Rodzice z Przemkowa urządzili piekło nie tylko Piotrusiowi. Prokuratura ujawnia opinie biegłych lekarzy
W lutym niemal cała Polska żyła tragedią maleńkiego Piotrusia z Przemkowa. Wielu z nas wierzyło, że walka lekarzy o życie chłopca zakończy się zwycięstwem. Niestety, po tym, co zrobił mu ojciec, Marcin G. dziecko nie miało szans. Mężczyzna znęcał się nie tylko nad Piotrusiem, ale i nad jego starszym bratem. Matka nie robiła nic, by ratować dzieci. Śledztwo wciąż trwa...
Biologicznym rodzicom Piotrusia i Filipa grozi dożywocie. Póki co w areszcie jest tylko Marcin G. Wiadomo, że konsekwentnie odmawia wyjaśnień. Monika M. przebywa na wolności. Ona z kolei chętnie i wyczerpująco odpowiadała na pytania śledczych. Dlaczego pozwalała na to, by Marcin G. katował i ją i dzieci? Byliśmy do siebie przyzwyczajeni – tłumaczyła.
Biegli ustalili szokujące szczegóły
Piotruś zmarł w wyniku agresji wyrodnego ojca. 28 lutego 2024 roku Marcin G. uderzył chłopca po raz ostatni. Dziecko miało wówczas zaledwie 11 tygodni.
„Działając w zamiarze ewentualnym pozbawienia życia, uderzył ze znaczną siłą ręką w głowę Piotra G., w wyniku czego spowodował złamania w obrębie łusek obu kości ciemieniowych, co skutkowało zatrzymaniem krążenia i oddechu pokrzywdzonego w dniu 28.02.2024 r., a także narastającym, uogólnionym, nasilonym obrzękiem mózgu z dominującym komponentem cytotoksycznym oraz ostrymi lub podostrymi zmianami niedokrwiennoniedotlenieniowymi” – wylicza prok. Liliana Łukasiewicz na łamach „Faktu”.
Właśnie te obrażenia miały doprowadzić do śmierci Piotrusia 20 maja. Zdaniem prokuratury Marcin G. „działał w wyniku motywacji zasługującej na szczególne potępienie”.
Zdaniem matki dzieci, mężczyzna najbardziej nie lubił, gdy Piotruś płakał.
„Brał go i trząsł nim, potem uderzył, albo pięścią, albo ręką. Tak było prawie co dzień. Jemu przeszkadzało, że płacze. I on trzymał go za szyję, żeby nie płakał. Mały robił się czerwony. Filipka też bił, też go trzymał za grdykę, jak płakał”.
Brat Piotrusia z Przemkowa przeżył to piekło
Marcin G. i Monika B. mieli również starszego synka. 2-letni Filip przeżył to piekło. Choć biologiczni rodzice również dla niego nie mieli litości.
Dla małego Filipa codziennością było popychanie i ciosy od ojca. Marcin G. okładał synka otwartymi dłoniami i zaciśniętymi pięściami. Uderzał w plecy i w głowę.
Prócz tego kopał Filipa i rzucał nim o łóżko.
„W wyniku czego spowodował obrażenia ciała w postaci sińców okolicy czołowej, sińca policzka prawego, sińca zlokalizowanego poniżej kolana lewego, co stanowi naruszenie czynności narządów ciała i rozstrój zdrowia na okres poniżej dni siedmiu, oraz obrażenia w postaci krwiaków nadtwardówkowych, których część skutkowała powstaniem rozległych wodniaków nadtwardówkowych zlokalizowanych po stronie prawej w okolicy czołowo-ciemieniowej, a po stronie lewej czołowo-ciemieniowoskroniowej, co stanowiło ciężki uszczerbek na zdrowiu w postaci choroby realnie zagrażającej życiu, ciężkiej choroby długotrwałej” – informuje prokuratura.
Filip aktualnie przebywa w rodzinie zastępczej. Jego życiu i zdrowiu nie zagraża już żadne niebezpieczeństwo.
Źródło: fakt.pl
Piszemy też o: