierdzę, jak idę się spotkać z dziewczyną.

– Masz dziewczynę? – zapytał Olaf, wyrzucając niedopałek.

Opowiedziałem mu o Julce, z którą wiązałem pewne nadzieje. Zapytałem, co u niego. Opowiedział mi o jednej Zosi z klasy. Dałem mu parę rad. Pojeździliśmy na deskach. Dopiero na koniec rzuciłem:

– Ojciec się o ciebie martwi. Macocha też. Wiem, że ci ciężko, ale…

– Nie rozumiesz, wujek! – przerwał mi gwałtownie. – To nie jest mój ojciec i Anita codziennie mi to uświadamia! Słyszałem, jak pytała Klaudiusza, czy nie może mnie odesłać do mojego biologicznego ojca, bo ona nie da rady z piątką dzieci. Rozumiesz to? Chcą znaleźć jakiegoś obcego kolesia, który w życiu się mną nie zainteresował, żeby mnie mu wcisnąć! To nie jest moja rodzina! Owszem, Marysia i Stasiek tak, ale Kinga i to nowe dziecko…

Tak właśnie się dowiedziałem, że żona Klaudiusza jest w ciąży. Nie wspomniał o tym, pewnie żeby nie wyjść na potwora bez serca, który chce się pozbyć jednego dziecka, żeby zrobić miejsce dla kolejnego. Ale takie były fakty.

Pożegnaliśmy się i długo patrzyłem, jak chłopak idzie ciężkim krokiem, z deską pod pachą. Nagle poczułem, jak to jest być nim. Twój stary zwiał, nawet cię nie oglądając na porodówce, twoja matka nie żyje, ojczym, do którego mówiłeś „tato”, ma nową żonę i kupę roboty z gromadą dzieci. Mieszkasz z dwójką dorosłych ludzi, z których żadne nie jest twoim rodzicem, z przyrodnim i przyszywanym rodzeństwem, a niedługo ma się pojawić dziecko, z którym kompletnie nie jesteś spokrewniony, a które będzie w centrum uwagi całej rodziny. Cholernie przechlapane.

Zadzwoniłem do niego na komórkę wieczorem. Powiedziałem, że mam trzy pokoje i może zająć jeden z nich.

– Możesz u mnie mieszkać, ile chcesz – powiedziałem, świadom, że ma osiemnastkę za parę miesięcy. – Hej, Olaf! Słyszysz mnie? Halo? Olaf, gdzie ty właściwie jesteś?

– Pod twoim domem, wujek – padła odpowiedź. – Z plecakiem. Mogę wejść?

Wszedł. Zamieszkał u mnie.

Następnego dnia poszliśmy do skate parku pojeździć na deskach. Ale potem trzeba było wrócić do domu, Olaf miał pracę domową. Muszę go wyciągnąć z jedynki z matmy. I z angielskiego. Damy radę. Monia jeszcze będzie z niego dumna, patrząc na nas z góry.

Damian

Zobacz także:

Reklama
Reklama
Reklama
Reklama